Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:2688.90 km (w terenie 2444.16 km; 90.90%)
Czas w ruchu:124:09
Średnia prędkość:21.66 km/h
Maksymalna prędkość:55.03 km/h
Suma podjazdów:26721 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (90 %)
Suma kalorii:80044 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:58.45 km i 2h 41m
Więcej statystyk
62.12 Km 62.00 Km teren
03:04 H 20.26 km/h
  • 46.71 km/h Max
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 165 ( 85%)
  • Kalorie 2303
  • W górę 1040 m
  • Bike: Peak

    Kosox Cross Bike Dziewicza Góra 2019

    Sobota, 18 maja 2019 · dodano: 22.05.2019 | Komentarze 0

    Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem kolejnego startu w tym roku. Tym razem były to zawody po terenach Dziewiczej Góry oraz leśnych ostępach Puszczy Zielonki organizowane przez pasjonatów z Kosox Bike Teamu. Po dojeździe na miejsce załatwianie spraw w biurze poszło bardzo sprawnie, a z racji wczesnego dojazdu miałem sporo czasu do startu- nawet Kuba wleciał pogadać ;).
    Na 15 minut przed startem ustawianie w sektorze- kameralnie było, jakieś 40 osób- chwila czekania i start. No, co tu dużo mówić- od razu pełen ogień :). Na liczniku dobre ponad 30 km/h, a tętno momentalnie skoczyło pod wartości podchodzące pod 180 uderzeń :). Było konkretnie. Trasa została tak poprowadzona, że nie było ani chwili na jakąkolwiek nudę. Praktycznie co chwila przyszło pokonywać elementy w stylu podjazd- singiel- zjazd- wąwozik :). A jak wiadomo, w takich warunkach zawsze czerpię pełną frajdę z jazdy. I tak również było dzisiaj, mimo szalejącego tętna i oddechu cały czas było panowanie i skupienie nad trasą i sprzętem. Kilka fragmentów po płaskim również było- lecz na nich trzeba było cały czas porządnie deptać w korby. Pierwsza pętla zleciała bardzo szybko a na jej końcówce kolejna porcja metrów w pionie po Dziewiczej. Mieliśmy pod wieżą świetny doping kibiców, który dodawał sił :). Po świetnym mixie podjazdowo- zjazdowym wjazd na drugie kółko. A na nim ponownie sprawna jazda bez przygód, czerpanie kolejnych pokładów zabawy i zostawianie 100% sił na trasie ;). Przy ostatnich podjazdach pod Dziewiczą już czułem skurcze w udach- a to znak, że było naprawdę konkretne pociskanie cały dystans :). I jedynie telefon miał spory problem z gubieniem satelit, dlatego też nie zapisało pełnego dystansu niestety.
    Podsumowując- zmiana miejsca startu w porównaniu z ubiegłym rokiem wyszła na plus. Teren został wykorzystany w pełni- ponad 1000 metrów w pionie to świetny wynik na nasze okolice ;). Do tego masa świetnych przeplatanek podjazdowo- zjazdowo- singlowych dawała odpowiedni poziom adrenaliny i endorfiny w krwiobiegu. 
    Za rok obowiązkowo powrócę na ten maraton, a kto jeszcze nie był polecam wystartować :).








    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    65.55 Km 60.00 Km teren
    03:38 H 18.04 km/h
  • 45.08 km/h Max
  • HRmax 179 ( 92%)
  • HRavg 153 ( 78%)
  • Kalorie 2487
  • W górę 1010 m
  • Bike: Peak

