Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

58.00 Km 40.00 Km teren
03:28 H 16.73 km/h
  • 48.69 km/h Max
  • HRmax 191 ( 98%)
  • HRavg 167 ( 86%)
  • Kalorie 2607
  • W górę 1398 m
  • Bike: Lawinka

    Bike Maraton Jelenia Góra

    Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 14.09.2016 | Komentarze 2

    Drugi dzień w górach przywitał nas pięknym słońcem z rana- idealna aura na debiut w górskim matatonie. A założenie na niego miałem proste- dojechać do mety, sprawdzić siebie i rower i po prostu jechać swoje. 
    Rano pobudka, śniadanie, zwijanie namiotów i pakowanie, po tym Jacek i ja ruszamy autem do Jeleniej Góry- Drogbas śmignął rowerem na trasę zawodów. 

    Na miejsce startu ustanowiono centrum Jeleniej Góry- Plac Ratuszowy. Po dojeździe na miejsce od razu rzuca nam się w oczy wuchta wiary- ponad 1300 osób zdecydowało się na uczestnictwo. Organizatorzy przyznali mi pierwszy sektor, Jacek natomiast dostał drugi więc przybiliśmy piątkę życząc sobie powodzenia na trasie i każdy udał się na swoje miejsce (przyszło startować poza barierkami). Po ustawieniu sporo czekania w upale, przemówienia włodarzy miasta, podnoszenie flagi narodowej przez Maję (przyznaję oprawa przednia ;) ) i starty sektorów. Pierwsi startowali oczywiście przecinaki zaliczani do UCI, po nich doczekałem się swojego startu. Tempo od samego początku mocne, stopniowo sporo wiary mnie wyprzedza- nic dziwnego, spodziewałem się tego ;). Kolejne kilometry tradycyjnie słabo mi idą- mieliśmy ponad 10 km płaskiej jazdy, częściowo asfaltem, częściowo polami- zupełnie jak u Gogola :D. Na takich fragmentach czasem nie starczy przełożenia i kolejni mnie przechodzą. Trudno, jak na mnie przystało wyczekuję wjazdu w teren i słusznego dla mnie napierania. Na jednej ze ścieżek gość centralnie przede mną zalicza glebę, ostre hamowanie i gleba w moim wykonaniu też była- na szczęście niegroźna. Zbieramy się i kawałek dalej zatrzymuję się z zamiarem wyprostowania kierownicy- okazało się, że bez sensu bo wszystko było w porządku ;). Dalej to znowu szybkie kręcenie pośród polanek i znowu dochodzą mnie kolejni, w tym Jacek- próbuję utrzymać się na kole, tak że na jednym zakręcie 90°C prawie w niego uderzam (dobrze Jacku, że szybciej przejechałeś ten skręt ;) ). Kolejne kilometry lepiej zazynają wchodzić, aż do jednego singla, gdzie tworzy się mega korek przez dwa duże kamienie z przerwą pomiędzy- akurat na szerokość roweru więc aż dziwne, że tam prowadzili. Jeszcze przed rozjazdem czeka najbardziej stroma część ścigu- podjazd pod "Łopatę", daję radę podjechać do połowy, na resztę zabrakło przełożenia w kasecie, no więc czeka spacerek na górę. Na szczycie owego podjazdu otuchy dodaje mi Drogbas. Po "łopacie" jeszcze kilka przyjemnych kilometrów i na 26 km rozjazd Mega/ Giga. Odtąd na pętli Mega idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Wszystkie podjazdy sprawnie wchodzą, niektóre bywały ciężkie- urok debiutanta w górach ;). Zjazdy pół na pół- te z dwoma strzałkami pokonuję sprawnie, z trzema odpuszczam- nie czuję się jeszcze na siłach na takie bardziej techniczne szaleństwa no i brak większego obycia z górami też robi swoje. Nic to, następnym razem będzie lepiej, nabieram doświadczenia. Za to z każdego pokonywanego metra każdego zjazdu mam sporą frajdę i pełne zadowolenie ;). Kluczowe na pętli okazały się rady kompanów wyjazdu: uzupełniać płyny, jechać swoim tempem, jak nie czujesz się na siłach- zejdź i poprowadź rower. To ostatnie czasem było trudne do wykonania, bo co robić gdy głowa chce jechać a technika nie pozwala na to ;). Obowiązkowo staję na bufetach, to daje chwilę odpoczynku i ważne zapasy wody/ izotoników. W miarę pokonywanych kilometrów zauważam, że podjazdy idą mi całkiem spoko i na nich trochę osób udaje się zostawić za sobą- to już tradycyjne dla mnie ;). Czasem to co zyskałem na podjazdach tracę na wspomnianych trudniejszych technicznie zjazdach- trudno. I tak wyglądała cała reszta pętli w moim wykonaniu, pociągi niekiedy udaje się złapać, ale większość przejeżdżam sam nie oglądając się na innych- w końcu to nie wielkopolskie plaskacze, gdzie trzeba się wieźć na kole :D. Kolejne kilometry spoko wchodzą, szczególnie podjazdy, jak i czerpię jeszcze większą dawkę frajdy i adrenaliny na szybkich zjazdach, super! Nawet nie czułem jakiegoś tragicznego ubytku siły- oczywiście power odchodził, ale na tyle powoli że kręciłem ciągle równym tempem. Na którymś kolejnym podjeździe ok. 40 km łapią mnie skurcze lewego uda, pięknie. Każdy obrót korbą wywołuje ból, ale zwalniam tempo i twardo kręcę dalej ;). Wypicie izotonika częściowo pomaga- na tyle, że po wjeździe na płaską dojazdówkę do mety udaje się podkręcić tempo. No i po tych wszystkich pokonanych przewyższeniach na płaskim udaje mi się odpalić jakieś turbo i doganiam jednego. Jakiś czas jedziemy razem i zostaje za mną, doganiam kolejnego i również załatwiam. I tak do mety wyprzedzam jeszcze dwóch- w tym jednego tuż przed finiszem ;).

    Po przekroczeniu mety bez pośpiechu wcinam makaron, uzupełniam węgle izobronikiem, odpoczywam, myję rower i czekam na kompanów. A przy tym sporo czasu zeszło- Dogbas skręcił na pętlę Giga kibicować i robić fotki. Gdy się zjawił w miasteczku sporo czasu żeśmy przegadali i czekaliśmy na Jacka- twardziel spędził na trasie Giga ponad 6 godzin- szacun Jacku! Później były kolejne rozmowy już we trójkę, wymiana wrażeń i takie tam kolarskie tematy ;). Pobawiliśmy się jeszcze na ekstra hopce- latanie było ;). Dalej pakowanie auta i powrót do Wielkopolski. 

    Rowerowe dwa dni w pełni udane, szczerze to najlepszy weekend w tym roku dla mnie. Znów pokręcone po górach, zaliczony maraton i kolejne cenne doświadczenia zdobyte. I co najważniejsze z ekstra kompanami- czasem to pokładaliśmy się za śmiechu, ogólnie był super weekend- dzięki panowie- kiedy powtórka? ;)

    Wynik:
    270/ 522 open
    61/ 76 M2







    Takie zabawy po ścigu ;)




    Komentarze
    JPbike
    | 16:21 czwartek, 15 września 2016 | linkuj No to pierwsze górskie koty za płoty ... :)
    Takich i podobnych powtórek będzie z setka !
    grigor86
    | 20:32 środa, 14 września 2016 | linkuj Ale żeś się rozpisał.......
    Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zezca
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]