Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:2688.90 km (w terenie 2444.16 km; 90.90%)
Czas w ruchu:124:09
Średnia prędkość:21.66 km/h
Maksymalna prędkość:55.03 km/h
Suma podjazdów:26721 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (90 %)
Suma kalorii:80044 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:58.45 km i 2h 41m
Więcej statystyk
69.16 Km 69.16 Km teren
02:58 H 23.31 km/h
  • 45.75 km/h Max
  • HRmax 185 ( 95%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 2083
  • W górę 694 m
  • Bike: Peak

    Solid MTB Wilkowice

    Niedziela, 1 lipca 2018 · dodano: 04.07.2018 | Komentarze 2

    Kolejna z rzędu (szósta już) edycja Solida to podleszczyńskie Wilkowice. Trasa zapowiadała się na niezbyt trudną z racji przewyższeń, ale dystans z kolei konkretny (prawie 70 km). Po dojeździe na miejsce z niezawodną ekipą PZL Sędziszów MTB Team Gniezno, krótkiej rozgrzewce pora ustawić się w sektorze. Po dobrym występie w Lesznie udało mi się wskoczyć do drugiego- od razu pomyślałem, że będzie lepsze tempo i mniej blokowania niż w trzecim.
    Sam start poszedł nie po mojej myśli- gość z mojej lewej strony niespodziewanie odbił w moją stronę i zahaczył mi kierownicę, na szczęście bez niemiłych przygód się skończyło poza tym, że od nowa trzeba było się rozpędzać. Pierwsze 20 minut to w zasadzie ostre kręcenie po płaskim- trochę szutru, trochę leśnych ścieżek. Przy tym z początku tumany kurzu były takie, że widziałem przed sobą bardzo niewiele i tylko miałem nadzieję, że nikt przede mną nic nie wywinie. Owe kilometry poszły sprawnie, choć czułem, że noga coś nie chce się rozkręcić tak jakbym chciał. Po upływie 20 minut wjechaliśmy na pierwszy singielek i- uwaga- zaraz po tym tworzy się korek. Naprawdę byłem tym faktem mocno zaskoczony bo nie pojmuję jak można się dostać do drugiego sektora i mieć problem z płynnym przejechaniem prostego singielka nad jeziorem. Chyba jeżdżą tylko po płaskim a jak przychodzi choć trochę techniczny fragment to wymiękają :D. Na ową sytuację nic nie mogłem poradzić- trzeba było sporo cierpliwości i tyle. Po wyjeździe w owego singielka zaczęło się wszystko to co lubię- kolejny ciąg przyjemnych ścieżek w lesie, cała masa super singielków, krótkie i nieco dłuższe podjazdy, takież zjazdy i całkowity brak asfaltu! Ogólnie ujmując to momentami czułem się jak na wyścigu XC przejeżdżając te wszystkie single, podjazdy i zjazdy a momentami z racji przyjemnych dla oka widoków jak na niedzielnej turystycznej przejażdżce. Standardowo na pierwszej pętelce łapię kilka ‘pociągów’, dość długo jadę z gościem z Nowego Tomyśla. Pierwsze kółko mija wręcz ekspresowo- to z racji dość szybkiej trasy. Zajęła mi ona niecałe 1,5 godziny. Po wjeździe na pętelkę Giga zaczęła się typowa samotność- nikogo przed sobą, nikogo za sobą. Pozytyw oczywiście był taki, że wszystko, co techniczne mogłem jechać dwa razy szybciej i mieć dwa razy więcej radochy. Przy pokonywaniu kolejnych kilometrów nadal jakoś ciężko mi szło rozkręcanie i w efekcie kilku mnie wyprzedza, w tym jeden na ostatniej prostej do mety- więc końcówka bez fajerwerków. Na metę wpadam już mocno zmęczony, ale jeśli chodzi o wynik to wykręciłem najlepszy jak dotąd na Solidzie i utrzymałem drugi sektor, więc zadowolenie jest.