    DT4YOU MTB Maraton Oborniki 2019

    Sobota, 27 kwietnia 2019 · dodano: 02.05.2019 | Komentarze 2

    Kolejna edycja niemal kultowego już maratonu DT4You Oborniki miała miejsce w ostatnią sobotę kwietnia. Jako, że pakiet startowy udało mi się wygrać w konkursie trzeba było obowiązkowo stawić się na starcie.
    Dojazd z Danielem szybki i przyjemny, na miejscu wizyta w biurze zawodów, odbiór pakietu i przebieranie- czyli okołostartowa rutyna. Pogoda przed startem nie rozpieszczała- chłodnawo i wiaterek. Standardowo zrobiłem objazd pierwszych kilku kilometrów trasy i od razu zaskoczyła mnie spora ilość piasku na drodze.
    Przyszła pora na ustawienie na starcie- sektor Mega liczebnością wydał mi się nieco większy niż rok temu. Ustawiłem się tak w drugiej połowie, gdyż zadowalającej formy nadal brak ;). Po starcie miałem trochę przebijania się na początkowym asfalcie i zyskałem kilkanaście pozycji. A po wjeździe w teren zaczęła się prawdziwa terenowa wyrypa. W zasadzie 85% trasy to jeden wielki singiel, co było zarówno zaletą i wadą. Zaletą, bo spoko się po nich kręciło- a wadą wyszła głównie przy przejeździe „Qni” z mini, bo było bardzo mało miejsca by ich przepuścić- a jak powszechnie wiadomo „Qnie” należy przepuścić za wszelką cenę bo inaczej stracą 0,00003 sekundy na mecie :D. A reszta trasy była jeszcze bardziej wymagająca niż w 2018- jeszcze więcej podjazdów, zjazdów i wspomniany piach sprawiały, że trudno było nawet sięgnąć po bidon. Na jednym z szybkich zjazdów usianych muldami prawie zaliczam glebę- źle oceniłem odległość powtarzających się nierówności, zarzuciło rowerem i wypiął mi się lewy but. Na szczęście jakoś wyhamowałem i tylko lekko obiłem nogi ;). Dalej już jechałem spokojnie aż do mety. Na drugiej pętli szło całkiem spoko, choć zmagałem się z problematycznym dziś napędem. Co chwila przy zrzucaniu spadał z koronek korby i to strasznie irytowało i wybijało z rytmu, więc jechałem dla przyjemności ;). Delikatny ubytek sił dopadł mnie w zasadzie dopiero na ostatnich kilometrach. Na sensowny finisz już nie starczyło zupełnie sił.
    Podsumowując nie było tragicznie- kolejny raz dobra obornicka trasa zaliczona i bez takiego „zgona” na mecie jak rok temu.
    I na dodatek poszczęściło mi się w tomboli- zgarnąłem patriotyczną koszulkę oraz zaciski do kół ;).











    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    61.12 Km 60.00 Km teren
    03:16 H 18.71 km/h
  • 47.98 km/h Max
  • HRmax 184 ( 94%)
  • HRavg 159 ( 81%)
  • Kalorie 2313
  • W górę 1173 m
  • Bike: Peak

    Solid MTB Mchy

    Niedziela, 14 kwietnia 2019 · dodano: 17.04.2019 | Komentarze 5

    Dziś nadszedł czas drugiego startu w SOLIDnych zmaganiach. Po słabym występie w Krzywiniu zaliczyłem kilka dobrych treningów więc tym razem musiało być trochę lepiej.
    Start z przyjemnego boiska przy szkole- po ostatniej beznadziei spadłem do 3 sektora- poszedł spoko. I już z początku miałem sporo roboty- dużo wyprzedzania wiary na szerokich duktach przed wjazdem do lasu. Po wjeździe do niego od razu poczułem się wyśmienicie ;). Minęło jakieś 5 km i zaczęła się najprzyjemniejsza część trasy. Wymagające podjazdy, na których na szczęście nie blokowali mnie i wszystkie podjechane przy szalejącym tętnie :). Wyśmienite zjazdy- na nich trzeba było dobrego opanowania kierownicy. Mnóstwo singielków i w dodatku prowadzonych po zboczach stoku. Standardowo na takich pierwszych singlach trochę blokowali i frajda była nieco mniejsza, lecz tak mnie więcej po 20 minutach prawie cały sektor został za mną i mogłem skupić się na robieniu swojego. Na początku pętli Mega doganiam Mariusza z Nowego Tomyśla i chwilkę gawędzimy cisnąc po asfalcie. A owa pętelka bez przygód i niespodzianek- stopniowo doganiam ludzi i tradycyjnie dla mnie zyskuję na wszystkich technicznych sekcjach tak, że po nich nie widzę nikogo za sobą ;). W zasadzie całe kółko to trasa prawie jak w XC, na której można czerpać garściami zabawę jazdą- jedna z tych, które można określić mianem „Pure MTB WLKP” ;). I tak pokonywałem kolejne kilometry nierzadko z uśmiechem na twarzy, jadąc swoje i nie oglądając się na nikogo. Do samej końcówki pętli zastanawiałem się czy kręcić na drugą rundę- ostatecznie przed rozjazdem miałem czułem sporo sił w zapasie więc wróciłem na „swój” dystans. A owa runda przebiegła równie spoko jak pierwsza, z tą różnicą, że nikt nie blokował na singlach, podjazdach i zjazdach. Więc frajda była jeszcze większa. Na metę wjechałem nieco zmęczony, ale zadowolony i z satysfakcją pokonanych kilometrów i przewyższeń.
    To był udany powrót do zmagań na słusznym dystansie :)

