Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

65.57 Km 65.00 Km teren
03:17 H 19.97 km/h
  • 43.17 km/h Max
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 165 ( 85%)
  • Kalorie 2468
  • W górę 654 m
  • Bike: Lawinka

    Czerwonak MTB Maraton 2016

    Niedziela, 21 sierpnia 2016 · dodano: 22.08.2016 | Komentarze 2

    Kolejny tegoroczny start u Gogola i najtrudniejszy jak dotąd mój start- na pewno nie będę miło go wspominał. Śledząc prognozy na niedzielę można było spodziewać się deszczu i sporo błota, ale to co było na trasie przerosło moje nawet najgorsze wyobrażenia.
    Przed startem nie miałem nawet chęci na jakąkolwiek rozgrzewkę, za to miło spędziłem czas na pogawędkach ze znajomkami- m.in. chłopaki z Kalisza, JPbike czy Dawid z teamu Gogola. W sektorze ustawiam się razem z Jackiem i Danielem- oczywiście gawędząc do samego końca ;). A sam start tradycyjnie opóźniony, więc sporo rozmów było. Ruszyli w końcu... i jedyne co pamiętam to błoto, błoto, błoto i błoto. Pierwsze kaemy strasznie ciężko mi szły, wszak pierwszy raz przyszło mi jechać w takich warunkach. Początkowe pociskanie w dużej grupie nawet nienajgorzej wchodziło, w grupce był oczywiście Daniel- który gnał jak szalony po tej błotnistej mazi. Pomyślałem, że ponownie będzie mocne gnieźnieńskie napieranie, ale nic z tego. Czas mijał, pociąg się pourywał, ja niestety zostałem i siły ubywały. Jakiś czas jechałem samotnie i bez fajerwerków, a po 30 min zaliczyłem przymusowy postój. Odkryłem przyczynę niekomfortowej jazdy- zbyt nisko umieszczone siodło (obniżone do transportu)- podniesione i przy tym straciłem kilkanaście pozycji na pewno. Po tym to od razu lepiej zaczęło mi się jechać, choć odtąd to przeszła mi już wszelaka chęć do ścigania. Chwilę później widzę kogoś bez powietrza w kole- i chciałem biedakowi szczerze pomóc, więc stop i pompka w ruch. Niestety nieudanie i dobre kolejne kilka minut w plecy. Po zebraniu się to stwierdziłem brak szans na dobry wynik i jechałem z myślą "Kiedy koniec?". Dalsza jazda do Dziewiczej to samotne pomykanie- udało się zalatwić kilku gości. W zasadzie do Dziewiczej chęci dodawała myśl, że Asia będzie cykać fotki na killerze. A co zastałem? Asię z Marcinem na szczycie jakiegoś dennego podjazdu i nawet bez żadnej wyżerki w postaci placka np. Oj, nieładnie :D. Jeszcze usłyszałem od niej "Boże, jak ty wyglądasz?" ;)- na dobrą sprawę sam tego nie chciałem wiedzieć. Na tutejsszej sekcji XC odpaliłem moje techniczne szaleństwa i kolejnych kilku załatwiłem, w tym jednego na killerze- w zasadzie Dziewicza to było jedyne miejsce, gdzie jechało mi się przyjemnie. Od Dziewiczej do rozjazdu to dalsze wypatrywanie pojedynczych sztuk przed sobą i w większości udane wyprzedzanie. Za to na drugiej pętli było kilka długich i mega błotnych prostych, które stopniowo wysysały ze mnie siły. Zabierały powera tak, że zupełnie poważnie myślałem żeby zatrzymać się i zejść z trasy po prostu. Takie myśli pojawiały się mniej więcej co 10 minut. Złożyło się jednak tak, że krótko po rozjeździe na jednej z takich prostych za moimi plecami pojawił się Rysiu Bróździński i pomykało się jakoś lepiej we dwójkę. Tylko dzięki temu jeszcze jechałem ;). Tak wspólnie jechaliśmy a sił coraz bardziej ubywało- żel niewiele pomógł. Aż się dziwiłem, że przed Dziewiczą doszliśmy trzech gości (zostali z tyłu na podjeździe), killer samotnie przejechany a na ostatnim zjeździe wyprzedziłem gościa na fullu Scotta- to ponownie dzięki mieszance szaleństwa i techniki ;). Odtąd do mety to jechałem na sporej bombie (pierwszy raz na maratonie), ale ostatecznie kilku z mega jeszcze wyprzedziłem. Ostatecznie kończę po sporo ponad 3 godzinach- nie pamiętam kiedy tak długo jechałem wyścig. Po mecie to nie miałem chęci do niczego, naprawdę. Najtrudniejsze zawody jak dotąd. Na wyścigu duży plus należy się sprzętowi- wszystko sprawnie działało przez cały dystans. Straty- kółko przerzutki zniszczone jak i klocki do wymiany. Po takich przeżyciach to myślę czy Stęszew odpuścić czy jechać, zobaczymy.

    Wynik
    43/ 76 open
    12/ 18 M2



    Kategoria 50-100 Km, Maraton



    Komentarze
    JPbike
    | 20:01 wtorek, 23 sierpnia 2016 | linkuj Dawid, po przeczytaniu wpisu nie dziwię się Twoim ciężkim przeżyciom na trasie. Dzięki temu jesteś bogatszy o kolejne doświadczenia - to na pewno się przyda w przyszłości :)
    A Stęszew to odwrócona i troszkę dłuższa Mosina, zatem będzie szybkie parcie i mało hamowania. Ja jadę bo to mój ostatni w sezonie ścig u Gogola, a finałowe Łopuchowo u mnie koliduje z górskim maratonem w Karkonoszach.
    sebekfireman
    | 19:40 poniedziałek, 22 sierpnia 2016 | linkuj Aleś się uwalił tym błotem :)
    Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa szyok
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]