    Wynik:

    20/ 31 Open
    7/ 9 M2





    40.27 Km 35.00 Km teren
    01:50 H 21.97 km/h
  • 40.54 km/h Max
  • HRmax 184 ( 94%)
  • HRavg 157 ( 80%)
  • Kalorie 1244
  • W górę 288 m
  • Bike: Peak

    Gogol MTB Skoki, klapa po całości

    Niedziela, 24 czerwca 2018 · dodano: 26.06.2018 | Komentarze 0

    W ostatnią niedzielę czerwca postanowiliśmy wybrać się na kolejny maraton organizowany przez ekipę Gogola. Po Dolsku i Chodzieży to w sumie trzeci odjechany z tego cyklu- jako, że nie traktujemy go jako priorytet w tym sezonie, można było pojechać "z przymrużeniem oka". Na miejscu pogoda typowa jak na Skoki- straszyły ciemne chmury, na szczęście bez deszczu i raz na jakiś czas przebijało się słońce. Przed startem było sporo czasu na pogawędki i różne inne głupoty, tak czas zleciał, że ustawiłem się w sektorze na ostatnią chwilę- o dziwo tłoku nie było. 
    Start poszedł spoko- trochę wiary wyprzedziłem i następnie wjazd na asfalt oraz ciąg dalszy mijanek. Przy tym dogoniłem poprzedzającą grupę, usiadłem na kole i czekałem na wjazd w teren. Ten nastąpił dość szybko- zaczęły się dosyć wąskie leśne ścieżki, gdzie trzeba było jechać gęsiego, co mi średnio pasowało. Ani wyprzedzić, ani się rozpędzić porządnie- chyba tylko odpocząć się dało :D. Po drodze mieliśmy kilka małych podjazdów (w tym jeden niepodjeżdżalny przez piach) i dalej kilka kilometrów szerokich duktów, trochę jazdy po ściółce itp. Bardzo przyjemny odcinek pętli trafił się po mniej więcej 30 minutach jazdy- był to spoko singielek przy brzegu jeziora. Pasował mi on bardzo, widok całkiem fajny i nieco kręcenia kierownicą oraz pilnowania toru jazdy. Po nim znów dukty leśne i kolejny singiel- ty razem po drugiej stronie jeziora. Na nim źle pojechaliśmy całą grupą ale ostatecznie wróciliśmy na trasę w innym miejscu. Po tym tradycyjnie jazda wśród typowych dla rejonu pól, łąk itp. Na tym odcinku zostałem sam i jakoś czułem, że brakuje mi powera w nogach. Zresztą od początku jakoś ciężko mi się jechało i nie mogłem się rozkręcić porządnie- po prostu wiedziałem, że to nie mój dzień. Ta teoria potwierdziła się po chwili, gdy jechałem i zabrakło mi strzałek (po obejrzeniu filmu stwierdzam, że byłem ślepy- 3 strzałki kierunkowe przeoczone). Totalnie źle pojechałem na jednym ze skrętów i zanim się połapałem przejechałem z 5 km, a jak wróciłem na właściwą trasę z owych 5 zrobiło się 10 km. Od tego momentu marzyłem tylko, żeby znaleźć się na mecie i zakończyć tę porażkę. Przejechałem jeszcze większą ilością szerokich duktów- jak to w Skokach. Końcowy odcinek po zaroślach na dobry metr i meta- ujrzałem już zamknięty wjazd na pętelkę Mega- i w sumie dobrze, bo nie kusiło żeby jechać dalej, choć jakiś tam czas mi zaliczyli.
    Start uznaję za totalnie katastrofalny- dziś nic nie zagrało tak jak powinno i mam pewność, że kolejny tak słaby występ się nie powtórzy w tym roku. Wnioski wyciągnięte, zmiany wprowadzone i jedziemy dalej.


    Zdjęcie: Fotografia Ewa Hermann


    Zdjęcie: Hanna Marczak


    Zdjęcie: Fotografia Ewa Hermann



    69.62 Km 65.00 Km teren
    03:15 H 21.42 km/h
  • 54.63 km/h Max
  • HRmax 191 ( 98%)
  • HRavg 165 ( 85%)
  • Kalorie 2357
  • W górę 1153 m
  • Bike: Peak