    Wynik:
    33/ 46 Open
    8/ 9 M2






    33.72 Km 30.00 Km teren
    01:44 H 19.45 km/h
  • 48.46 km/h Max
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 153 ( 78%)
  • Kalorie 1097
  • W górę 453 m
  • Bike: Peak

    Solid MTB Krzywiń

    Niedziela, 31 marca 2019 · dodano: 06.04.2019 | Komentarze 3

    Inauguracja kolejnego wyścigowego sezonu podobnie jak rok temu przypadła na Solidzie w Krzywiniu. Dojazd z teamem na miejsce, załatwianie spraw "papierkowych" w biurze zawodów w towarzystwie sporej kolejki- ponoć padł rekord startujących i krótka rozgrzewka poszły spoko. 
    Start z wywalczonego w ubiegłym roku drugiego sektora obok Darka i Mateusza z "Mobilków" :D. Trasa chyba niezmieniona w porównaniu do poprzedniej- wyłączając oczywiście mega pokłady błota. Dziś było pięknie, sucho i tumany kurzu wylatywały spod kół. Ze względu na brak konkretnych przygotowań wyjątkowo wybrałem dystans Mega i w sumie z tego samego powodu ten maraton trzeba jak najszybciej puścić w niepamięć. Od 20-ego km walczyłem głównie ze sobą, a nie z innymi :D. Niewiele jazdy w tym roku wyśmienicie przełożyło się na niewiele sił na trasie. Największym pozytywem dziś były techniczne fragmenty, na których poużywałem typowej i przyjemnej dla mnie frajdy MTB. Wszelkie singielki, wolne podjazdy oraz muldy na których nie brakowało solidnego pompowania rowerem wyzwalały we mnie mnóstwo endorfin ;). A w nagrodę na mecie czekał zasłużony medal za walkę z wmordewindem na ostatnich kilometrach. 

    Z obowiązku odnotuję mój tragiczny wynik:

    161/390 Open Mega
    35/60 M2

    A teraz czas na poważną jazdę, by w Mchach wskoczyć na właściwy dla mnie dystans i przewyższenia ;).







    42.79 Km 42.00 Km teren
    01:48 H 23.77 km/h
  • 41.78 km/h Max
  • HRmax 189 ( 97%)
  • HRavg 176 ( 90%)
  • Kalorie 1406
  • W górę 174 m
  • Bike: Peak

    Wiórek MTB 2018

    Sobota, 6 października 2018 · dodano: 08.10.2018 | Komentarze 0

    W pierwszą sobotę października wypadały ostatnie zaplanowane zawody w tym roku. Mowa o maratonie „Wiórek MTB” , który podobnie jak Michałki miałem zamiar pierwszy raz w życiu zaliczyć. Wyjazd z Bartkiem o 8 rano- przy całkiem chłodnej aurze dookoła- na miejscu byliśmy bardzo szybko. Po wyjściu z auta zostałem pozytywnie zaskoczony- na stosunkowo niewielkiej przestrzeni całkiem mądrze zostało rozplanowane miasteczko zawodów i obsługa była bardzo miła i „papierkowe sprawy” udało się szybko załatwić. Później standardowe przebieranie, jazda na kilka pierwszych kilometrów trasy oraz ustawianie w sektorze.

