Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z towarzystwem

Dystans całkowity:25711.19 km (w terenie 8585.55 km; 33.39%)
Czas w ruchu:1209:14
Średnia prędkość:21.26 km/h
Maksymalna prędkość:70.94 km/h
Suma podjazdów:57262 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:180 (89 %)
Suma kalorii:177905 kcal
Liczba aktywności:330
Średnio na aktywność:77.91 km i 3h 39m
Więcej statystyk
50.77 Km 20.00 Km teren
02:40 H 19.04 km/h
  • 42.97 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Pierwsza jazda w nowym roku

    Sobota, 4 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 0

    Na pierwszą jazdę w 2014 roku udało mi się zgadać z Panem Jurkiem, dogadaliśmy miejsce zbiórki i w drogę. Z domu ruszyłem przez polną drogę na Skiereszewo- po jakichś 500 metrach byłem już strasznie ujebany jakimś syfem naniesionym na asfalt przez ciągniki :D. Dalej wcale nie było lepiej- rozryta polna droga, pełna kolein, błota i gruzu. Na miejsce spotkania- pod Biedronkę na Poznańskiej zajechałem prawie o czasie, czekał już Pan Jurek z Mateuszem. Podjechaliśmy jeszcze do cudotwórcy naprawiacza rowerów Pana Bogdana, bo Mr Jerry miał problem z przednią przerzutką. Także z Gniezna wyjechaliśmy prawie godzinę po czasie spotkania :D. Ruszyliśmy wzdłuż S5- tki do Pierzysk. Akurat na wjeździe do Pierzysk zadzwonił Marcin, który nie mógł z nami jechać od początku. Poczekaliśmy dłuższą chwilę pod sklepem, zrobiło się nam chłodno i zaczęliśmy jechać w stronę Baranowa. Zgadaliśmy się po chwili z Marcinem- już był w Pierzyskach to się wróciliśmy kawałek i postanowiliśmy pojechać dalej żółtym szlakiem przez czerniejewski las. Po drodze postój przy chacie w środku lasu, gdzie znów było śmiesznie. Np. przez nakręcany rower Mateusza :D. Następnie dłuższa droga przez las, wyjechaliśmy w Rakowie- stamtąd polną drogą do Czerniejewa i asfaltem do Mnichowa, gdzie żegnam się z ekipą i do domu.

    74.48 Km 25.00 Km teren
    03:46 H 19.77 km/h
  • 30.82 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Skorzęcin ekipą Bikestats

    Sobota, 28 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 2

    Wczoraj Sebek dał znać, że dziś wybiera się na trip do Skorzęcina. Zgadaliśmy się i wyszło, że gnieźnieńska ekipa również dołącza się do wycieczki. Rano oczywiście ubieranie w długie, ciepłe kolarskie ciuchy i pakowanie termosu i czekolady na drogę. Zbiórka chwilę po 10 przy światłach na Wrzesińskiej i ruszamy niezniszczalną ferajną czyli Jurek, Marcin, ja i Mateusz. Trasa przez Wierzbiczany, Lubochnię na Krzyżówkę, gdzie już czekał na nas Sebastian. Dalej standardowa trasa do Skoja terenem przez Gaj i Piłkę. Gdzieś w lesie Sebek poprowadził nas drogą, którą jeszcze tędy nie jechałem, ale było całkiem fajnie widać było, że są jakieś fajne pagórki- trzeba przyjechać wiosną wyeskplorować je :). Do ośrodka wjeżdżamy od strony jeziora Białego, robimy odpoczynek na molo. W drodze powrotnej krótka przerwa nad grobem leśniczego. Terenem wróciliśmy do Krzyżówki, gdzie pod wieżą zatrzymaliśmy się tylko na chwilę niby, a później już nikomu nie chciało się jechać dalej, to oczywiście postaliśmy jakieś 30 min, pośmialiśmy się i w końcu wsiedliśmy 'na koń'. Pożegnaliśmy się z Sebkiem i czwórką przez Nową Wieś Niechanowską i Kędzierzyn do Gniezna.