    Solid MTB Leszno

    Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 19.06.2018 | Komentarze 2

    Piąty start w cyklu Solida- jednocześnie półmetek owych zmagań- miał miejsce w Lesznie. Dodatkowo w tym roku termin przypadł dokładnie w dzień moich urodzin, więc po prostu nie wypadało pojechać słabo :). Dojazd jak zawsze poszedł spoko i bez problemów, a na miejscu trochę się pokręciliśmy po miasteczku zawodów, szybkie przebieranie i pojechaliśmy obadać pierwsze kilometry trasy. A te okazały się płaskie, pomiędzy ogródkami działkowymi i polami- od razu stwierdziłem, że początek będzie bardzo szybki.
    Po ustawieniu się w sektorze i odczekaniu swojego w końcu start. No i początek taki jak się spodziewałem- nieco tłoczno, mnóstwo tumanów kurzu- takiego, że wpadał wszędzie no i bardzo szybko. O dziwo jedzie mi się bardzo dobrze- podobnie jak na Kosox-ie i w Górznie i dużo wiary udaje mi się wyprzedzić. Mijałem, gdy tylko dostrzegałem kawałek miejsca na bezpieczny manewr- to się opłaciło, bo po paru kilometrach przebiłem się na przód swojego sektora. Gdzieś koło 4 km mieliśmy pierwszy podjazd- akurat na rozgrzanie mięśni :D. Po nim nastąpiły wszystkie atrakcje dzisiejszej trasy. A zasługuje ona na miano kolejnej „Pure MTB Wielkopolska”. Było w zasadzie wszystko, co sprawia mi ogromną frajdę z jazdy: przyjemne singielki (podjazdowe, zjazdowe, płaskie- do wyboru), mnóstwo mniejszych i kilka większych podjazdów, również takie same zjazdy, ciasne agrafki żywcem wyjętych z pętelek XC no i oczywiście nieco płaskich odcinków na których można było troszkę odpocząć. Na całej pierwszej pętli miałem sporo wyprzedzania- co jakoś szczególnie łatwe nie było ze względu na wspomnianą ilość singielków, ale dawałem radę. Na kilku standardowo zostawałem blokowany- nic to, trzeba cierpliwości :). Swoją drogą trafiłem na spoko grupę- wszystkie ostre zakręty i niebezpieczne miejsca elegancko były wykrzykiwane, żeby wszyscy mieli czas na reakcję. Gdzieś mniej więcej w 1/3 kółka dołączył do mnie koleś w niebiesko- zielonym stroju (teamu nie zapamiętałem) i większość jechaliśmy razem. Przyznaję, że nogę to miał- miejscami zostawiałem go daleko z tyłu a po kilku minutach spinał się i doganiał. Ogólnie spoko się współpracowało- trochę cisnęliśmy, trochę gadaliśmy. No i wreszcie przede mną zrobiło się luźno- praktycznie nikogo z przodu więc mogłem czerpać pełną radochę z jazdy i jechać swoje na 100%. Wszystkie techniczne sekcje wchodziły bardzo płynnie i szybko, a na płaskich to cisnąłem ile pary w girach. Bufety na trasie okazywały się dzisiaj bardzo przydatne- na każdym brałem butelkę wody- głównie, żeby polać głowę i się schłodzić- w taki upał to było jak drugie życie :D. Pod koniec pętli zauważyłem klubowego kolegę Macieja- przebił dętkę, chwilę gadamy i dałem mu swoją po czym pojechałem dalej. Przy wjeździe na drugie kółko bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem przed sobą dwóch gości (zwykle prawie całe jadę sam). Dość szybko zostawiłem ich ze sobą ;). Dalej to co jakiś czas dochodziłem kolejnych i zostawali z tyłu- jak na Giga to spoko uczucie, napędzało do jazdy. I cała pętelka poszła równie sprawnie co pierwsza, nawet nieco szybciej z początku bo nie było blokowania i na większości zjazdów miałem uśmiech na twarzy :). No i miałem dalszy ciąg testowania dużego koła- dzisiaj przy charakterystyce trasy chodziło głównie o nawroty- a takich nie brakowało (niejednokrotnie o 180°) i nie zauważyłem wielkiej ospałości w porównaniu z 26- jechało jak przyklejone. Przy końcu pętelki dostrzegłem przed sobą jednego gościa w czerwonym stroju- ruszyłem w pogoń, ale ostatecznie zabrakło już siły żeby go dojść. Za to minąłem kilku innych i pełną prędkością wjechałem na metę.
    A po ukończeniu wiara z teamu zrobiła mi niespodziankę- było odśpiewane „Sto lat”, życzenia, „tort” a ja dołożyłem do tego sernik ;). Słowem- ekstra urodziny miałem ;). A po otrzymaniu wiadomości z wynikami jeszcze bardziej poprawił mi się humor- załapałem się do top 30 open i 10 w kategorii- dziś zagrało dosłownie wszystko., super dzień.

