Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100- 150 Km

Dystans całkowity:10827.50 km (w terenie 3969.00 km; 36.66%)
Czas w ruchu:502:11
Średnia prędkość:21.56 km/h
Maksymalna prędkość:70.28 km/h
Suma podjazdów:16315 m
Maks. tętno maksymalne:184 (94 %)
Maks. tętno średnie:142 (73 %)
Suma kalorii:78296 kcal
Liczba aktywności:91
Średnio na aktywność:118.98 km i 5h 31m
Więcej statystyk
105.92 Km 7.00 Km teren
05:07 H 20.70 km/h
  • 41.02 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Pierwsza setka

    Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 3

    Na pierwsze 100 km w tym roku zgadaliśmy się w niezniszczalnym składzie- Mr Jerry, Marcin i ja. Plan był taki, żeby jechać na tereny Puszczy Zielonki, jednak ostatecznie uległ on zmianie, o czym później ;). Z wypadową ekipą zgadałem się na spotkanie w Strychowie- żeby nie jechać niepotrzebnie do Gniezna. Przywitanie i ruszamy trasą na Kiszkowo, po drodze dzwoniąc do Grigora- wstępnie na wczorajszym tripie zgadaliśmy się właśnie na objazd Zielonki. Ale jako że w nocy padało to drogi w Puszczy były pełne błota, więc ostatecznie zmieniliśmy plan na objazd asfaltowymi drogami. Odbiliśmy na Komorowo, Dziekanowice i przed Pobiedziskami spotkaliśmy się z Grigorem. Dalsza droga to Węglewo- gdzie zatrzymujemy się przed kościołem św. Katarzyny, następnie przez Latalice dojeżdżamy do Rybitw i robimy dłuższy postój w sklepie. Dalej Sławno- podziwiamy tutaj kaplicę św. Rozalii z pięknymi deskami, następnie przejeżdżamy przez Myszki i Łagiewniki Kościelne do Wilkowyji. Gdzieś na skrzyżowaniu kawałek dalej żegnamy się z Wierzonkowskim Koksem :D  i dalej ruszamy we trójkę do Gniezna przez Kłecko, Przysiekę, Mielno i Pyszczyn. Wyjechaliśmy na Winiarach, szybki przejazd przez miasto i tradycyjnie pożegnanie na torach. 

    Pierwsza setka w roku mega udana i giga śmieszna. Jaja były co chwila- jak Mr Jerry podziwiał piękno słupów energetycznych, jak Grzechu gadał z kurami, jak śmialiśmy się z pulsometru i tabelek, i jeszcze jak gadaliśmy z miejscowymi pod kościołem w Węglewie czy też w końcu Pan Jurek stworzył teorię polodowcowych jezior :D. Jeszcze jakby tego było mało to w okolicach Pyszczyna chciało nas atakować stado owczarków ale jak Pan Jurek na nie ruszył to spieprzały aż się kurzyło :D.

    Wypad jak najbardziej udany, jaja jak zawsze były nieziemskie, ekipa jakiej nie znajdzie się nigdzie indziej! Pięknie. Dzięki Wam.









    103.97 Km 40.00 Km teren
    05:22 H 19.37 km/h
  • 44.67 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Promno, jezioro Kowalskie

    Sobota, 26 października 2013 · dodano: 21.12.2013 | Komentarze 0

    Dawno temu po Promnie i wkoło Kowalskiego po wąwozach i singlach z Kubą, Piotrasem, Grigorem, Wojtasem, Łukaszem i Przemkiem. Klik!



    145.29 Km 20.00 Km teren
    06:36 H 22.01 km/h
  • 49.66 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Uzupełnianie wpisów czas zacząć!!! Kleczew

    Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

    Dobra, muszę zacząć uzupełniać wycieczki na blogu, bo jestem 2 tygodnie do tyłu z tym, jakoś brakuje czasu na wszystko… Na początek wypad do Kleczewa.
    Dzień przed wyjazdem dostałem telefon od Marcina z informacją, że gnieźnieńska wataha BS wybiera się z dłuższą wycieczką do Kleczewa. Po chwili rozmowy- ile km, jaka pogoda, o której zbiórka i takie tam okołorowerowe pierdoły oczywiście przystałem na propozycję. Rano spakowałem plecak i ruszyłem na spotkanie z resztą ekipy. Niepodobne, ale nie zbieraliśmy się na Wenecji :D. Podjechałem na Wolności, gdzie poczekałem krótką chwilkę na Marcina, niedługo po nim zjawił się Mateusz. Dłuższy czas dane było nam czekać na Pana Jurka i Kubę- mieli straszny poślizg czasowy :P. Gdy w końcu do nas dobili- Pan Jurek ustawił aparat na czyimś prywatnym murku, strzeliliśmy wspólną fotkę na początek tripu i w drogę. Początek do standardowa droga pokonywana miliardowy raz przez Szczytniki Duchowne, Lubochnię i przez las do Krzyżówki. Stąd przez Gaj i leśne dukty dojechaliśmy do okolic Piłki. Na jednym z leśnych skrzyżowań skręciliśmy w prawo wyjeżdżając na asfalt prowadzący do Ośrodka w Skorzęcinie. A w ośrodku o tym czasie zupełna pustka, cisza i spokój- w niczym nie przypomina tego, co można tu zobaczyć latem. Dalsza trasa z ośrodka przez las, singielek i mostek do Wylatkowa. Stąd już do Samego Kleczewa cięliśmy pięknym polskim asfaltem :D. Z Wylatkowa jechaliśmy mijając Przybrodzin, Smolniki Powidzkie, Anastazewo. Tutaj odbiliśmy w prawo jadąc już w kierunku Kleczewa. Po drodze minęliśmy Budzisław Kościelny i za tą miejscowością nastąpiła wielka zmiana widoków na horyzoncie. Przed oczami pojawiły się wielkie maszyny odkrywkowe, a po bokach widać było kopalniane tereny i mnóstwo żelastwa z Konińskiej kopalni. Aż do Kleczewa takie widoki to normalka, tak samo jak to, że przejeżdżający autami ludzie zatrzymują się, żeby obejrzeć te ogromne maszyny i zrobić im zdjęcie.
    Po wjeździe do miasta chcieliśmy od razu udać się do celu właściwego dzisiejszego wyjazdu- Parku Rekreacji. Jak na złość teraz nie dane było nam tam trafić. Spytaliśmy się nawet o drogę, z czego wyniknęła zabawna sytuacja- po otrzymaniu wskazówek dojazdu od przechodniów Pan Jurek po sekundzie ich zapomniał- to konkretnie rozbawiło całą wycieczkową ekipę :D. Kierując się tak, jak powiedzieli nam ludzie zajechaliśmy pod kompleks, który przypomina nasz gnieźnieński GOSIR- a nie o to nam chodziło. Stwierdziliśmy, że cofniemy się kawałek i zjemy w końcu śniadanie, gdyż do Kleczewa nie zrobiliśmy żadnej przerwy, przez co byliśmy mega głodni. Znaleźliśmy maleńkie jeziorko w centrum, rozsiedliśmy się na ławkach i zaczęliśmy konsumować przygotowane w domu żarełko. Była też