    Na początek zaserwowano nam kilkusetmetrowe kółko z sektora na właściwą linię startu- ten system nawet mi się spodobał. Po tym mieliśmy chwilkę czekania podczas tradycyjnych przemówień ludzi związanych z organizacja zawodów. Po kilku minutach nastąpił start i… od początku poszedł pełen ogień w korby. Pierwsze 2 km to płaska i równa polna droga, gdzie prędkość dochodziła do 40 km/h i tętno momentalnie podskoczyło do wysokich wartości. Kolejne 6 km to spoko pomykanie przy brzegu Warty- naprawdę piękne widoki można było miejscami zaobserwować ;). Dla urozmaicenia rywalizacji na trasie trzeba było zmierzyć się ze sporą ilością korzeni oraz piachu- jakież szczęście, że nie raz miałem okazję jeździć po NSR, dzięki temu wiedziałem czego się spodziewać ;). W czasie konkretnie szybkiej jazdy było trochę tasowań w stawce- dochodzenie kogoś, wyprzedzanie, zmiany. Ostatecznie po wjeździe na leśną pętelkę utworzyła się z 3-4 osobowa grupa, w której całkiem sprawnie się pomykało. A na owej pętli mimo stosunkowo płaskiego profilu o nudzie nie było mowy. Było kilka przyjemnych singli i mnóstwo zakrętów w pierwszej części trasy oraz kilka piaszczystych podjazdów w drugiej- tu było co deptać ;). Na jednym z zakrętów- gdy akurat się rozkręciłem i zabrałem się za wyprzedzanie z 7 osobowego pociągu źle skręciliśmy- nikt nie zauważył strzałki, a obstawiający to miejsce strażak był niezwykle zainteresowany swoim telefonem. W efekcie tego po nawrotce cała grupa mi odjechała i musiałem gonić. Spektakularnego efektu to nie przyniosło bo dogoniłem może z trzech tracąc przy tym mnóstwo sił. Na drugą rundę wjeżdżamy w trzech, cały czas trzymając wysokie tempo jazdy. A ta pętla przebiegła podobnie do pierwszej, tylko na trasie było luźniej ;). W pociągu spoko się pomykało- aż do okolic 30- tego km. Wtedy to drugi raz dzisiaj przegrałem rywalizację z piaszczystym podjazdem źle wybierając ścieżkę po zakręcie. Przez to kilkunastometrowy spacer zaliczony i moja grupa odjechała, a ja zostałem sam na placu boju ;). Odtąd aż do mety czułem stopniowy ubytek sił dobitnie zwiększający się na piaszczystych fragmentach trasy, więc jechałem siłą woli i na tyle ile mogłem. Na ostatnich 5 km przed metą za mną dostrzegam goniący mnie pociąg. Pomyślałem, że tak łatwo nie dam się minąć. Kręciłem jak nogi pozwalały (nawet momentami skurcze w uda łapały) a oni zbliżali się, ale powoli. Słyszałem nawet za sobą krzyki motywujące do wyprzedzenia mnie- myślałem wtedy „ni cholery nie wyprzedzicie” :). I prawie mi się udało- na ostatniej prostej minął mnie jeden z kosmiczną prędkością, ale resztę zostawiłem za sobą ;).
    Ostatni start w 2018 uważam za udany, wynik jest w porządku i zaliczyłem dobre przepalenie. 42 km na pełnej petardzie- takiego wysiłku mi brakowało.