    69.39 Km 0.00 Km teren
    03:40 H 18.92 km/h
  • 36.15 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Lednica, Kłecko

    Czwartek, 26 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 1

    Marcin z rana zadzwonił do mnie, że szykuje się dzisiaj wycieczka w większej ekipie. Ekstra, przystałem na propozycję, szybkie śniadanie, przygotowanie do jazdy i w drogę. Spotykamy się na torach w ekipie: Mr Jerry, Marcin, Mateusz i ja. Chwila gadki i myślenia gdzie jechać, padło na Pola Lednickie. Zajechaliśmy tam wzdłuż krajowej drogi na Poznań, pokręciliśmy się pod rybą, pobawiliśmy się też z osłami, które miały ochotę zjeść nasze opony :D. Dalsza trasa zmieniała się w czasie jazdy, przez Zakrzewo i Gorzuchowo do Kłecka. Po drodze postój w sklepie w Gorzuchowie, przy którym Pan Jurek tak rozbawił nas wszystkich, że długą chwilę nie mogliśmy się zebrać do dalszej jazdy :D. Później znów akcja, tym razem w wykonaniu Marcina, który zahaczył rogiem o moją kierownicę i mało co się nie przewrócił. W Kłecku chwila na fotki na rynku i dalej Mączniki, Zdziechowa, Gniezno. Dobra wycieczka, śmiesznie było, tempo spacerowe, kalorie świąteczne trochę spalone ;)



    41.90 Km 0.00 Km teren
    02:08 H 19.64 km/h
  • 34.49 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Przedświątecznie z Marcinem

    Poniedziałek, 23 grudnia 2013 · dodano: 27.12.2013 | Komentarze 0

    W sobotę pierwsza jazda od 2-óch miesięcy a tu zaraz wyciągają znów na rower. Zadzwonił Marcin, zgdaliśmy się na torach. Tradycyjnie myślenie jaki kierunek wybrać :). Padło na powolny objazd okolicy po wsiach następujących: Lubochnia, Jankowo, Strzyżewo, Wełnica i powrót. Tempo mega wolne ale i tak miło się jeździ po takiej dlugiej przerwie od bika ;).



    103.97 Km 40.00 Km teren
    05:22 H 19.37 km/h
  • 44.67 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Promno, jezioro Kowalskie

    Sobota, 26 października 2013 · dodano: 21.12.2013 | Komentarze 0

    Dawno temu po Promnie i wkoło Kowalskiego po wąwozach i singlach z Kubą, Piotrasem, Grigorem, Wojtasem, Łukaszem i Przemkiem. Klik!



    91.17 Km 20.00 Km teren
    04:17 H 21.28 km/h
  • 40.28 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Rogowo, Dolina Gąsawki