    Wynik:
    24/ 47 Open
    8/ 12 M2












    57.61 Km 52.00 Km teren
    02:44 H 21.08 km/h
  • 50.88 km/h Max
  • HRmax 191 ( 98%)
  • HRavg 169 ( 87%)
  • Kalorie 2032
  • W górę 1075 m
  • Bike: Peak

    Gogol MTB Chodzież

    Niedziela, 3 czerwca 2018 · dodano: 06.06.2018 | Komentarze 0

    Dziś wraz z teamem wybraliśmy się na kolejny w tym roku maraton. Ze względu na długą przerwę w cyku Solida- zdecydowaliśmy się pojechać "górską" Chodzież u Gogola. Dojazd spoko, miejscówka dobrze znana, wiary w miasteczku przez długi weekend w sumie niewiele. 
    Czasu do startu było sporo i objechałem początkowe kilometry trasy na luzie- identyczne jak rok temu.
    Po ustawieniu w drugim sektorze wiedziałem, że zbytniego tłoku z początku nie ma i będzie można jechać komfortowo swoim tempem. I na dobrą sprawę tak właśnie było. Początek po lesie dosyć szybki i szeroki, następnie dłuugi asfaltowy podjeździk, gdzie nastąpiło małe przetasowanie i rozciągnięcie stawki. Poszedł mi on tak spawnie, że miałem wrażenie jakby był o połowę krótszy ;). Po nim skręt w teren i tu zaczęła się prawdziwa zabawa. Co chwila podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Standardowo dla mnie na takich elementach uciekam i doganiam wiarę przed sobą. Na 5 km zauważam, że trasa w porównaniu z zeszłoroczną jest zmieniona- usunęli fajną sekwencję podazdowo- zjazdową (dało się przejechać prawie bez ciśnięcią w korby) a zamiast niej dodali długi singlowy zjazd i podjazd- w sumie nie najgorzej. Gdzieś na jednej z płaskich leśnych prostych formuję się grupka z 5-6 osób i razem kręcimy w dobrym tempie. Szczególnie po długim odcinku asfaltu tempo się słusznie rozkręca do dobrych 35 km/h- o dziwo nie uciekli mi ;). Dalsza trasa to ciąg dalszy zabawy 'Pure MTB'- mnóstwo szybkich zjazdów, singielków i super podjazdów- czyli byłem w swoim żywiole ;). W końcu dojechaliśmy do 'głownego dania' czyli podjazdu na Gontyniec. A wszedł on naprawdę spoko i na maksa sprawnie. Po nim kolejna super sekcja rodem z XC, na której nastąpiła kumulacja frajdy z jazdy :). Następnie był tradycyjny przelot pomiędzy stawami, nieco asfaltu, trochę terenu i rozjazd na drugą pętelkę. Ta przebiegła podobnie do pierwszej- poza tym, że miałem większy komfort jazdy i praktycznie nikogo przed sobą. Dopiero gdzieś w połowie były delikatne przetasowania- a to kogoś widziałem przed sobą, a to ktoś się zbliżał z tyłu- ale to pojedyncze sztuki były. Ostanie kilometry i wjazd na metę bez szaleństw- jeden przed nią mnie załatwił a ja uciekłem małej goniącej mnie grupce.
    Jak na pierwszy test nowego roweru w warunkach bojowych to jestem bardzo zadowolony. Potwierdza się, że duże koło sobie wyśmienicie radzi. Nieco obawiałem się stromych podjazdów i ostrzejszych zakrętów, jak się okazało niepotrzebnie- na nich również spoko się pomyka. I najważniejsze, że pierwsze zawody od chyba miesiąca przejechałem bez żadnych problemów ze sprzętem- poza jednym spadnięciem łańcucha.

    Wynik
    37/71 Open
    13/17 M2






    63.05 Km 60.00 Km teren
    03:21 H 18.82 km/h
  • 49.49 km/h Max
  • HRmax 191 ( 98%)
  • HRavg 163 ( 84%)
  • Kalorie 2389
  • W górę 1037 m
  • Bike: Lawinka