    Wynik:
    27/ 100 Open 
    9/18 M30



    Fot.- Fotografia Tomasz Szwajkowski


    Fot.- Fotografia Tomasz Szwajkowski


    I materiał z mojej perspektywy
    Kategoria <50 Km, Maraton


    58.31 Km 55.00 Km teren
    02:32 H 23.02 km/h
  • 51.83 km/h Max
  • HRmax 179 ( 92%)
  • HRavg 149 ( 76%)
  • Kalorie 1600
  • W górę 386 m
  • Bike: Peak

    Michałki MTB Wieleń

    Sobota, 22 września 2018 · dodano: 23.09.2018 | Komentarze 2

    Start w najstarszym maratonie MTB w Wielkopolsce był w moich planach już od jakichś 3ech lub 4ech lat- w tym roku z teamu PZL Sędziszów udział zadeklarowały 4 osoby- Daniel, Norbert, Bartek i ja- więc w końcu udało się wziąć w nim udział. Jednak, by nie było zupełnie kolorowo do samego końca nie byłem przekonany do startu przez nieco męczące mnie od środy małe przeziębienie. Jako, że w sobotni ranek nie czułem się jakoś najgorzej postanowiłem wystartować lecz zbytnio nie przeciążać organizmu- po prostu jechać spokojnie i nie wchodzić w wyższe strefy pulsu.
    Podczas trasy w okolicach Czarnkowa miałem wrażenie, że zbliżamy się do górskich miejscowości (krajobraz bardzo podobny), a po dojeździe do Wielenia ukazało się dobrze rozplanowane miasteczko zawodów znajdujące się na miejscowym stadionie. Szybkie przebieranie, czasu na rozgrzewkę za bardzo nie było (tam i z powrotem po asfalcie) i ustawienie w na starcie.

    Start poszedł spokojnie, wyjazd ze stadionu i mieliśmy 2,5 km asfaltowego dojazdu do właściwej leśnej pętli. Jak tylko zaczął się wspomniany asfalt Daniel pognał do przodu i tyle go było widać, ja natomiast zorganizowałem dwuosobowy PZLowski mini pociąg i tak przejechaliśmy cały dystans Mega. Co do trasy to hmmm… zbyt wymagająca to ona nie jest- głównie dosyć szerokie leśne ścieżki, kilka węższych „prawie” singielków i tyleż samo zjazdów i podjazdów. Wszystko przejeżdżamy bez problemów i ciągle trzymając się ze sobą- klubowa współpraca szła spoko, to cieszyło ;). Na całej trasie były dwa bardziej wymagające podjazdy- trudność polegała na sporej ilości piachu- aczkolwiek na lekkim przełożeniu dało się podjechać podczas gdy sporo ludzi po prostu podchodziło ;). I tak na równej jeździe oraz pogawędkach mijały kolejne kilometry- czasami kogoś wyprzedziliśmy, czasem ktoś wyprzedził nas, czasami nasz pociąg się trochę powiększał. Generalnie mieliśmy na trasie pełen luzik i miło się jechało pośród lasów- zupełnie jak na przyjemnej, jesiennej wycieczce :D. Ostatnie kilometry to kolejno: trochę walki z wiatrem, wąska ścieżka między trzcinami przy Noteci- tu było sporo wiary z Mini i spory korek, wertepy i trochę piachu podczas przejazdu przez pole oraz na sam koniec okrążenie stadionu, meta i kolejny medal w tym roku do kolekcji. 