ciepła herbata z termosu, która fajnie rozgrzewała w taki pochmurny dzień. W czasie przerwy śniadaniowej znów mieliśmy sporą dawkę śmiechu, gdyż najpierw okazało się, że Mr. Jerremu potłukł się termos i cała herbata rozlała mu się do sakwy. Później znów Mr. Jerry chciał pstryknąć fotkę całej dzisiejszej ekipy, ale za każdym podejściem ktoś nie mógł zmieścić się w kadrze :D. Najpierw zabrakło Pana Jurka, później zasłonił mnie Kuba (widać było tylko czubek mojego kasku), na koniec nie załapał się Mateusz, który był schowany za murkiem :D. Po tej dawce śmieszków ruszyliśmy poszukać Poraku Rekreacji. Znów spytaliśmy o drogę, tym razem były one dokładniejsze i udało się w końcu dojechać do celu. A na miejscu całkiem fajnie zrobione- mini park linowy, jeziorko, ławki, pomosty. Zrobiliśmy rundkę wokół jeziora, z nudów zjechałem po schodach, zrobiliśmy fotki i musieliśmy ruszać w powrotną drogę. W samym Kleczewie odwiedziliśmy jeszcze Biedronkę, gdzie znów ja z Kubą mieliśmy dawkę śmiechu z energetyka w puszcze, co raczej nie nadaje się do bardziej szczegółowego opisu :D. Spod Biedronki pojechaliśmy jeszcze na hałdę. Na szczyt hałdy prowadził trochę stromy i mocno wymyty podjazd, który zdecydowałem się podjechać- poszło szybko na młynku. Reszta postanowiła podprowadzić roweru pod górę. Ze szczytu rozciąga się szeroki widok m.in. na bazylikę w Licheniu i elektrownię w Pątnowie. Przed zjazdem podzieliliśmy się na dwie grupy: Mr. Jerry, Kuba i Mateusz zjechali pierwsi, ja i Marcin chwilę poczekaliśmy, by Kuba mógł nagrać film jak zjeżdżamy. Na zjeździe solidnie nas wytrzęsło, przez wyżłobione brudzy, co nie zmieniło faktu, że porządnie się rozpędziliśmy. Na dole Marcin o mało co nie wpakował się w rower Jurka, który to przed nim bardzo ostro skręcił. Po ochłonięciu ruszyliśmy dalej. Do Anastazewa jechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak przyjechaliśmy do Kleczewa. Tutaj pod podniszczonym budynkiem stacji wąskotorowej zrobiliśmy małą przerwę na resztę herbaty i kanapkę. Z Anastazewa śmignęliśmy przez las- prowadziła nas ścieżka wokół jeziora Powidzkiego. W Ostrowie z niej zjeżdżamy i spotkaliśmy rodziców Kuby- tu dostaliśmy zaproszenie do domku letniskowego, którego nie mogliśmy odmówić :D. Wypiliśmy ciepłą herbatkę, zjedliśmy „ciostka z krymem” i chwilę posiedzieliśmy w ciepłym wnętrzu. Kuba również pokazał mi wielki hak, z którym wolę nie wnikać co robi :P. Po rozgrzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż torów kolejki wąskotorowej do Przybrodzina, dalej Powidz, Wiekowo, Witkowo, Małachowo, Arcugowo, Niechanowo i Gniezno. Tu pożegnaliśmy się z Kubą i Marcinem. Ja, Pan Jurek i Mateusz jeszcze kawałek pojechaliśmy razem, na torach na Dalkach rozstaliśmy się i już samotnie dokręciłem do domu przez Dalki.

