Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 Km

Dystans całkowity:24302.02 km (w terenie 10093.16 km; 41.53%)
Czas w ruchu:1120:28
Średnia prędkość:21.69 km/h
Maksymalna prędkość:65.12 km/h
Suma podjazdów:83681 m
Maks. tętno maksymalne:193 (99 %)
Maks. tętno średnie:175 (87 %)
Suma kalorii:255688 kcal
Liczba aktywności:366
Średnio na aktywność:66.40 km i 3h 03m
Więcej statystyk
70.87 Km 35.00 Km teren
03:24 H 20.84 km/h
  • 30.48 km/h Max
  • HRmax 179 ( 92%)
  • HRavg 154 ( 79%)
  • Kalorie 2319
  • W górę 267 m
  • Bike: Lawinka

    Skorzęcin

    Niedziela, 4 grudnia 2016 · dodano: 16.12.2016 | Komentarze 3

    Dłuższy wyjazd w wolny dzień odwiedzić ośrodek w Skoju. W pierwszą stronę pomykało się spoko z wiatrem w plecy, w ośrodku jak to po sezonie mega pustki, napotkałem dwóch bikerów. Za to droga powrotna dała w kość- wmordewind i brak w miarę regularnej jazdy sprezentował mi bombę, której już dawno nie zaznałem.





    Kategoria 50-100 Km


    54.86 Km 25.00 Km teren
    02:24 H 22.86 km/h
  • 41.81 km/h Max
  • HRmax 174 ( 89%)
  • HRavg 132 ( 68%)
  • Kalorie 1289
  • W górę 397 m
  • Bike: Lawinka

    Standardzik terenowy

    Środa, 14 września 2016 · dodano: 14.09.2016 | Komentarze 0

    Jazda na pętli Wierzbiczańskiej, nieco zmodyfikowana ponownie. Trochę pod górę zaliczone, ale nogi jeszcze zmęczone po górskim napieraniu i nie kręciły tak jak bym chciał. Chwila odpoczynku powinna pomóc.


    Kategoria 50-100 Km


    58.00 Km 40.00 Km teren
    03:28 H 16.73 km/h
  • 48.69 km/h Max
  • HRmax 191 ( 98%)
  • HRavg 167 ( 86%)
  • Kalorie 2607
  • W górę 1398 m
  • Bike: Lawinka

    Bike Maraton Jelenia Góra

    Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 14.09.2016 | Komentarze 2

    Drugi dzień w górach przywitał nas pięknym słońcem z rana- idealna aura na debiut w górskim matatonie. A założenie na niego miałem proste- dojechać do mety, sprawdzić siebie i rower i po prostu jechać swoje. 
    Rano pobudka, śniadanie, zwijanie namiotów i pakowanie, po tym Jacek i ja ruszamy autem do Jeleniej Góry- Drogbas śmignął rowerem na trasę zawodów. 