    Wynik:
    64/ 133 Open Mega
    7/ 11 M2


    W akcji między drzewami (fot. Cezary DmitrzukAnia Dmitrzuk )


    Takie spoko medale dostaliśmy ;)





    74.71 Km 71.00 Km teren
    03:42 H 20.19 km/h
  • 47.43 km/h Max
  • HRmax 192 ( 98%)
  • HRavg 168 ( 86%)
  • Kalorie 2728
  • W górę 1108 m
  • Bike: Peak
      Uczestnicy

    Solid MTB Sława

    Sobota, 15 września 2018 · dodano: 18.09.2018 | Komentarze 1

    Ostatni wyścig tegorocznego cyklu Solid MTB to Sława. Teamowo wyjechaliśmy już po 6tej rano- na szczęście dojazd zajął niezliczoną ilość czasu, tak że udało mi się jeszcze spokojnie dospać poranną pobudkę. Po dotarciu na miejsce oczom ukazuje się przepięknie ulokowane miasteczko zawodów- wypoczynkowy ośrodek przy dość dużym jeziorze Sławskim, to było chyba najbardziej urokliwie położone miejsce startu w jakim miałem okazję być. W miasteczku tradycyjne przywitania z kumplami, kawa, pogaduchy, przebieranie itp. Wspólnie z Jackiem wybieramy się obadać pierwsze kilometry trasy- nic specjalnego i dosyć płasko. Jeszcze kilka dni przed zawodami zgadaliśmy się, że w sektorze ustawimy się obok siebie i pokonamy trasę razem (co w moim przypadku oznaczało próbę utrzymania się za Jackiem ile tylko będę mógł :D).

    Po starcie trasę wytyczyli nam po lokalnym parku- jechało się tutaj całkiem dostojnie i przyjemnie. Po wyjeździe z tutejszego parku wpadamy na asfalt- i odtąd zaczyna się konkretne deptanie w korby- trzeba się rozkręcić i przy tym wyprzedzamy i wyprzedamy. Dalej mieliśmy nieco piaszczysty zjazd i prościutki singielek- obydwa bez problemu przejechane, jedynie widać po wiarze, że z jakąkolwiek techniką są na bakier i na owym singlu niemiłosiernie się korkuje. Po tym mieliśmy ładnych kilka płaskich kilometrów dojazdu na całkowicie leśną pętelkę. A ta dostarcza wszystkiego, co można nazwać nizinnym „Pure MTB”- cała masa podjazdo- zjazdowo- singlowego mixu ścieżek. I tak w zasadzie przez kolejne 60 km. Wspólna jazda idzie nam całkiem spoko- zostawiamy za sobą wuchtę wiary- na niektórych fragmentach Jacek wyskakuje mi z lewej lub prawej strony i wyprzedza na potęgę, aż się zastanawiam jakim sposobem dostrzegł miejsce na takie manewry ;). O odpuszczaniu nie było mowy więc przy takich wyczynach od razu siadam mu na koło by się utrzymać. Co mnie wcale nie dziwi- na technicznych sekcjach odstaję mocno z tyłu- jakoś udaje mi się to nadrabiać na dłuższych zjazdach oraz na nielicznych płaskich ścieżkach. W pewnym momencie dochodząc gościa przed nami o mało co byśmy przegapili skręt- na szczęście dostatecznie szybko się o tym zorientowałem. Reszta kółka to kolejne pięknymi seriami serwowana radocha z jazdy- i zauważam, że dziś jazda w dół idzie mi sto razy lepiej niż w górę. Po wjeździe na drugą pętelkę zostajemy praktycznie sami- urok twardzieli z Giga ;). W sumie to i dobrze, bo na ponownym pokonywaniu trasy mieliśmy pełen luz przed sobą i zero blokowania czyli jazda szła sprawniej. W końcu- po 2,5 godzinnym konkretnym ciśnięciu czuję duży ubytek powera w girach. Jacek gna przed siebie a ja choćbym bardzo chciał nie mogłem nadążyć. Pozostało mi samotne dokulanie się do mety. Tak więc walczyłem resztkami resztek sił- i na dobrą sprawę w lesie nie jechało się tragicznie, za to na otwartym terenie i wietrze w przód lub bok zmuszony byłem mocno zwalniać- w efekcie 3ech lub 4ech mnie do mety minęło. A przed metą przyszło pokonywać mocno „kurwidołkowy” singielek i piaszczyste podejście z rowerem przy boku (ile niecenzuralnych wiązanek na tym fragmencie puściłem to nie zliczę ;) ). Później ostatni piaszczysty zjeździk, przejazd przez park i meta.
    Szczerze to ujechałem się na tych zawodach (chyba przez brak konkretnych treningów w tygodniu)- ostatnio to taki przyjechałem na metę w Obornikach. Ponad 1 km przewyższeń mówi sam za siebie, twierdzę że to była najtrudniejsza trasa z całego cyklu. Cały cykl skończyłem na 7 miejscu w swojej kategorii na dystansie Giga- do dekorowanej 6 trochę zabrakło, trzeba się przygotować by za rok było jeszcze lepiej ;).