    120.15 Km 45.00 Km teren
    05:38 H 21.33 km/h
  • 45.12 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Puszcza Zielonka, Dziewicza Góra

    Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0

    Wczoraj wieczorem dostałem sms-a od Kuby, że szykuje się wypad rowerowy. Ostatecznie za cel obraliśmy jedne z moich ulubionych terenów do jazdy- Puszczę Zielonkę i Dziewiczą Górę. W niedzielę od rana zapodawało piękne słońce, chociaż nie było jakoś bardzo ciepło. No ale jako, że musieliśmy w pełni wykorzystać ładny dzień, to żaden z nas nie wymiękł oczywiście. Za miejsce spotkania obraliśmy skrzyżowanie w Rzegnowie o 11:00. Ranek upłynął na przygotowaniach- zrobienie kanapek, pobieżne wyznaczenie trasy, zaparzenie herbaty w termosie- w taką temperaturę było wskazane :). Druga sprawa- skoro temperatura nie rozpieszczało to trzeba było jechać na długo. Rękawki, nogawki, kurtka i w drogę. Jak się okazało po chwili jazdy- dość zimny wiatr skutecznie ochładzał głowę i musiałem się zatrzymać w celu zarzucenia chusty- odtąd mogłem wytrzymać niesprzyjającą temperaturę. Na miejsce spotkania dotarłem całą minutkę po 11, przywitałem się z Kubą i ruszyliśmy na zachód. Jedziemy i gadamy w najlepsze, a tu po jakichś 10 minutach rozdzwonił się telefon Kuby. Był to Pan Jurek, który wieczorem nie dawał sygnału, że jedzie z nami i czekał na Wenecji. Zgadaliśmy się z nim, że poczekamy na niego w Dziekanowicach. Mieliśmy jechać spokojnie i powoli, ale jak to zawsze my oczywiście musieliśmy ZAPIERDALAĆ! :D Więc pod drewniane figury zajechaliśmy bardzo szybko i czekaliśmy na trzeciego kompana wyprawy. Pan Jurek też dobił do nas dosyć szybko, bo po ok. 15 minutach, w czym pomógł mu wiatr w plecy. Z Dziekanowic we trójkę ruszyliśmy w kierunku Zielonki. Śmignęliśmy brzegiem jez. Lednickiego, przez Rybitwy i Latalice do Podarzewa. Tutaj z asfaltu zjechaliśmy na szeroki, szutrowy dukt, którym dotarliśmy do Krześlic. Przy pałacu nie zatrzymywaliśmy się, kwitując to słowami, które raczej nie nadają się do druku ;). Dalej z Krześlic jazda długim, prostym asfaltem do Wronczyna. Po drodze zauważyliśmy, że na kole siedzą nam dwaj rowerzyści. Z początku jechaliśmy spokojnie, oni za nami. No to oczywiście któryś z nas musiał znów przydepnąć i ZAPIERDALAĆ- dziś był to Pan Jurek. Wyrwał do przodu jak na podtlenku azotu, a ja i Kuba szybko wyrównaliśmy do jego tempa i nieznani bikerzy momentalnie zostali daleko za nami. Jadąc dalej takim żwawym tempem zajechaliśmy do Tuczna, gdzie była przerwa na zakupy. W czasie, gdy Pan Jurek był w sklepie, Kuba się ze mną chwilę zagadał. I tak ok. 5 minut później dogonili nas bikerzy, których zostawiliśmy w tyle. No i okazało się, że już jesteśmy rozpoznawalni jako Rowerowe Gniezno. Z mojej strony nie obyło się bez „wkopania” Kuby, że to on prowadzi facebookowy profil RG ;). Okazało się, że owi rowerzyści kręcą z Gniezna i wybierają się do Owińsk na zwiedzanie opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Zamieniliśmy z nimi kilka słów, po czym ruszyli w swoją stronę. Po zakupach ruszyliśmy w dalszą drogę, już docelowo do Zielonki. Początek to jazda polną drogą po kocich łbach, na których solidnie wytrzęsło tyłek- Lubię taką jazdę :D. Przy wjeździe do Puszczy pstryknęliśmy fotkę i dalej ruszyliśmy pięknymi, leśnymi duktami do Zielonki. Tutaj jest fajny klimat- wioseczka pośrodku lasu ;). Odwiedziliśmy arboretum i kawałek dalej zarządziliśmy dłuższą przerwę na śniadanie. Trafiło się nam przepiękne miejsce na takową, bo były ławeczki, zadaszenie, miejsce na ognisko, po prostu idealna miejscówka na postój. W przerwie były kanapki, ciastka, ciepła herbata- dobry pomysł z nią, bo rozgrzała nas :). Rzut oka na mapę i stwierdziliśmy, że teraz musimy ciąć czerwonym szlakiem aż do Dziewiczej. Na mapie swoją drogą, ale w czasie jazdy tak pięknie już nie było. Ruszyliśmy do Kamiśnka, dotąd czerwony szlak prowadził idealnie. Dalej zrobiły się dwa czerwone szlaki, jak na złość wybraliśmy niewłaściwy. Po kilkuset metrach przystanęliśmy, żeby upewnić się którędy mamy jechać. W ruch poszła mapa oraz nawigacja w telefonie. Wyszło na to, że musimy się cofnąć i odbić tam gdzie czerwony rozdzielał się na dwa szlaki i wybrać drugi czerwony. Po kolejnych kaemach przejechanych leśnymi duktami szlak jakoś dziwnie nagle się urwał. Na czuja udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym było więcej ludzi oraz mapa. Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w Potaszach i dalej powinniśmy spokojnie dojechać do Dziewiczej. No to jedziemy. Kilka chwil później czerwony szlak zmienił się w niebieski, nie chcieliśmy już się cofać, więc znowu pojechaliśmy na czuja. Po kilku następnych kilometrach trafiliśmy na biegaczy, od których dostaliśmy instrukcję jak mamy dalej jechać. Od tego momentu jazda szła bez większych przygód. Ładnie zgodnie ze wskazówkami biegaczy dotarliśmy do rozjazdu, przy którym był ogromny głaz. Na rozjeździe standardowo wybraliśmy nie tę drogę, którą mieliśmy wybrać, ale na szczęście pojawiło się następne skrzyżowanie duktów. Nawigacja pewnie pokazywała, że kręcąc w prawo dojedziemy na Dziewiczą. No i jak pokazał GPS tak w istocie było. Kilka minut kręcenia i zaczął się fajny podjazd na szczyt, zresztą dobrze mi już znany. Z uśmiechem na ustach podjechałem go szybko i sprawnie ;). Przy wieży zarządziliśmy drugi postój na kanapki i opróżnienie termosu do końca. W czasie przerwy dopadła nas wszystkich mega głupawka i pojawiały się teksty pokroju: „Jak zjeżdżamy?”- „W dół” :D. Sporo się naśmialiśmy i musieliśmy ruszyć na dół. Kuba i Pan Jurek wybrali zjazd płaskim szuterkiem, ja natomiast jak na rasowego kolarza górskiego przystało wybrałem terenowy i korzenisty wariant. Na zjeździe mogłem się nieźle rozpędzić- cudowne uczucie pruć ze sporą prędkością w dół po dziurach i korzeniach- uwielbiam takie zjazdy! Z Kubą i Jurkiem miałem spotkać się ponownie przy szlabanie, ale jakoś tak wyszło, że pomyliłem drogę. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak się stało, jechałem już tutaj nie pierwszy raz i zawsze wyjeżdżałem przy szlabanie. Widocznie przegapiłem jakiś skręt w prawo, cóż zdarza się :). Po chwili zadzwonił do mnie Pan Jurek, by dowiedzieć się co ze mną. Szybko udało mi się powrócić na właściwą drogą i dobić do kompanów, którzy czekali w Kicinie. Stąd ruszyliśmy w kierunku domu. Asfalt wiódł nas przez Kliny i Mielno do Wierzonki. Tutaj na krzyżówce przy przystanku obtrąbiła nas niebieska Astra. Jak się okazało jechał nią Grigor :D. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy gawędzić. No i jak to zwykle w takim towarzystwie dużo śmiechu było :). Grzegorz objaśnił nam również skrót przez las do Uarzewa- dzięki temu zaoszczędziliśmy nieco dystansu. Z Wierzonki ruszyliśmy z eskortą Grigora za plecami- jak na TdF wóz techniczny :D. Grzechu jechał za nami aż do skrętu w las, gdzie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy wspomnianym skrótem. Przecięliśmy po drodze krajową 5- tkę i już byliśmy w Uzarzewie. Tutaj myk w lewo w kierunku Gniezna. Dalsza jazda to śmiganie szuterkiem do Biskupic. Tu dostrzegliśmy kolejnych rowerzystów jadących naprzeciw nas. Bliższe podjechanie i okazało się, że to śmigają Sylwia i Piotr. Oczywiście wdaliśmy się w pogawędkę, pyknęliśmy wspólną fotkę i ruszyliśmy dalej. Tak swoją drogą bardzo miło spotkać znajomych na trasie i chwilę pogadać :).
    Dalsza trasa to kręcenie przez Promienko i Promno, kawałek asfaltem w kierunku Pobiedzisk, które omijamy skręcając w prawo w las. Stąd następne szutry do Kapalicy. No i tutaj poczułem, że jakoś miękko mi z tyłu. Spojrzałem na oponę i stało się jasne- prawie flak. Stanęliśmy, napompowałem i okazało się, że jeden klocek zaczął odrywać się od opony. Na szczęście dłuższy postój na zdejmowanie i łatanie nie był potrzebny, gdyż powietrze uciekało w miarę powoli i dało się tak jechać. No to po pompowaniu kręcimy dalej. Leśnymi ścieżkami, wąwozikami, pod górę i w dół. Po drodze mijamy Kociałkową Górkę i Zbierkowo i wyjeżdżając na asfalt w Gołuniu kierujemy się do Wierzyc. Na tym asfalcie towarzysze mi uciekli- przez uciekające powietrze jechało mi się sporo ciężej i brak sił już też dawał mi się we znaki. Chłopaki zatrzymali się przy sklepie w Wierzycach, co pozwoliło mi ich dogonić i ponownie podpompować oponę. Z Wierzyc jechaliśmy serwisówką przy S5, na której walczyliśmy z wmordewindem i brakiem sił. Wszyscy kręciliśmy już chyba tylko siłą umysłu, bo w nogach już sił nie było :). Całe szczęście do domu nie było już daleko i jakoś dokręciliśmy. 2 km przed Gnieznem pożegnałem się z Kubą i Jurkiem i częściowo szutrem, częściowo asfaltem i na resztce powietrze w oponie dojechałem do domu.
    Kolejny fantastyczny wypad w mistrzowskim gronie. I tak dał mi w kość, że nie dawno nie pamiętam, kiedy wracałem tak totalnie wypompowany z sił. Ale zdecydowanie było warto! ;)