    Niedziela, 20 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

    Po wczorajszych targach turystycznych w Poznaniu, zgadałem się z Marcinem, że trzeba się wybrać na dłuższą wycieczkę. Jeszcze w pociągu dywagowaliśmy gdzie można jechać- ostatecznie padło na Rogowo.
    W niedzielę zbiórka standardowo na Wenecji, gdzie już czekał Mr. Jerry, po chwili przyjechał Marcin i ruszyliśmy. Najpierw przez rynek, gdzie spotkaliśmy chłopaków z GKKG, którzy wybierali się do Wierzyc. W Mieście jeszcze podjechaliśmy na stację podpompować opony i już obraliśmy trasę do Rogowa. Początek przez Wełnicę, Dębówiec. Tu gdzieś pomyliliśmy drogę- ja też nie do końca pamiętałem jak jechać, do Rogowa tędy jechałem bardzo dawno (w zeszłym roku)- ale przez to trafiliśmy na jakieś budynki i jezioro, o którym nawet nie mieliśmy zielonego pojęcia. Ostatecznie wyjechaliśmy w Mięcierzynie- tutaj już każdy wiedział gdzie jesteśmy i jak jechać ;). Z Mięcierzyna już prosta, asfaltowa droga do Rogowa, jadąc kawałek krajową 5-tką. W Rogowie pojechaliśmy na rynek. Tutaj urządziliśmy dłuższą przerwę na śniadanie, przy okazji przejechałem się kawałek nowym rowerem Marcina- zmienił on ramę. Podregulowałem jeszcze Marcinowi tylną przerzutkę, bo pan D. spartaczył trochę robotę, nie naciągnął linki i to nie miało prawa dobrze działać. Po przerwie pojechaliśmy dalej- obraliśmy kierunek na dolinę Gąsawki, po drodze minęliśmy dworek w Grochowiskach Szlacheckich w którym mieści się hotel. Dalej wybitnie na czuja jadąc po polach, łąkach i lasach dojechaliśmy w końcu nad dolinę Gąsawki. Byłem tu pierwszy raz jesienią i jest tu równie pięknie jak wiosną- opadłe żółte liście tworzą fajny klimat lasu :). Po drodze jadąc za Marcinem nie zauważyłem pośród liści kałuży i oczywiście w nią wjechałem :D. Za Gąsawką przejechaliśmy obok knajpy, w której trochę się już przesiedziało ;) i dalej szosą pośrodku lasu w kierunku Gołąbek. Po drodze zrobiliśmy jeszcze mały postój nad jez. Wieśniata, gdzie jest całkiem czysta woda i dobre miejsce na ognisko. W Gołąbkach przerwa pod sklepem, gdzie była akcja w wykonaniu Mr. Jerrego, który chciał mnie poczęstować wafelkiem, ale nie chciałem :P. To wyglądało co najmniej dziwnie. Z Gołąbek standardowa trasa przez lasy, Dębówiec i Wełnicę do Gniezna, pożegnanie na torach i do domu przez Dalki.
    Aha i wracając do targów turystycznych nadmienię tylko, że zebrałem tyle przeróżnych map, przewodników turystycznych, folderów i gazetek, że prawie reklamówka mi nie wytrzymała ich ciężaru :D. Będzie w czym wybierać na rowerowe wycieczki :).

    40.45 Km 15.00 Km teren
    01:47 H 22.68 km/h
  • 38.89 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Dębówiec

    Niedziela, 13 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

    Po wczorajszym wypadzie do Duszna dzisiaj kolejny dzień jazdy. Chłopaki z GKKG organizowali lokalny wyścig na Dębówcu, zgadaliśmy się ja, Kuba, Jurek i Mateusz, że jedziemy. Dojazd na miejsce startu- leśniczówkę Brody poszedł nam dosyć szybko. Na miejscu zdziwiłem się ilością ludzi, którzy przyjechali się pościgać- całkiem sporo się zjechało. Relacja ze startu w drugim wpisie :).
    Droga powrotna taka sama jak przyjechaliśmy- Wełnica i Winiary.