    Dziękuję Jacek za wspólną jazdę przez długi czas ;)

    Wynik:
    25/ 36 Open Giga
    7/7 M2 Giga


    Nastroje przed startem dopisywały
    Przed startem



    Dowód, że współpraca z Jackiem szła spoko ;)



    I tradycyjnie film z wyścigu

    65.47 Km 64.00 Km teren
    02:57 H 22.19 km/h
  • 45.08 km/h Max
  • HRmax 189 ( 97%)
  • HRavg 163 ( 84%)
  • Kalorie 2102
  • W górę 901 m
  • Bike: Peak
      Uczestnicy

    Solid MTB Bodzyniewo

    Niedziela, 26 sierpnia 2018 · dodano: 30.08.2018 | Komentarze 5

    Po miesiącu pauzy od maratonowych zmagań i zaliczonych w tym czasie kilku ekstra turystycznych tripów- przyszedł czas powrotu na Solidowe trasy. Tym razem miejscem zmagań było Bodzyniewo- od kilku znajomych słyszałem, że tutejszy maraton przebiega częściowo po Gogolowym Dolsku, aczkolwiek jest dużo ciekawiej jeśli chodzi o ukształtowanie terenu. Dojazd na miejsce z teamową paczką jak zawsze szybki i komfortowy (przypadła mi rola kierowcy za sterami świeżej Dacii Duster). Na miejscu „standardowy pakiet” przedwyścigowy- przywitania i pogawędki ze znajomymi, kawa, żarciki i sprawdzenie kilku kilometrów trasy.
    Do sektora tradycyjnie zajeżdżam zbyt późno i przyszło mi ustawić się przy końcu- wróżyło to sporo wyprzedzania ;).
    I faktycznie było tak jak powyżej- po starcie zabrałem się do roboty, rozkręciłem wszelakie łożyska w rowerze, spod toczących się opon wydobywał się cudny dźwięk wielkopolskiego szuterku a kolejni ludzie znikali za mną. Pierwszych kilka kilometrów nie wyróżniało się niczym specjalnym- ot, tradycyjna leśna dwupasmówka, na której wszyscy jechali miło i dostojnie. Mnie udało się dogonić kumpla z teamu- Norberta (jako, że jest starszy postanowiłem z szacunku go nie wyprzedzać od razu i grzecznie usiadłem mu na kole :) ). W taki wesoły sposób minęło chwil kilka- aż do pierwszego delikatnego podjazdu, na którym nieco podgoniłem tempo i kolejnych kilku wyprzedziłem. I w zasadzie od tego momentu zaczęło robić się bardzo ciekawie- cieszące oko podjazdy, wywołujące uśmiech zadowolenia zjazdy oraz wprowadzające w stan głębokiej euforii single wijące się pomiędzy drzewostanami ;). O dziwo obyło się bez jakichś wielkich korków na nich. Na jednym z podjazdów zza pleców wyskakuje mi Daniel i jak się później okazało podczas miesięcznej przerwy wykonywał potajemne treningi, które pozwoliły mu na jazdę moim tempem (prawie całą pętelkę przejechaliśmy razem). Po ok. 20 minutach jazdy do mych uszu dobiegł dziwny dźwięk z okolic tylnego koła. Zacząłem spoglądać co jest tego przyczyną- ciał obcych w napędzie nie zauważyłem, koło się kręciło więc jechałem dalej. Po chwili jakiś człowiek o dobrym sercu poinformował mnie, że to tylko linka się przekrzywiła i uderza o szprychy. Czasu na poprawę było mi szkoda, więc resztę kółka miałem prawdziwy koncert zespołu „Linka w szprysze”- szczególną aktywność wykazywały na miękkich biegach (czyt. na podjazdach). Mimo tego swoje trzeba było jechać- kolejne single i następujące po sobie sekcje podjazdowo- zjazdowe zdawały się nie mieć końca, a „płaskiego” było akurat na chwilowe złapanie oddechu. Na 10- tym kilometrze organizator przygotował nie lada atrakcję- super zjazd przy jeziorze (nieco piaszczysty). Piasek na owym zjeździku posiadał magiczną moc przyciągania ludzi- niektórzy turlali się na nim w najdziwniejszych znanych pozycjach, które nawet najlepszym gimnastykom się nie śniły. Jako, że nigdy nie byłem orłem z tej dziedziny, wspomnianej magii się oparłem i czym prędzej szarmancko zjechałem na dół. Po tymże elemencie przyszło pokonywać jeszcze więcej przewyższeń i singli, na których- co tu dużo pisać- szło mi nieco poniżej moich oczekiwań, choć i tak udało mi się kilku minąć. Na jednym z płaskich odcinków utworzył się mini pociąg i całkiem sympatycznie się w nim jechało- wszyscy dawali zmiany i pilnowali dobrego tempa. Żeby nie było za miło- po wyjeździe na odcinek asfaltowy złapałem mały i chwilowy kryzys- nieco mi odjechali ale to co. Był tam jeden kluczowy element- zakręt i po nim podjazd. Na nim mieszkańcy urządzili prawdziwą strefę kibica z fantastycznym dopingiem. No to swoją tradycją pod górę pocisnąłem na stojąco doganiając przy tym uciekinierów ;). Następne kilometry to kolejne zawijasy oraz częściowo znane z Dolska leśne ścieżki- cały czas jechaliśmy grupką. Przy rozjeździe zostaliśmy w czterech- ponownie przyszło mi jechać z teamem „Profit bike”. Na początku drugiej pętelki moja cierpliwość się skończyła i na moment zatrzymałem się by poprawić linkę przerzutki- od razu w napędzie zapanowała błoga cisza ;). Na tej pętli było trochę tasowania- raz ktoś przyspieszył, raz ktoś zostawał. Oczywiście było dużo luźniej, więc mogłem wykorzystywać więcej potencjału „z uda” :). Ostatecznie „Profitów” zostawiłem za sobą. Ostatnie kilometry jechało mi się nieco ciężej- dłuższa prosta i na dodatek trochę wiatru dało się odczuć.

    Wynik:
    23/ 37 Open
    8/ 9 M2



    Przed startem

    Trzeba było się spinać

    I meta!




    64.26 Km 60.00 Km teren
    03:07 H 20.62 km/h
  • 48.75 km/h Max
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 164 ( 84%)
  • Kalorie 2224
  • W górę 724 m
  • Bike: Peak