    Na miejsce startu ustanowiono centrum Jeleniej Góry- Plac Ratuszowy. Po dojeździe na miejsce od razu rzuca nam się w oczy wuchta wiary- ponad 1300 osób zdecydowało się na uczestnictwo. Organizatorzy przyznali mi pierwszy sektor, Jacek natomiast dostał drugi więc przybiliśmy piątkę życząc sobie powodzenia na trasie i każdy udał się na swoje miejsce (przyszło startować poza barierkami). Po ustawieniu sporo czekania w upale, przemówienia włodarzy miasta, podnoszenie flagi narodowej przez Maję (przyznaję oprawa przednia ;) ) i starty sektorów. Pierwsi startowali oczywiście przecinaki zaliczani do UCI, po nich doczekałem się swojego startu. Tempo od samego początku mocne, stopniowo sporo wiary mnie wyprzedza- nic dziwnego, spodziewałem się tego ;). Kolejne kilometry tradycyjnie słabo mi idą- mieliśmy ponad 10 km płaskiej jazdy, częściowo asfaltem, częściowo polami- zupełnie jak u Gogola :D. Na takich fragmentach czasem nie starczy przełożenia i kolejni mnie przechodzą. Trudno, jak na mnie przystało wyczekuję wjazdu w teren i słusznego dla mnie napierania. Na jednej ze ścieżek gość centralnie przede mną zalicza glebę, ostre hamowanie i gleba w moim wykonaniu też była- na szczęście niegroźna. Zbieramy się i kawałek dalej zatrzymuję się z zamiarem wyprostowania kierownicy- okazało się, że bez sensu bo wszystko było w porządku ;). Dalej to znowu szybkie kręcenie pośród polanek i znowu dochodzą mnie kolejni, w tym Jacek- próbuję utrzymać się na kole, tak że na jednym zakręcie 90°C prawie w niego uderzam (dobrze Jacku, że szybciej przejechałeś ten skręt ;) ). Kolejne kilometry lepiej zazynają wchodzić, aż do jednego singla, gdzie tworzy się mega korek przez dwa duże kamienie z przerwą pomiędzy- akurat na szerokość roweru więc aż dziwne, że tam prowadzili. Jeszcze przed rozjazdem czeka najbardziej stroma część ścigu- podjazd pod "Łopatę", daję radę podjechać do połowy, na resztę zabrakło przełożenia w kasecie, no więc czeka spacerek na górę. Na szczycie owego podjazdu otuchy dodaje mi Drogbas. Po "łopacie" jeszcze kilka przyjemnych kilometrów i na 26 km rozjazd Mega/ Giga. Odtąd na pętli Mega idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Wszystkie podjazdy sprawnie wchodzą, niektóre bywały ciężkie- urok debiutanta w górach ;). Zjazdy pół na pół- te z dwoma strzałkami pokonuję sprawnie, z trzema odpuszczam- nie czuję się jeszcze na siłach na takie bardziej techniczne szaleństwa no i brak większego obycia z górami też robi swoje. Nic to, następnym razem będzie lepiej, nabieram doświadczenia. Za to z każdego pokonywanego metra każdego zjazdu mam sporą frajdę i pełne zadowolenie ;). Kluczowe na pętli okazały się rady kompanów wyjazdu: uzupełniać płyny, jechać swoim tempem, jak nie czujesz się na siłach- zejdź i poprowadź rower. To ostatnie czasem było trudne do wykonania, bo co robić gdy głowa chce jechać a technika nie pozwala na to ;). Obowiązkowo staję na bufetach, to daje chwilę odpoczynku i ważne zapasy wody/ izotoników. W miarę pokonywanych kilometrów zauważam, że podjazdy idą mi całkiem spoko i na nich trochę osób udaje się zostawić za sobą- to już tradycyjne dla mnie ;). Czasem to co zyskałem na podjazdach tracę na wspomnianych trudniejszych technicznie zjazdach- trudno. I tak wyglądała cała reszta pętli w moim wykonaniu, pociągi niekiedy udaje się złapać, ale większość przejeżdżam sam nie oglądając się na innych- w końcu to nie wielkopolskie plaskacze, gdzie trzeba się wieźć na kole :D. Kolejne kilometry spoko wchodzą, szczególnie podjazdy, jak i czerpię jeszcze większą dawkę frajdy i adrenaliny na szybkich zjazdach, super! Nawet nie czułem jakiegoś tragicznego ubytku siły- oczywiście power odchodził, ale na tyle powoli że kręciłem ciągle równym tempem. Na którymś kolejnym podjeździe ok. 40 km łapią mnie skurcze lewego uda, pięknie. Każdy obrót korbą wywołuje ból, ale zwalniam tempo i twardo kręcę dalej ;). Wypicie izotonika częściowo pomaga- na tyle, że po wjeździe na płaską dojazdówkę do mety udaje się podkręcić tempo. No i po tych wszystkich pokonanych przewyższeniach na płaskim udaje mi się odpalić jakieś turbo i doganiam jednego. Jakiś czas jedziemy razem i zostaje za mną, doganiam kolejnego i również załatwiam. I tak do mety wyprzedzam jeszcze dwóch- w tym jednego tuż przed finiszem ;).

    Po przekroczeniu mety bez pośpiechu wcinam makaron, uzupełniam węgle izobronikiem, odpoczywam, myję rower i czekam na kompanów. A przy tym sporo czasu zeszło- Dogbas skręcił na pętlę Giga kibicować i robić fotki. Gdy się zjawił w miasteczku sporo czasu żeśmy przegadali i czekaliśmy na Jacka- twardziel spędził na trasie Giga ponad 6 godzin- szacun Jacku! Później były kolejne rozmowy już we trójkę, wymiana wrażeń i takie tam kolarskie tematy ;). Pobawiliśmy się jeszcze na ekstra hopce- latanie było ;). Dalej pakowanie auta i powrót do Wielkopolski. 