    77.25 Km 25.00 Km teren
    03:38 H 21.26 km/h
  • 38.23 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Duszno

    Sobota, 12 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 2

    Dzisiaj trafiła się kolejna sobota, którą można było wykorzystać na rower. Jako, że przez totalny brak czasu na wszystko wyjeżdżam raz- góra dwa razy w tygodniu i to jeszcze w weekend to musiałem wyjechać. Dzień wcześniej zarzuciłem pomysł, żeby przejechać się do Duszna. Kuba z miejsca się zgodził. Za punkt zbiórki obraliśmy rynek, gdzie oprócz Kuby zjawili się Mr. Jerry i Mateusz. Miałem lekkie spóźnienie, ale to nic :). Po przywitaniu od razu ruszyliśmy czteroosobową paczką do Duszna. Kierując się po oznaczeniach szarego szlaku przejechaliśmy najpierw przez miasto, następnie Winary, Dębówiec i Gołąbki. Jechało się całkiem dobrze z jedną przygodą po drodze- przed Gołąbkami pojechaliśmy nie tak jak trzeba i kręciliśmy zupełnie nieznaną leśną drogą. W końcu po kilku km ponownie wjechaliśmy na asfalt i mniej więcej orientując się po której stronie mamy Gołąbki skręciliśmy w lewo. Po chwili trafiliśmy na kolejną krzyżówkę, gdzie po części na czuja, po części z nawigacją skręciliśmy w kierunku przeciwnym do Gołąbek. Jak się okazało obraliśmy dobrą drogę. Po drodze minęliśmy Grabowo, Kruchowo i dalej asfaltem na Wał Wydartowski. Na podjeździe do Wydartowa aura zrobiła się dla nas wyjątkowo paskudna- wiatr, którego dotąd udawało nam się jako tako unikać teraz zaczął nam wiać prosto w ryj, a to był dopiero początek katorgi. Skręciliśmy na Duszno i tutaj już skończyły się jakiekolwiek drzewa czy zabudowania, które chroniłyby od wiatru. Same otwarte tereny, na których zimny wiatr skutecznie odbierał chęci do jazdy. No ale przecież nie trzaśniemy rowerów o kamień- twardo wspinaliśmy się do wieży widokowej. Gdy pokonaliśmy ostatni zakręt na drodze do wieży zobaczyliśmy rowerzystów. Po podjechaniu okazało się, że do Duszna zawitała druga oprócz naszej ekipa Bikestats. Byli to: Marcin, Seba, Klosiu i Hulaj. Przyjechali tu na szosówkach- po drodze trochę błądząc i przebijając się po terenie! ;) Zrobiliśmy wspólną fotką, pogawędziliśmy chwilę, po czym chłopaki ruszyli w drogę powrotną, a my rozsiedliśmy się na ławkach. Zaczęliśmy jeść śniadanie i… no właśnie. Zaczęła się taka akcja z bananem, że Kuba popłakał się ze śmiechu, a mnie od śmiechu zaczął konkretnie boleć brzuch. Teksty, które się tam pojawiały zupełnie nie nadają się do zamieszczenia na blogu :D. Weszliśmy jeszcze na wieżę, ale nie było fajnie, gdyż strasznie wiało no i widok ograniczał się do krańca pola, więc szybko zeszliśmy na dół. Ponownie rozsiedliśmy się na ławkach, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Teraz jechało się dużo lepiej, niż w pierwszą stronę- mieliśmy wiatr w plecy. Szybko zjechaliśmy do Duszna i postanowiliśmy jechać inną trasą, niż zawsze. Przecięliśmy tylko asfalt i trafiliśmy na drogę z kocich łbów. Po drodze trafiliśmy na straszny odór gnojówki, który właził wszędzie- i w ramę i w opony i w ogóle we wszystko, przez co rowery śmierdziały niemiłosiernie.
    Dalej minęliśmy Folusz, Niewolno, Pasiekę, lasami i łąkami do Strzyżewa Paczkowego. Stąd postanowiliśmy nie kręcić od razu na Gniezno, lecz jeszcze śmignąć przez Jankowo, Kalinę i Szczytniki Duchowne. Z Gniezna standardowo przez dalkowskie tory i do domu.

    145.29 Km 20.00 Km teren
    06:36 H 22.01 km/h
  • 49.66 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Uzupełnianie wpisów czas zacząć!!! Kleczew

    Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

    Dobra, muszę zacząć uzupełniać wycieczki na blogu, bo jestem 2 tygodnie do tyłu z tym, jakoś brakuje czasu na wszystko… Na początek wypad do Kleczewa.
    Dzień przed wyjazdem dostałem telefon od Marcina z informacją, że gnieźnieńska wataha BS wybiera się z dłuższą wycieczką do Kleczewa. Po chwili rozmowy- ile km, jaka pogoda, o której zbiórka i takie tam okołorowerowe pierdoły oczywiście przystałem na propozycję. Rano spakowałem plecak i ruszyłem na spotkanie z resztą ekipy. Niepodobne, ale nie zbieraliśmy się na Wenecji :D. Podjechałem na Wolności, gdzie poczekałem krótką chwilkę na Marcina, niedługo po nim zjawił się Mateusz. Dłuższy czas dane było nam czekać na Pana Jurka i Kubę- mieli straszny poślizg czasowy :P. Gdy w końcu do nas dobili- Pan Jurek ustawił aparat na czyimś prywatnym murku, strzeliliśmy wspólną fotkę na początek tripu i w drogę. Początek do standardowa droga pokonywana miliardowy raz przez Szczytniki Duchowne, Lubochnię i przez las do Krzyżówki. Stąd przez Gaj i leśne dukty dojechaliśmy do okolic Piłki. Na jednym z leśnych skrzyżowań skręciliśmy w prawo wyjeżdżając na asfalt prowadzący do Ośrodka w Skorzęcinie. A w ośrodku o tym czasie zupełna pustka, cisza i spokój- w niczym nie przypomina tego, co można tu zobaczyć latem. Dalsza trasa z ośrodka przez las, singielek i mostek do Wylatkowa. Stąd już do Samego Kleczewa cięliśmy pięknym polskim asfaltem :D. Z Wylatkowa jechaliśmy mijając Przybrodzin, Smolniki Powidzkie, Anastazewo. Tutaj odbiliśmy w prawo jadąc już w kierunku Kleczewa. Po drodze minęliśmy Budzisław Kościelny i za tą miejscowością nastąpiła wielka zmiana widoków na horyzoncie. Przed oczami pojawiły się wielkie maszyny odkrywkowe, a po bokach widać było kopalniane tereny i mnóstwo żelastwa z Konińskiej kopalni. Aż do Kleczewa takie widoki to normalka, tak samo jak to, że przejeżdżający autami ludzie zatrzymują się, żeby obejrzeć te ogromne maszyny i zrobić im zdjęcie.
    Po wjeździe do miasta chcieliśmy od razu udać się do celu właściwego dzisiejszego wyjazdu- Parku Rekreacji. Jak na złość teraz nie dane było nam tam trafić. Spytaliśmy się nawet o drogę, z czego wyniknęła zabawna sytuacja- po otrzymaniu wskazówek dojazdu od przechodniów Pan Jurek po sekundzie ich zapomniał- to konkretnie rozbawiło całą wycieczkową ekipę :D. Kierując się tak, jak powiedzieli nam ludzie zajechaliśmy pod kompleks, który przypomina nasz gnieźnieński GOSIR- a nie o to nam chodziło. Stwierdziliśmy, że cofniemy się kawałek i zjemy w końcu śniadanie, gdyż do Kleczewa nie zrobiliśmy żadnej przerwy, przez co byliśmy mega głodni. Znaleźliśmy maleńkie jeziorko w centrum, rozsiedliśmy się na ławkach i zaczęliśmy konsumować przygotowane w domu żarełko. Była też