    Solid MTB Przyłęk

    Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 31.07.2018 | Komentarze 0

    Ósma już edycja Solid MTB odbywała się w Przyłęku- nowa miejscowość w cyklu położona koło Nowego Tomyśla. Dojazd spoko- dostaliśmy od sponsora nowe Renault Clio kombi ;). Samo miejsce zawodów zlokalizowane przyjemnie pomiędzy lasami. Tradycyjnie zrobiłem objazd pierwszych kilometrów trasy- zaskakuje mnie jedynie masakryczna ilość piachu niedługo po starcie.
    Ustawienie w sektorze jak zwykle przy końcu- sporo wyprzedzania czekało. Gdy już ruszyliśmy czekała na nas chwilowa jazda po asfalcie gdzie trzeba było się mocno spinać, żeby utrzymać się choć w połowie sektora. Po tym nastąpił skręt na wspomniany piach. I tu odpaliłem jakieś turbo- wiara zjeżdżała na lewo i prawo- byle piach ominąć, a ja pięknie samym jego środkiem przebiłem się do przodu (na oko jakieś ¾ ludzi zostawiłem w tyle ;) ). Po wspomnianej piaskownicy typowe Wielkopolskie szerokie leśne ścieżki do tego przez upał kurzyło się tak, że ledwo było widać cokolwiek. Zaraz po tym odcinek z koleinami i do tego nieco błota- na nim tracę, bo jak to ja musiałem wjechać i ugrzęznąć w jedynej kałuży na drodze :D. Dalsze kilometry to już esencja całego cyklu- sporo singielków pomiędzy drzewami, krótkie, sztywne podjazdy, tylko kilka dłuższych no i szybkie, bezpieczne zjeździki. Na którejś z „leśnostrad” tworzy się mała grupa- tak z 6 osób i w sumie spoko się jedzie. Na kolejnym singlowym podjeździe doganiamy następnych i takie tasowanie jest przez dużą część pętli. Pośród owego pociągu jest też czterech z teamu „Profit bike”- liczyłem że odkuję się im za poprzednią edycję w Gostyniu. To zadanie wcale łatwe nie było- po którymś kolejnym podjeździe zniknęli mi z oczu i przez chwilę zabrakło mi powera w nogach. Na szczęście dojechało do mnie dwóch i utworzył się mini zaciąg goniący. Szczególnie jakiś z kategorii Masters od Kaczmarka fajnie nadawał tempo, zachęcał do gonitwy i spoko zmiany wchodziły. W efekcie jeszcze przed rozjazdem doszliśmy poprzednich i pociąg się powiększył. Oczywiście ciągle przejeżdżaliśmy po przyjemnych i typowych sekcjach prosto z XC, więc kolejne dawki frajdy były nieprzerwane ;). W zasadzie kolejnych kilkanaście kilometrów to trochę nudna jazda w 7- osobowej grupce. Dopiero przy końcu pętelki jeden wyskoczył zza wszystkich- spróbowałem utrzymać mu się na kole- udało się i we dwójkę uciekliśmy wszystkim ;). Po wjeździe na pętelkę Giga chwilę jadę sam- nic nowego na najdłuższym dystansie. A później ogarnia mnie zdziwienie bo kilka osób się znajduje i udaje się wyprzedzić. Oprócz tego to miałem trochę nudzących kilometrów a z drugiej strony pełen luz na wszystkich singlach, zjazdach, podjazdach i oczywiście więcej radochy z ich pokonywania. Do tego wszystkiego upał mieliśmy taki, że na każdym z bufetów zaliczałem obowiązkowy chłodzący wodny „prysznic” :). Na metę dojeżdżam bez fajerwerków, 30 sek. za mną dojechał ten, który wyskoczył i porobił wszystkich- uprzejmie podziękowaliśmy sobie za współpracę.
    Kolejny udany start za mną, nowa miejscówka bardzo przyjemna jeśli chodzi o trasę. Para w girach jest no i zaliczone dobre przetarcie przed górskim urlopem ;). Tylko szkoda, że teraz miesiąc przerwy od Solida- i zostały już tylko dwa do końca.

    Wynik:
    17/ 36 Open
    7/ 9 M2


    Film z przejazdu





    66.94 Km 65.00 Km teren
    03:09 H 21.25 km/h
  • 53.26 km/h Max
  • HRmax 184 ( 94%)
  • HRavg 162 ( 83%)
  • Kalorie 2213
  • W górę 987 m
  • Bike: Peak

    Solid MTB Gostyń

    Niedziela, 15 lipca 2018 · dodano: 21.07.2018 | Komentarze 0

    Kolejny start na Solidzie- to już siódmy- jak ten czas leci. W skrócie- organizator przygotował mega fajną trasę. Było wszystko, co należy do kanonu "pure MTB Wielkopolska". Świetnie poprowadzone single, wymagające podjazdy, agrafki, spoko zjazdy. No, może super technicznych fragmentów z korzeniami brakowało ;). 
    Po starcie zafundowali nam asfaltowy podjeździk- taki na dobre przetasowanie stawki. Po nim skręt w teren i po chwili na nieco technicznym zjeździe z piachem i paroma korzeniami tworzy się duży korek (znowu!). Po nim była chwila prowadzenia roweru- niepodjeżdżalna piaskowa ścianka, kawałek singielka z szybki zjazdem i wjazd na szeroką leśnostradę. Co było dalej mamy na filmie poniżej. Słowem trasa mogła dać w kość ale też dawała sporo frajdy. Cała pierwsza runda poszła spoko i nawet szybko, na drugiej już stopniowo ubywało powera w girach. Zaliczyłem nawet glebę prosto na podbródek na jednym z piaszczystych ostrzejszych zakrętów. Po prostu nie szło najlepiej- chyba przez brak dłuższych (tak koło 3 godzin) jazd ostatnio. W zasadzie od 50 km wyczekiwałem niecierpliwie mety- ta została ulokowana na lekkim zjeździe- tak, że dało się rozbujać rower do ok. 50 km/h ;).

    Wynik:
    24/ 34 Open
    11/ 11 M2











    Kategoria 50-100 Km, Maraton