    129.39 Km 30.00 Km teren
    06:20 H 20.43 km/h
  • 46.17 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    I love Poznań

    Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 1

    Dzisiaj wraz z Marcinem ugadałem się na wyjazd do przepięknej stolicy przepięknego województwa Wielkopolskiego. Wyjechaliśmy jeszcze przed południem- Marcin podjechał po mnie i ruszylismy w drogę. Najpierw w kierunku Czerniejewa, gdzie była przerwa na zakupy w Biedronce. Dalej Wierzyce, Pobiedziska, Promno. Jazdę uprzykrzał nam wiejący dziś niezawodny kumpel wmordewind :). Z Promna kierunek Uzarzewo, Biskupice i Swarzędz. Po drodze spotykamy bikera na Cannondalu z konkretnym osprzętem typu Sram X.0. W Swarzędzu cykamy fotkę przy jeziorze i dalej na Maltę. I po raz kolejny Poznań mnie bardzo miło zaskoczył, gdyż praktycznie od jeziora Swarzędzkiego do Malty jechaliśmy laskiem po terenowych ścieżkach. Z Malty postanowiliśmy jechać na rynek. Po drodze mija nas parada motocykli. Pięknie warczały silniki. Na rynku wuchta wiary, rowerem nie było szans jechać, to zeszliśmy i prowadziliśmy. Jakaś para brała ślub- goście weselni poruszali się starym autobusem Ogórkiem, natomiast państwo młodzi Warszawą. Na rynku zrobiliśmy chwilę przerwy i dalej ulicą Półwiejską lub też deptakiem jak kto woli :D dotarliśmy pod Kupiec Poznański. Fotka razem ze Starym Marychem i dalej wzdłuż Warty. Wyjechaliśmy w Koziegłowach i skręciliśmy na Wierzonkę. Tam zadzwoniliśmy do drzwi Grigora, ale trafiliśmy akurat jak go nie było na kwadracie :D. Z Wierzonki przez Tuczno, Puszczę Zieonkę i Krześlice dojeżdżamy do wioski Rybitwy, gdzie czekał na nas Pan Jurek aka mr Jerry ;). W Dziekanowicach przy figurach Piastów robimy przerwę na jedzenie i zabawę- zjeżdżanie z górki :D. Do Gniezna przez Łubowo wzdłuż krajowej 5- tki i następnie wzdłuż S5. 2 km od Gniezna żegnam się z kompanami i do domu terenową drogą.

    Jezioro Swarzędzkie © micor

    Londyński autobus © micor

    Ogórek © micor

    Ze Starym Marychem © micor

    Komin EC Karolin © micor

    W Zielonce Marcin ukradł mi Lawinkę :D © micor

    Postój przy Piastach © micor


    101.61 Km 20.00 Km teren
    04:51 H 20.95 km/h
  • 57.84 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Night rider

    Piątek, 2 sierpnia 2013 · dodano: 02.08.2013 | Komentarze 0

    Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł na nocną jazdę w okolicach Mogilna i Wału Wydartowskiego. W końcu udało się zgadać i można było jechać. Na tę wyprawę zebrali się chętni: Marcin, Kuba, Piotras i ja. Zbiórka o 23 na Wenecji i ruszamy na nocne pomykanie. Z początku udaliśmy się Lasami Królewskimi na Gołąbki. Jechało się bardzo przyjemnie- było ciepło, zero wiatru, nawet chmur nie było wiele na niebie. Z Gołąbek pięknym asfaltem do Gąsawki, po drodze zauważyłem, że baterie w lampkach są na wyczerpaniu. Na szczęście kompani mają dość mocne lampki, więc swoje na razie wyłączyłem. Z Gąsawki pojechaliśmy do Mogilna, gdzie wstępujemy na stację- oczywiście dokonuję zakupu baterii i lampki ożyły :). W Mogilnie odwiedzamy jeszcze park z pięknie podświetloną fontanną. Kuba nawet uciął krótką gadaninę z policjantami wypytując o całodobową Żabkę- szczegół, że sklep całodobowy był po drugiej stronie ulicy :D. Po wizycie w sklepie ruszyliśmy już do Duszna terenową drogą. Pod wieżę zajechaliśmy sporo przed wschodem słońca, wypiliśmy po Radlerku i rozłożyliśmy się na ławkach w celu odpoczynku. Niektórzy nawet wykorzystali ten czas na drzemkę ;). Im było jaśniej, im bliżej wschodu słońca, tym na niebie pojawiało się więcej chmur. Zdecydowaliśmy więc odpuścić bezsensowne czekanie na to po co tu właściwie przyjechaliśmy- no niestety... Z Duszna obraliśmy kierunek asfaltem przez Kierzkowo i Niewolno do Trzemeszna. Tam chcieliśmy wstąpić na stację po kawę, niestety mieli przerwę i nie udało się kupić :/. Z Trzemeszna do Gniezna śmigamy przez Wymysłowo, Kalinę i Wierzbiczany. Na torach na Dalkach brakowało trochę do setki więc Kuba i Marcin odprowadzili mnie do Mnichowa. Na miejscu do setki brakowało mi jakichś 3 km więc zrobiłem jeszcze krótką pętlę i do domu.