    Solid MTB Górzno

    Niedziela, 20 maja 2018 · dodano: 22.05.2018 | Komentarze 2

    Czwarta tegoroczna miejscówka cyklu Solid MTB to Górzno. Organizator obiecywał w opisie trasy sporo przewyższeń jak i technicznych odcinków- i jak się okazało wcale nie było to przesadzone gadanie. Dojazd spoko i bez problemów, miejsce startu również bardzo fajnie położone przy samym jeziorze.
    Przed startem zrobiłem naprawdę króciutką rozgrzewkę i pojechałem ustawić się w sektorze- postanowiłem dość szybko zająć miejsce żeby nie być zbytnio blokowanym na początkowych kilometrach.
    Start poszedł w porządku, tak jak tydzień temu pełen ogień i cały czas trzymałem się blisko czuba sektora. Z początku mieliśmy jazdę dość szerokimi leśnymi duktami więc było w miarę bezpiecznie- choć znalazł się jeden narwaniec, który by skasował i siebie i mnie, na nieco węższej ścieżce na siłę chciał się wcisnąć środkiem pomiędzy mnie i drugiego gościa. Brakło dosłownie kilku centymetrów żeby zahaczył moją kierownicą. Kolejne minuty już szły spokojniej- przebiłem się na prawdziwy czubek pociągu- tak, że przed sobą miałem chyba trzech gości. I po chwili ponownie przytrafił mi się defekt sprzętu- ponownie strzeliła dętka, dziś dla odmiany przednia. Oznajmiłem to wszystkim wokoło krzycząc głośno k***a po czym zjechałem na bok i zabrałem się za wymianę. Tyle dobrego, że koleś za mną również złapał laczka i postanowił mi pomóc (swój udział stwierdził zakończyć z braku dętki), więc wymiana poszła szybko. Po uporaniu się z defektem miałem powtórkę z rozrywki- masa wyprzedzania i gonienia wszystkich. A to było naprawdę utrudnione przez charakterystykę trasy- było całe mnóstwo singielków, wymagających podjazdów, zawijasów, zjazdów, zawijasów na zjazdach itp. Oczywiście były również płaskie fragmenty- długościowo idealne na odpoczynek przed kolejnymi wymagającymi sekcjami. Oczywiście wyprzedzałem gdzie się dało i gdzie było to w miarę bezpieczne- ilu zostawiłem za sobą to nawet nie jestem w stanie zliczyć. Na dobrą sprawę to tak jak powyżej szybko minęła pierwsza pętelka. Po skręcie na drugą dla Giga zostałem całkiem sam. Plus tego był taki, że było luźno i byłem w stanie jechać swoje na 100%. No- prawie gdyż przednia przerzutka nie działała jak powinna- albo w ogóle nie zrzucała na młynek, albo wyrzucała łańcuch na mufę suportu- jak ktoś jechał mi na kole przed stromym podjazdem to mógł mnie za to znienawidzić :). Na tejże pętli to dopiero się wyszalałem- nie będąc przez nikogo blokowanym dużo sprawniej i szybciej szły wszelkie zjazdy, podjazdy i singielki. Po drodze udało mi się jeszcze minąć kilku niedobitków, którzy ewidentnie mieli już dość- przynajmniej na wąskich ścieżkach elegancko robili miejsce na przejazd ;). Wjazd na metę już bez fajerwerków- chwyciłem tylko medal za ukończenie i wkurzony zajechałem do swojego teamu.
    Po dwóch z rzędu kapciach na zawodach to stwierdzam, że albo nie mogę dawać pełnego ognia z giry od razu po starcie, albo czas pobawić się z przejściem na bezdętki (twierdzę, że obydwie dziury mleczko spokojnie by zakleiło.

    Wynik:

    41/48 Open
    11/12 M2





    49.00 Km 49.00 Km teren
    02:13 H 22.11 km/h
  • 44.02 km/h Max
  • HRmax 187 ( 96%)
  • HRavg 166 ( 85%)
  • Kalorie 1624
  • W górę 715 m
  • Bike: Lawinka