ciepła herbata z termosu, która fajnie rozgrzewała w taki pochmurny dzień. W czasie przerwy śniadaniowej znów mieliśmy sporą dawkę śmiechu, gdyż najpierw okazało się, że Mr. Jerremu potłukł się termos i cała herbata rozlała mu się do sakwy. Później znów Mr. Jerry chciał pstryknąć fotkę całej dzisiejszej ekipy, ale za każdym podejściem ktoś nie mógł zmieścić się w kadrze :D. Najpierw zabrakło Pana Jurka, później zasłonił mnie Kuba (widać było tylko czubek mojego kasku), na koniec nie załapał się Mateusz, który był schowany za murkiem :D. Po tej dawce śmieszków ruszyliśmy poszukać Poraku Rekreacji. Znów spytaliśmy o drogę, tym razem były one dokładniejsze i udało się w końcu dojechać do celu. A na miejscu całkiem fajnie zrobione- mini park linowy, jeziorko, ławki, pomosty. Zrobiliśmy rundkę wokół jeziora, z nudów zjechałem po schodach, zrobiliśmy fotki i musieliśmy ruszać w powrotną drogę. W samym Kleczewie odwiedziliśmy jeszcze Biedronkę, gdzie znów ja z Kubą mieliśmy dawkę śmiechu z energetyka w puszcze, co raczej nie nadaje się do bardziej szczegółowego opisu :D. Spod Biedronki pojechaliśmy jeszcze na hałdę. Na szczyt hałdy prowadził trochę stromy i mocno wymyty podjazd, który zdecydowałem się podjechać- poszło szybko na młynku. Reszta postanowiła podprowadzić roweru pod górę. Ze szczytu rozciąga się szeroki widok m.in. na bazylikę w Licheniu i elektrownię w Pątnowie. Przed zjazdem podzieliliśmy się na dwie grupy: Mr. Jerry, Kuba i Mateusz zjechali pierwsi, ja i Marcin chwilę poczekaliśmy, by Kuba mógł nagrać film jak zjeżdżamy. Na zjeździe solidnie nas wytrzęsło, przez wyżłobione brudzy, co nie zmieniło faktu, że porządnie się rozpędziliśmy. Na dole Marcin o mało co nie wpakował się w rower Jurka, który to przed nim bardzo ostro skręcił. Po ochłonięciu ruszyliśmy dalej. Do Anastazewa jechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak przyjechaliśmy do Kleczewa. Tutaj pod podniszczonym budynkiem stacji wąskotorowej zrobiliśmy małą przerwę na resztę herbaty i kanapkę. Z Anastazewa śmignęliśmy przez las- prowadziła nas ścieżka wokół jeziora Powidzkiego. W Ostrowie z niej zjeżdżamy i spotkaliśmy rodziców Kuby- tu dostaliśmy zaproszenie do domku letniskowego, którego nie mogliśmy odmówić :D. Wypiliśmy ciepłą herbatkę, zjedliśmy „ciostka z krymem” i chwilę posiedzieliśmy w ciepłym wnętrzu. Kuba również pokazał mi wielki hak, z którym wolę nie wnikać co robi :P. Po rozgrzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż torów kolejki wąskotorowej do Przybrodzina, dalej Powidz, Wiekowo, Witkowo, Małachowo, Arcugowo, Niechanowo i Gniezno. Tu pożegnaliśmy się z Kubą i Marcinem. Ja, Pan Jurek i Mateusz jeszcze kawałek pojechaliśmy razem, na torach na Dalkach rozstaliśmy się i już samotnie dokręciłem do domu przez Dalki.