    Rowerowe dwa dni w pełni udane, szczerze to najlepszy weekend w tym roku dla mnie. Znów pokręcone po górach, zaliczony maraton i kolejne cenne doświadczenia zdobyte. I co najważniejsze z ekstra kompanami- czasem to pokładaliśmy się za śmiechu, ogólnie był super weekend- dzięki panowie- kiedy powtórka? ;)

    Wynik:
    270/ 522 open
    61/ 76 M2







    Takie zabawy po ścigu ;)



    59.55 Km 30.00 Km teren
    02:35 H 23.05 km/h
  • 40.46 km/h Max
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 70%)
  • Kalorie 1480
  • W górę 446 m
  • Bike: Lawinka

    Terenowa pętla

    Środa, 7 września 2016 · dodano: 08.09.2016 | Komentarze 0

    Małe przepalenie na zmodyfikowanej nieco pętelce, wyszło więcej pod górę ;)



    Kategoria 50-100 Km


    88.38 Km 30.00 Km teren
    03:44 H 23.67 km/h
  • 49.57 km/h Max
  • HRmax 175 ( 90%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 2156
  • W górę 421 m
  • Bike: Lawinka

    Cybina

    Niedziela, 28 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 1

    Dziś od rana miałem grzebanie przy GieTku- wymiana łożysk w przedniej piaście (kolejne straty po Czerwonaku). Kilka uderzeń młotkiem i nowiutkie łożyska na miejscu- starczą na kolejne kilka lat ;). Nowe części trzeba było rozruszać, no i nie można było nie pokręcić w ładny dzień- padło na tripa do Rozlewisk Cybiny. W pierwszą stronę trasę uprzykrzał trochę przednio-boczny wiatr, poza tym kilka postojów miałem- a bo jakaś dziwna pozycja siodła, a bo za dużo powietrza w dętkach ;). Po zmianach kręciło się dużo przyjemniej. Na wjeździe do Biskupic z przeciwka jechał biker i jak się okazało był to Grigor. Prawie się nie rozpoznaliśmy, rzucił mi się tylko w oczy GieTek jego brata- po tym go poznałem hehe ;). Tak ucięliśmy małą pogawędkę i trzeba było się zbierać, bo Grzechu był umówiony- trzymam za słowo co do przyszłego roku tej! Dalsza droga w porządku poszła, w Uzarzewie zaliczony fajny brukowy podjazd i bardzo terenowy dojazd dolinką do punktu widokowego na Cybinę. Tutaj dłuższa przerwa na ławce, przy tym dawka spokoju i dźwięków natury przyjęta :). Powrót w zasadzie standardowy i szybki przez sprzyjający wiatr. W Wierzycach spotkałem Kubą i Pana Jurka i razem z nimi pokręciłem do Woźnik, gdzie odbiłem do domu.





    Kategoria 50-100 Km


    65.57 Km 65.00 Km teren
    03:17 H 19.97 km/h
  • 43.17 km/h Max
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 165 ( 85%)
  • Kalorie 2468
  • W górę 654 m
  • Bike: Lawinka