    Kosox Cross Bike Dziewicza Góra 2018

    Sobota, 12 maja 2018 · dodano: 13.05.2018 | Komentarze 2

    Jakiś czas temu nasz team dostał za pośrednictwem fb wiadomość o wyścigu ‘Kosox Cross Bike’ odbywającym się na terenach Puszczy Zielonki i Dziewiczej Góry. Jako, że zapowiadała się całkiem ciekawa trasa i nie było żadnego innego wyścigu w ten weekend postanowiliśmy pojechać. W sumie chętnych nas było 3-ech, pozostali mieli inne plany. Dojazd na miejsce (znany z Gogolowego Czerwonaka akwen Tropiczna w Owińskach) poszedł szybko i bez problemu. Miasteczko zawodów przywitało nas iście kameralną atmosferą- tłumów brak, wszystko wyglądało na dobrze zorganizowane. Odbiór pakietów startowych błyskawiczny- w środku numer, kartka na jedzenie, izotonik Oshee oraz kubek z logiem imprezy- jak na „ogórka” to całkiem przyzwoity. Dalej zostało tylko przebranie i wykręcenie kilkunastu minut rozgrzewki.
    Gdy przyszło się ustawić to od razu zaskoczyła mnie mała frekwencja na dystansie Mega- koło 50 osób. Praktycznie wszyscy byli „w czubie” i stwierdziłem, że jest duża szansa na dobry wynik. Po sygnale startowym z miejsca pełen ogień i cały czas trzymam się przodującej grupy- trasa od początku została super poprowadzona- spodziewałem się raczej płaskiego a tymczasem było kilka krótkich podjazdów. Po tym mieliśmy wjazd na spoko leśne singielki pomieszane z szerokimi duktami Puszczy Zielonki. Na nich również jedzie mi się wyśmienicie, tak że aż sam jestem w ciężkim szoku- mocne tempo, mocny puls a pary nie brakowało ani przez chwilę. Jednym słowem wyścig życia :D. No i właśnie- tak było przez mniej więcej 30 min.- po tym czasie czuję, że coś zbyt miękko mi się pomyka. Rzut oka na koła i wiedziałem co się stało- z tylnego zaczęło uciekać powietrze. Zatrzymałem się na dopompowanie, pojechałem dalej, lecz po chwili znów miękko. Tak więc na szczycie kolejnego podjazdu zabrałem się za wymianę dętki. Straciłem tym sposobem lekko licząc z 10 minut i wyprzedzili mnie dosłownie wszyscy. Nic to- od tego momentu miałem w myśli „byle do mety i wyprzedzić chociaż kogoś” i rozpocząłem samotną pogoń z czasem. Po kilku kolejnych super singlach przede mną pojawił się pierwszy podjazd na Dziewiczą i pierwsza osoba do wyprzedzenia- mijam ją na szczycie. Później kolejne dwie sztuki na podjeździe i kolejne. Po zjeździe z killera następny. To wyprzedzanie dodało mi sporo werwy i odtąd ostro cisnąłem- podjazdy z blatu a na płaskim prędkości rzędu 35- 40 km/h. No niezaprzeczalnie to był mój dzień. Do czasu kolejnego dojazdu na Dziewiczą kolejnych kilku zostawiłem w tyle. Drugi przejazd przez tamtejszy mix podjazdowo-zjazdowy również poszedł bardzo sprawnie- w końcu to dobrze znany mi teren i doskonale wiedziałem jakie ścieżki obierać ;). Po powyższej frajdzie zostało już niewiele kilometrów do mety- jeszcze było kilka mijanek- zarówno megowców jak i miniowców. Na końcu to byłem już rozpędzony jak małe TGV :D.

    Podsumowując- ze swojej jazdy jestem bardzo zadowolony. Noga kręciła aż miło po wypadzie w góry, siły nie brakło i w końcu miałem wyśmienity start. Trasa również mega spoko- jak na pierwszy raz to zostało wyciśnięte z terenu chyba wszystko- jedynie w kilku miejscach przydałoby się nieco lepsze oznakowanie.
    Po analizie wyników stwierdziłem, że gdybym nie złapał kapcia to miałbym szanse na pudło, trudno- odegram się za rok ;).

    Wynik:
    34/ 51 Open
    11/ 14 M2











    48.62 Km 40.00 Km teren
    02:29 H 19.58 km/h
  • 44.90 km/h Max
  • HRmax 190 ( 97%)
  • HRavg 168 ( 86%)
  • Kalorie 1828
  • W górę 478 m
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Solid MTB Śrem

    Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 04.05.2018 | Komentarze 0

    Trzecie zawody cyklu Solid MTB miały miejsce w Śremie- dojazd z drużyną poszedł szybko i w ekstra komfortowych warunkach. Na miejscu przywitała nas piękna pogoda, ciepło, słońce i bezchmurne niebo. Po przywitaniu z kilkoma znajomymi czas zrobić krótki objazd pierwszych kilometrów trasy- ten machnęliśmy wspólnie z Jackiem i stwierdziliśmy, że troszkę wieje nudą. Fakt, po super trasach w Krzywiniu i Mchach- Śrem zapowiadał się średnio jeśli chodzi o przebieg trasy- w dodatku kilkukrotnie jechaliśmy jedną rundę.
    Gdy przyszło ustawić się w sektorze był już tradycyjnie zapełniony i trzeba było czekać za barierkami. Po starcie nieco się zakorkowało przez zwężenie przy wjeździe na łąkę- dalej to były szerokie szuterki, trochę piachy, znów szuterek i leśne dukty. Czyli wszystko to, czego mamy wuchtę w Wielkopolsce. Po ok. 6 km zaczęły się małe podjazdy i zjazdy- nic specjalnego w zasadzie. Na kilku takich znowu zostałem przyblokowany i zaliczyłem spacerek na górę (chyba trzeba będzie wcześniej się ustawiać w sektorze). Po tym kolejne dawki płaskiego, następnie wpadło kilka fajnych singielków. Na tej części trasy bawiłem się najlepiej. Było to, co lubię czyli wąskie ścieżki, trochę ciasnych zawijasów oraz parę spoko podjazdów i zjazdów. Do pokonania był też podmokły odcinek po łące, na której była także przeprawa przez rów z wodą- jak na mnie przystało musiałem wpaść w niego centralnie butem :D. Pierwsze kółko minęło naprawdę szybko i pora na drugie. Na nim w zasadzie niewiele się działo- poza tym, że było luźniej i mogłem spokojnie robić swoje w górę jak i w dół. Mniej więcej w połowie pętli doszedł do mnie jeden z zawodników i razem jechaliśmy resztę dystansu bez przygód. Kilka kilometrów przed metą ostatecznie zadecydowałem jechać trasę Mega- trzecia identyczna pętla po tak nudnawej trasie mi się nie bardzo uśmiechała. Przynajmniej miałem udany finisz- ostatni zakręt przed metą pokonałem jako pierwszy a po nim był stojący sprint do mety- spoko poszło i nie straciłem pozycji ;).