    120.15 Km 45.00 Km teren
    05:38 H 21.33 km/h
  • 45.12 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Puszcza Zielonka, Dziewicza Góra

    Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0

    Wczoraj wieczorem dostałem sms-a od Kuby, że szykuje się wypad rowerowy. Ostatecznie za cel obraliśmy jedne z moich ulubionych terenów do jazdy- Puszczę Zielonkę i Dziewiczą Górę. W niedzielę od rana zapodawało piękne słońce, chociaż nie było jakoś bardzo ciepło. No ale jako, że musieliśmy w pełni wykorzystać ładny dzień, to żaden z nas nie wymiękł oczywiście. Za miejsce spotkania obraliśmy skrzyżowanie w Rzegnowie o 11:00. Ranek upłynął na przygotowaniach- zrobienie kanapek, pobieżne wyznaczenie trasy, zaparzenie herbaty w termosie- w taką temperaturę było wskazane :). Druga sprawa- skoro temperatura nie rozpieszczało to trzeba było jechać na długo. Rękawki, nogawki, kurtka i w drogę. Jak się okazało po chwili jazdy- dość zimny wiatr skutecznie ochładzał głowę i musiałem się zatrzymać w celu zarzucenia chusty- odtąd mogłem wytrzymać niesprzyjającą temperaturę. Na miejsce spotkania dotarłem całą minutkę po 11, przywitałem się z Kubą i ruszyliśmy na zachód. Jedziemy i gadamy w najlepsze, a tu po jakichś 10 minutach rozdzwonił się telefon Kuby. Był to Pan Jurek, który wieczorem nie dawał sygnału, że jedzie z nami i czekał na Wenecji. Zgadaliśmy się z nim, że poczekamy na niego w Dziekanowicach. Mieliśmy jechać spokojnie i powoli, ale jak to zawsze my oczywiście musieliśmy ZAPIERDALAĆ! :D Więc pod drewniane figury zajechaliśmy bardzo szybko i czekaliśmy na trzeciego kompana wyprawy. Pan Jurek też dobił do nas dosyć szybko, bo po ok. 15 minutach, w czym pomógł mu wiatr w plecy. Z Dziekanowic we trójkę ruszyliśmy w kierunku Zielonki. Śmignęliśmy brzegiem jez. Lednickiego, przez Rybitwy i Latalice do Podarzewa. Tutaj z asfaltu zjechaliśmy na szeroki, szutrowy dukt, którym dotarliśmy do Krześlic. Przy pałacu nie zatrzymywaliśmy się, kwitując to słowami, które raczej nie nadają się do druku ;). Dalej z Krześlic jazda długim, prostym asfaltem do Wronczyna. Po drodze zauważyliśmy, że na kole siedzą nam dwaj rowerzyści. Z początku jechaliśmy spokojnie, oni za nami. No to oczywiście któryś z nas musiał znów przydepnąć i ZAPIERDALAĆ- dziś był to Pan Jurek. Wyrwał do przodu jak na podtlenku azotu, a ja i Kuba szybko wyrównaliśmy do jego tempa i nieznani bikerzy momentalnie zostali daleko za nami. Jadąc dalej takim żwawym tempem zajechaliśmy do Tuczna, gdzie była przerwa na zakupy. W czasie, gdy Pan Jurek był w sklepie, Kuba się ze mną chwilę zagadał. I tak ok. 5 minut później dogonili nas bikerzy, których zostawiliśmy w tyle. No i okazało się, że już jesteśmy rozpoznawalni jako Rowerowe Gniezno. Z mojej strony nie obyło się bez „wkopania” Kuby, że to on prowadzi facebookowy profil RG ;). Okazało się, że owi rowerzyści kręcą z Gniezna i wybierają się do Owińsk na zwiedzanie opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Zamieniliśmy z nimi kilka słów, po czym ruszyli w swoją stronę. Po zakupach ruszyliśmy w dalszą drogę, już docelowo do Zielonki. Początek to jazda polną drogą po kocich łbach, na których solidnie wytrzęsło tyłek- Lubię taką jazdę :D. Przy wjeździe do Puszczy pstryknęliśmy fotkę i dalej ruszyliśmy pięknymi, leśnymi duktami do Zielonki. Tutaj jest fajny klimat- wioseczka pośrodku lasu ;). Odwiedziliśmy arboretum i kawałek dalej zarządziliśmy dłuższą przerwę na śniadanie. Trafiło się nam przepiękne miejsce na takową, bo były ławeczki, zadaszenie, miejsce na ognisko, po prostu idealna miejscówka na postój. W przerwie były kanapki, ciastka, ciepła herbata- dobry pomysł z nią, bo rozgrzała nas :). Rzut oka na mapę i stwierdziliśmy, że teraz musimy ciąć czerwonym szlakiem aż do Dziewiczej. Na mapie swoją drogą, ale w czasie jazdy tak pięknie już nie było. Ruszyliśmy do Kamiśnka, dotąd czerwony szlak prowadził idealnie. Dalej zrobiły się dwa czerwone szlaki, jak na złość wybraliśmy niewłaściwy. Po kilkuset metrach przystanęliśmy, żeby upewnić się którędy mamy jechać. W ruch poszła mapa oraz nawigacja w telefonie. Wyszło na to, że musimy się cofnąć i odbić tam gdzie czerwony rozdzielał się na dwa szlaki i wybrać drugi czerwony. Po kolejnych kaemach przejechanych leśnymi duktami szlak jakoś dziwnie nagle się urwał. Na czuja udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym było więcej ludzi oraz mapa. Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w Potaszach i dalej powinniśmy spokojnie dojechać do Dziewiczej. No to jedziemy. Kilka chwil później czerwony szlak zmienił się w niebieski, nie chcieliśmy już się cofać, więc znowu pojechaliśmy na czuja. Po kilku następnych kilometrach trafiliśmy na biegaczy, od których dostaliśmy instrukcję jak mamy dalej jechać. Od tego momentu jazda szła bez większych przygód. Ładnie zgodnie ze wskazówkami biegaczy dotarliśmy do rozjazdu, przy którym był ogromny głaz. Na rozjeździe standardowo wybraliśmy nie tę drogę, którą mieliśmy wybrać, ale na szczęście pojawiło się następne skrzyżowanie duktów. Nawigacja pewnie pokazywała, że kręcąc w prawo dojedziemy na Dziewiczą. No i jak pokazał GPS tak w istocie było. Kilka minut kręcenia i zaczął się fajny podjazd na szczyt, zresztą dobrze mi już znany. Z uśmiechem na ustach podjechałem go szybko i sprawnie ;). Przy wieży zarządziliśmy drugi postój na kanapki i opróżnienie termosu do końca. W czasie przerwy dopadła nas wszystkich mega głupawka i pojawiały się teksty pokroju: „Jak zjeżdżamy?”- „W dół” :D. Sporo się naśmialiśmy i musieliśmy ruszyć na dół. Kuba i Pan Jurek wybrali zjazd płaskim szuterkiem, ja natomiast jak na rasowego kolarza górskiego przystało wybrałem terenowy i korzenisty wariant. Na zjeździe mogłem się nieźle rozpędzić- cudowne uczucie pruć ze sporą prędkością w dół po dziurach i korzeniach- uwielbiam takie zjazdy! Z Kubą i Jurkiem miałem spotkać się ponownie przy szlabanie, ale jakoś tak wyszło, że pomyliłem drogę. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak się stało, jechałem już tutaj nie pierwszy raz i zawsze wyjeżdżałem przy szlabanie. Widocznie przegapiłem jakiś skręt w prawo, cóż zdarza się :). Po chwili zadzwonił do mnie Pan Jurek, by dowiedzieć się co ze mną. Szybko udało mi się powrócić na właściwą drogą i dobić do kompanów, którzy czekali w Kicinie. Stąd ruszyliśmy w kierunku domu. Asfalt wiódł nas przez Kliny i Mielno do Wierzonki. Tutaj na krzyżówce przy przystanku obtrąbiła nas niebieska Astra. Jak się okazało jechał nią Grigor :D. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy gawędzić. No i jak to zwykle w takim towarzystwie dużo śmiechu było :). Grzegorz objaśnił nam również skrót przez las do Uarzewa- dzięki temu zaoszczędziliśmy nieco dystansu. Z Wierzonki ruszyliśmy z eskortą Grigora za plecami- jak na TdF wóz techniczny :D. Grzechu jechał za nami aż do skrętu w las, gdzie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy wspomnianym skrótem. Przecięliśmy po drodze krajową 5- tkę i już byliśmy w Uzarzewie. Tutaj myk w lewo w kierunku Gniezna. Dalsza jazda to śmiganie szuterkiem do Biskupic. Tu dostrzegliśmy kolejnych rowerzystów jadących naprzeciw nas. Bliższe podjechanie i okazało się, że to śmigają Sylwia i Piotr. Oczywiście wdaliśmy się w pogawędkę, pyknęliśmy wspólną fotkę i ruszyliśmy dalej. Tak swoją drogą bardzo miło spotkać znajomych na trasie i chwilę pogadać :).
    Dalsza trasa to kręcenie przez Promienko i Promno, kawałek asfaltem w kierunku Pobiedzisk, które omijamy skręcając w prawo w las. Stąd następne szutry do Kapalicy. No i tutaj poczułem, że jakoś miękko mi z tyłu. Spojrzałem na oponę i stało się jasne- prawie flak. Stanęliśmy, napompowałem i okazało się, że jeden klocek zaczął odrywać się od opony. Na szczęście dłuższy postój na zdejmowanie i łatanie nie był potrzebny, gdyż powietrze uciekało w miarę powoli i dało się tak jechać. No to po pompowaniu kręcimy dalej. Leśnymi ścieżkami, wąwozikami, pod górę i w dół. Po drodze mijamy Kociałkową Górkę i Zbierkowo i wyjeżdżając na asfalt w Gołuniu kierujemy się do Wierzyc. Na tym asfalcie towarzysze mi uciekli- przez uciekające powietrze jechało mi się sporo ciężej i brak sił już też dawał mi się we znaki. Chłopaki zatrzymali się przy sklepie w Wierzycach, co pozwoliło mi ich dogonić i ponownie podpompować oponę. Z Wierzyc jechaliśmy serwisówką przy S5, na której walczyliśmy z wmordewindem i brakiem sił. Wszyscy kręciliśmy już chyba tylko siłą umysłu, bo w nogach już sił nie było :). Całe szczęście do domu nie było już daleko i jakoś dokręciliśmy. 2 km przed Gnieznem pożegnałem się z Kubą i Jurkiem i częściowo szutrem, częściowo asfaltem i na resztce powietrze w oponie dojechałem do domu.
    Kolejny fantastyczny wypad w mistrzowskim gronie. I tak dał mi w kość, że nie dawno nie pamiętam, kiedy wracałem tak totalnie wypompowany z sił. Ale zdecydowanie było warto! ;)