    Czerwonak MTB Maraton 2016

    Niedziela, 21 sierpnia 2016 · dodano: 22.08.2016 | Komentarze 2

    Kolejny tegoroczny start u Gogola i najtrudniejszy jak dotąd mój start- na pewno nie będę miło go wspominał. Śledząc prognozy na niedzielę można było spodziewać się deszczu i sporo błota, ale to co było na trasie przerosło moje nawet najgorsze wyobrażenia.
    Przed startem nie miałem nawet chęci na jakąkolwiek rozgrzewkę, za to miło spędziłem czas na pogawędkach ze znajomkami- m.in. chłopaki z Kalisza, JPbike czy Dawid z teamu Gogola. W sektorze ustawiam się razem z Jackiem i Danielem- oczywiście gawędząc do samego końca ;). A sam start tradycyjnie opóźniony, więc sporo rozmów było. Ruszyli w końcu... i jedyne co pamiętam to błoto, błoto, błoto i błoto. Pierwsze kaemy strasznie ciężko mi szły, wszak pierwszy raz przyszło mi jechać w takich warunkach. Początkowe pociskanie w dużej grupie nawet nienajgorzej wchodziło, w grupce był oczywiście Daniel- który gnał jak szalony po tej błotnistej mazi. Pomyślałem, że ponownie będzie mocne gnieźnieńskie napieranie, ale nic z tego. Czas mijał, pociąg się pourywał, ja niestety zostałem i siły ubywały. Jakiś czas jechałem samotnie i bez fajerwerków, a po 30 min zaliczyłem przymusowy postój. Odkryłem przyczynę niekomfortowej jazdy- zbyt nisko umieszczone siodło (obniżone do transportu)- podniesione i przy tym straciłem kilkanaście pozycji na pewno. Po tym to od razu lepiej zaczęło mi się jechać, choć odtąd to przeszła mi już wszelaka chęć do ścigania. Chwilę później widzę kogoś bez powietrza w kole- i chciałem biedakowi szczerze pomóc, więc stop i pompka w ruch. Niestety nieudanie i dobre kolejne kilka minut w plecy. Po zebraniu się to stwierdziłem brak szans na dobry wynik i jechałem z myślą "Kiedy koniec?". Dalsza jazda do Dziewiczej to samotne pomykanie- udało się zalatwić kilku gości. W zasadzie do Dziewiczej chęci dodawała myśl, że Asia będzie cykać fotki na killerze. A co zastałem? Asię z Marcinem na szczycie jakiegoś dennego podjazdu i nawet bez żadnej wyżerki w postaci placka np. Oj, nieładnie :D. Jeszcze usłyszałem od niej "Boże, jak ty wyglądasz?" ;)- na dobrą sprawę sam tego nie chciałem wiedzieć. Na tutejsszej sekcji XC odpaliłem moje techniczne szaleństwa i kolejnych kilku załatwiłem, w tym jednego na killerze- w zasadzie Dziewicza to było jedyne miejsce, gdzie jechało mi się przyjemnie. Od Dziewiczej do rozjazdu to dalsze wypatrywanie pojedynczych sztuk przed sobą i w większości udane wyprzedzanie. Za to na drugiej pętli było kilka długich i mega błotnych prostych, które stopniowo wysysały ze mnie siły. Zabierały powera tak, że zupełnie poważnie myślałem żeby zatrzymać się i zejść z trasy po prostu. Takie myśli pojawiały się mniej więcej co 10 minut. Złożyło się jednak tak, że krótko po rozjeździe na jednej z takich prostych za moimi plecami pojawił się Rysiu Bróździński i pomykało się jakoś lepiej we dwójkę. Tylko dzięki temu jeszcze jechałem ;). Tak wspólnie jechaliśmy a sił coraz bardziej ubywało- żel niewiele pomógł. Aż się dziwiłem, że przed Dziewiczą doszliśmy trzech gości (zostali z tyłu na podjeździe), killer samotnie przejechany a na ostatnim zjeździe wyprzedziłem gościa na fullu Scotta- to ponownie dzięki mieszance szaleństwa i techniki ;). Odtąd do mety to jechałem na sporej bombie (pierwszy raz na maratonie), ale ostatecznie kilku z mega jeszcze wyprzedziłem. Ostatecznie kończę po sporo ponad 3 godzinach- nie pamiętam kiedy tak długo jechałem wyścig. Po mecie to nie miałem chęci do niczego, naprawdę. Najtrudniejsze zawody jak dotąd. Na wyścigu duży plus należy się sprzętowi- wszystko sprawnie działało przez cały dystans. Straty- kółko przerzutki zniszczone jak i klocki do wymiany. Po takich przeżyciach to myślę czy Stęszew odpuścić czy jechać, zobaczymy.