    Wynik:
    104/184 Open
    28/40 M2




    Ekipa przed startem


    Sprint do mety



    67.66 Km 60.00 Km teren
    03:45 H 18.04 km/h
  • 45.86 km/h Max
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 2608
  • W górę 935 m
  • Bike: Lawinka

    DT4You MTB Maraton Oborniki

    Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 29.04.2018 | Komentarze 3

    Na kolejne tegoroczne maratonowe zmagania wybraliśmy się teamowo do Obornik na tamtejsze- już klasyczne zawody sygnowane przez firmę DT Swiss. Jako, że jechałem tam pierwszy raz to nie wiedziałem co czeka na trasie- jedynie z opowieści kolegów słyszałem, że jest ciężko (sporo podjazdów i technicznych fragmentów). Dojazd na miejsce lekko spóźniony, szybkie przebieranie, krótka rozgrzewka i ustawianie w sektorze. Tradycyjnie dla mnie porwałem się na dystans Mega- koło 60 osób się na niego zdecydowało, więc zbytniego tłoku nie było. Po samym starcie mieliśmy bardzo piaszczysty fragment przy osiedlu jednorodzinnych domków- nawet spoko poszedł. Zaraz po nim wjazd na asfalt- standardowo to nie moja bajka i tylko patrzyłem ilu mnie na nim wyprzedza ;). Kolejne kilka kilometrów to spokojna i dostojna jazda po szerokich leśnych duktach. I w zasadzie to były chyba jedyne płaskie miejsca. Po owych ścieżkach zaczęła się konkretna wyrypa podjazdowo- zjazdowo- singlowa.

    Więc w skrócie:
    - były męczące podjazdy- długie, krótkie, ubite, piaszczyste- do wyboru, do koloru
    - super zjazdy- jak wyżej- szybkie, wolne, techniczne, z muldami, małymi hopkami- generalnie cały przekrój
    - podjazdowe ciasne agrafki
    - spoko singielki, niektóre z przyjemnymi widokami po bokach


    Krótko mówiąc prawie cała trasa zupełnie przypominała wyścig XC. Technicznie nie miałem żadnych problemów, ale miejscami kondycyjnie ciężko było. Tak ciężko, że niektóre podjazdy trzeba było butować, bo już nogi nie dawały rady. Szczerze to nawet na Solidzie w Mchach (podobne wartości przewyższenia) się nie ujechałem tak bardzo jak w Obornikach. Biorąc pod uwagę taki ciężki ścig i prawie 4 godziny w siodełku to cieszę się, że żadnej bomby po drodze nie było i czułem się cały dystans w porządku. Tak więc kolejne „Pure MTB Wielkopolska” zaliczone i wielka radocha z takiej trasy zostaje.

    Wynik:
    45/62 Open
    15/15 M16


    Fotka- Seven Perceptus Team




    65.93 Km 60.00 Km teren
    03:14 H 20.39 km/h
  • 49.57 km/h Max
  • HRmax 189 ( 97%)
  • HRavg 160 ( 82%)
  • Kalorie 2250
  • W górę 971 m
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Solid MTB Mchy