    Wynik
    43/ 76 open
    12/ 18 M2



    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    67.27 Km 25.00 Km teren
    02:40 H 25.23 km/h
  • 47.38 km/h Max
  • HRmax 182 ( 93%)
  • HRavg 142 ( 73%)
  • Kalorie 1589
  • W górę 305 m
  • Bike: Lawinka

    Pechowy wyjazd z GKKG

    Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · dodano: 15.08.2016 | Komentarze 3

    Dzisiejszy trening teamowy okazał się dla mnie bardzo pechowy, ale po kolei. Z Mnichowa ruszam z Markiem na miejsce ustawki- Łazienki, dojazd spoko- na miejscu czekają Artur i Tomek i ruszamy. Standardowo od razu z kopyta, podjazd na asfalt i chwilę potem wspomniany pech. Jadąc za Arturem na zakręcie z widocznością bardzo ograniczoną drzewami z naprzeciwka pojawił się samochód. A że w tym miejscu jest wąsko trzeba było hamować, niestety zbyt późno zareagowałem i żeby nie wpaść na kolegę odbiłem nieco, wypiąłem lewy but i w tym momencie zaliczyłem klasyczne OTB. Czułem tylko jak odbiłem się od bocznych drzwi auta, po tym od razu spojrzenie na rower i okazało się, że przednie koło auta najechało na tylne GieTka. No to pięknie myślę- koło do wymiany. Choć teraz po przemyśleniu stwierdzam, że i tak w miarę dobrze się skończyło bo wiele nie brakowało żeby wpaść w przód auta, pod koło czy gdzie indziej i mogło być różnie. Swoją drogą to dobrze, że kobieta nie wysiadła, gdyż z późniejszych relacji kolegów zderzak przy upadku się porysował :D. Po ogarnięciu się Artur wyszedł z propozycją pożyczenia koła na trening więc podjechaliśmy do niego i była szybka wymiana. Ostatecznie udało się przejechać do końca, choć było ciężko, bo kaseta zajechana tak, że miałem do dyspozycji biegi 1-4 i 8 (kaseta 8), więc większość jechałem siłowo na 36-11 :D. Po dojeździe do Gniezna podjechaliśmy na powrót zamontować moje koło i jakoś się dokulałem do domu. Ech, mam nadzieję że limit rowerowych nieszczęść co najmniej na ten rok wyczerpałem. Teraz to czeka mnie zakup co najmniej nowej obręczy i szprych- budżetowo będzie ;). 



    98.69 Km 65.00 Km teren
    04:15 H 23.22 km/h
  • 38.45 km/h Max
  • HRmax 179 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 70%)
  • Kalorie 2430
  • W górę 548 m
  • Bike: Lawinka

    Powidz/ Skorzęcin/ Jankowo

    Niedziela, 14 sierpnia 2016 · dodano: 14.08.2016 | Komentarze 1

    Dziś wolny dzień więc kręcenie musiało być zaliczone. Plan taki, żeby zrobić ok. 100 km, padło na rejony Powidzko- skorzęcińskie. Przed wyjazdem z Gniezna zaliczyłem jeszcze hopkę- a ta jakoś powiększyła się od mojego ostatniego przejazdu nią i przy lądowaniu udało mi się dobić SIDa (pierwszy raz od zamontowania) ;). Do Powidza to odcinek specjalny znaną trasą przez Lubochnię, Gaj, Ostrowite. W Powidzu standardowo zaliczony najlepszy podjazd i zjazd po korzeniach jak i musiałem posilić się gofrem z budki- żołądek domagał się prowiantu ;). Powrót przez Wylatkowo, Skorzęcin- stąd wleciał mix znanych i nieznanych leśnych ścieżek. Wyjazd w Gaju i tu krótki postój przez mały letni deszcz. Po tym Krzyżówka, odbicie na Wierzbiczany i powrót do domu standardowym wariantem terenowej pętli. Generalnie większość powrotu to towarzystwo wmordewindu, ale nawet on mi dziś nie przeszkadzał :).







    Kategoria 50-100 Km


    63.40 Km 50.00 Km teren
    02:28 H 25.70 km/h
  • 50.92 km/h Max
  • HRmax 184 ( 94%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 1778
  • W górę 548 m
  • Bike: Lawinka

    Suchy Las MTB Maraton 2016

    Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 08.08.2016 | Komentarze 4

    Po miesiącu przerwy pora na kolejny w kalendarzu Gogolowy maraton- Suchy Las, czyli zapowiadało się raczej płasko a jak się okazało kilka metrów w górę przyszło pokonywać :). Już przed startem wiedziałem, że nie pójdzie mi tak, jak bym oczekiwał- chwilowo tryb pracy spowodował, że czasu na jazdę i regenerację praktycznie brak, a i w niedzielę rano wróciłem z nocki i startowałem bez snu. Tak więc kumulacją wszystkiego było turbo zmęczenie i słabe przedstartowe nastawienie. 

    Start w końcu z pierwszego sektora (forma pokazywała, że to odpowiednie miejsce dla mnie) i początek spokojnie poszedł- nie za szeroko było i ryzykowanie niewskazane więc wzmożona czujność była zachowana ;). Pierwsze kilometry tak jak przewidywałem ciężko szły, choć nogi coś tam kręciły i kilku udało się załatwić. Po początkowym terenowym napieraniu wyjazd na długą asfaltową prostą z poligonu do Biedruska i tutaj to była porażka w moim wykonaniu. Siły brakowało bardzo, prędkości podchodziły pod 40 km/h a i tak każdy mnie mijał jak chciał. Ten odcinek to była walka z samym sobą a nie z innymi. W pewnym momencie minął mnie Daniel jadący w jednej grupie- trudno, jechałem na ile mogłem i z myślą żeby ta szosa się wreszcie skończyła- szosowiec jak widać ze mnie żaden ;). W Biedrusku w końcu nastał koniec asfaltowej męczarni i wjazd na teren pałacu. I tu to już jechałem na 100% swoich techniczno- terenowych umiejętności ;). Były spoko zawijasy, podjazd też się zdarzył i kilka zjazdów również. Szczególnie na zjeździe ze schodów wyszła moje techniczna strona- szybko było i na końcowych podłużnych schodkach tył nieźle podskoczył- udało się opanować z dziwnym okrzykiem :). Właśnie na tym fragmencie sporo nadrobiłem i mijałem sporo ludzi, Daniela tutaj też łyknąłem- miał problem z wypadającym bidonem i łańcuchem. Po wyjeździe z pałacowej sekcji dalsze terenowe napieranie- szło spoko i utworzyła się trzyosobowa grupa, z którą fajnie się pomykało. W jednym momencie dogonił mnie Daniel i tak wspólnie cisnęliśmy dając sobie dobre zmiany i podkręcając tempo. Przed podjazdem na Morasko pojawił się jeszcze Krzychu i mieliśmy gnieźnieńską paczkę MTB :D. Po wjeździe na drugie kółko trzymałem się pociągu bez problemu standardowo do czasu poligonowej prostej, gdzie ponownie zaliczyłem potworną męczarnię i masakrycznie zostałem za grupą Daniela i Krzycha. No i znowu straciłem mnóstwo pozycji. Za to zgodnie z przewidywaniami część odrobiłem przy pałacu- w tym Krzycha mającego problem z poluzowaną kierownicą jak również dogoniłem Daniela i ponowna klubowa współpraca była ;). Schodowy zjazd był teraz lepszy niż poprzednio- było szybciej i z dwoma kolegami obok mnie, adrenalina wysokich lotów ;).Odtąd to udało mi się załapać w miarę odpowiedni rytm i jechało się dużo lepiej (w końcu). Terenowe pomykanie wchodziło bez problemów jak na mnie przystało :). W okolicach Moraska doszedłem grupę m.in. z Rysiem Bróździńskim i kilkoma innymi i tak przejeżdżam z nimi chwilę, a jeden na podjeździe został z tyłu. Na ostatniej prostej przed metą nie wytrzymałem tempa pociągu- trudno. Z drugiej strony gonił mnie wspomniany z podjazdu kolega i musiałem ostatkiem sił obronić pozycję- udanie. Po zawodach Krzychu jeszcze znalazł Drogbasa i żeśmy miło pogawędzili ;).

    Po starcie to nie wiem czy być zadowolonym czy nie- asfaltowe odcinki to tragedia, wynik taki sobie. Z drugiej strony to ukończyłem jako lider GKKG- mieszane odczucia po maratonie mam...

    Wynik
    59/ 130 open
    19/ 29 M2






    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    78.41 Km 55.00 Km teren
    03:17 H 23.88 km/h
  • 41.97 km/h Max
  • HRmax 171 ( 88%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 1766
  • W górę 358 m
  • Bike: Lawinka

    Treningowo do Skorzęcina

    Niedziela, 31 lipca 2016 · dodano: 01.08.2016 | Komentarze 0

    Kategoria 50-100 Km