    Niedziela, 22 kwietnia 2018 · dodano: 24.04.2018 | Komentarze 2

    Drugi start w cyklu Solid MTB przypadł w miejscowości Mchy (relacja będzie bardzo skrócona). Dojazd spoko i w komfortowych warunkach (sponsor udostępnia nam salonowe Renaulty na dojazd). Na miejscu powitania ze świetnymi kumplami- Jackiem, Jarkiem i Darkiem- śmiechu co nie miara przy pogawędkach ;). Po wyścigu w Krzywiniu przypadł mi trzeci sektor- zanim się ustawiłem wuchta wiary już w nim była i trzeba było się ustawiać za barierkami. Start i pierwsze kilometry to jazda po płaskim i pośród tumanów kurzu- było go tyle, że sporo go wpadało do oczu i w zasadzie niewiele widziałem. Po stawka jakoś tam się unormowała, było jeszcze trochę płaskiego po czym zaczęły się ekstra sekcje góra- dół- góra- dół. Na podjazdach tradycyjnie dla mnie doganiam i wyprzedam, na zjazdach także. Lecz na kilku takich podjazdowych fragmentach zostałem przyblokowany i musiałem podprowadzać- nerwy były :D. Gdzieś ok. 10 km doganiam teamowego kumpla Bartka i praktycznie całą dalszą pętelkę mega jedziemy wspólnie. Po drodze organizatorzy przygotowali super atrakcje- świetne singielki, wymagające podjazdy, szybkie i techniczne zjazdy (włącznie z małymi dropami), przejazd przez autodrom dla terenówek. Jak na mnie przystało super się na nich bawiłem- czułem się zupełnie jak na wyścigu XC. Po wjeździe na drugą pętelkę zostałem zupełnie sam- tylko ja, rower i las- zupełnie jak na niedzielnej wycieczce. Po dłuższym czasie dogoniłem pewną Asię z teamu Kaczmarka i już razem się trzymaliśmy aż do mety. Pętla numer 2 również przebiegła bezproblemowo. Wszystko wchodziło na luzie i bez najmniejszych oznak kryzysu- znaczy coś pod nogą jest, ale to jeszcze nie to czego bym oczekiwał.
    Po sprawdzeniu wyników stwierdzam, że poziom ścigantów poszedł mocno do przodu. Cały dystans czułem się wyśmienicie i jechało mi się naprawdę dobrze, ale rezultat zupełnie tego nie odzwierciedla. Cóż- pozostaje czerpać radochę z Solidowych technicznych tras albo przyszykować jakąś petardę na kolejne edycje…

    Wynik:
    60/68 open
    17/18 M2




    Dzisiaj dla odmiany film z pętli Mega- można podziwiać naprawdę super fragmenty (polecam wszystkie 10 części)




    62.28 Km 55.00 Km teren
    02:49 H 22.11 km/h
  • 44.81 km/h Max
  • W górę 616 m
  • Bike: Lawinka

    Gogol MTB Dolsk

    Niedziela, 8 kwietnia 2018 · dodano: 11.04.2018 | Komentarze 2

    Drugi tegoroczny start na dobrą sprawę nie był w planach, ale pojawiła się okazja by jechać więc skorzystałem. Miejsce jak i cykl dobrze znane- Gogol MTB w Dolsku. Tym razem pogoda dopisała idealnie- słońce i ciepło (nie to co rok oraz dwa lata temu).
    Ekipa PZL Sędziszów startowała czteroosobowym składem (Macie, Norbert, Bartek i ja), z czego jedynie ja zdecydowałem się na dystans mega.
    Po zwiedzeniu miasteczka zawodów oraz odebraniu pakietu startowego stwierdziliśmy, że zapanowała straszna bieda. Pakiet składał się z torby, nr startowego, kwitku na posiłek i dwóch broszurek, w miasteczku nie pojawił się żaden namiot sponsorów lub serwis. Przy całym moim sentymencie do cyklu niestety stwierdzam, że dobrze to nie świadczy.
    OK, koniec zrzędzenia- na jakiś czas.
    Samo ustawianie w sektorach poszło w miarę przyzwoicie. Gorzej, że mieliśmy opóźnienie ok. 20 minut. Organizatorzy nie przewidzieli, że na start w zawodach zdecyduje się tak duża liczba osób, czego efektem było bardzo długie czekanie- przebiło to nawet zeszłoroczny Stęszew.
    Trasa- cóż, znana i przynudnawa. Głównie tradycyjne, szerokie i płaskie wielkopolskie leśne ścieżki. Względem ubiegłego roku nieco pozmieniali- dodano kilka singielków, podjazdów i zjazdów, więc to na plus. Raczej nie ma co zbytnio się rozpisywać nad jej przebiegiem, było dość szybko i dość płasko. Tradycyjnie na wszelakich technicznych fragmentach czułem się najlepiej, na podjazdach również w porządku. No i wyrównałem rachunki z najbardziej stromą ścianką. W zeszłym roku podprowadzałem, teraz dwa razy podjechana bez problemu, więc jakaś tam forma chyba jest :).
    W sumie potraktowałem to jako dobry trening i udanie spędzony dzień z tamowymi kolegami. Tyle ode mnie, a teraz trzeba się zabrać za trenowanie na ciekawszego Solida ;).

    Wynik:
    77/123 Open
    19/24 M2