    Wyprawa wyszła super, nocna jazda ma swój klimat nie do podrobienia. Dzięki Kubie, Marcinowi oraz Piotrasowi, że chciało Wam się jechać i dotrwaliście dzielnie do rana :).

    Fotki od Kuby:
    We wsi Gołąbki © kubolsky

    Przerwa na energetyka © kubolsky

    Półmetek zaliczony - fontanna w Mogilnie © kubolsky

    Cel osiągnięty - wieża w Dusznie © kubolsky

    Kolacja/śniadanie (?) © kubolsky

    Grupfoto na Wierzbiczanach © kubolsky


    103.92 Km 35.00 Km teren
    04:41 H 22.19 km/h
  • 47.00 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Wokół jeziora Niedzięgiel

    Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 29.07.2013 | Komentarze 0

    Dzisiaj Marcin wyszedł z propozycją wspólnej wycieczki, ja zaproponowałem wypad dookoła jeziora Niedzięgiel. Umówiliśmy się standardowo na Wenecji. Oprócz mnie i Marcina zjawił się także Jurek. Trasa wiodła przez Krzyżówkę, Gaj, lasem do Skorzęcina. Dalej przez miejsce postojowe z widokiem na jezioro w Wiekowie, Powidz, Przybrodzin- gdzie zażywamy kąpieli w jeziorku dla ochłody, Wylatkowo, ośrodek w Skorzęcinie- gdzie ruch dzisiaj był masakrycznie wielki, Sokołowo i Niechanowo. Wstąpiliśmy jeszcze na chwilę do Cielimowa zobaczyć pozostałość po rozebranym niedawno wigwamie. Później ścieżką przy Wrzesińskiej, odprowadziliśmy Marcina, z Panem Jurkiem żegnam się na światłach na Wrzesińskiej i śmigam do domu przez Kokoszki.
    Kategoria 100- 150 Km


    116.47 Km 60.00 Km teren
    05:03 H 23.06 km/h
  • 45.12 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Kolejne szlaki Powidzkiego Parku Krajobrazowego

    Środa, 24 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 7

    Dzisiaj piękna pogoda po raz kolejny zachęcała do dłuższego kręcenia, to nie mogłem tego dnia nie wykorzystać. Za cel obrałem kolejne dwa szlaki Powidzkiego Parku Krajobrazowego- Trakt Słowikowski i Trakt Orchowski. Dojazd na miejsce rozpoczęcia- z początku Traktu Słowikowskiego, oznaczonego czerwonym prostokątem- poszedł przez Krzyżówkę i Gaj. W Piłce zaczął się wspomniany trakt, na początek skierowałem się na Skubarczewo, dalej Gałczynek i Orchowo. Po drodze cały czas przed oczami miałem piękne widoki na pagórki, pola i lasy. W Orchowie odbijam na drugi ze szlaków- Trakt Orchowski, oznaczony na niebiesko. Kieruję się w stronę Wólki Orchowskiej następnie Mlecze, stamtąd piaszczystą drogą do Suszewa, asfaltem do Osówca i Szydłówca. Tu robię mały postój przy sklepie- dziś z początku jechało mi się mega ciężko, szczególnie na asfalcie- kupiona Pepsi pomogła :D. Z Szydłówca myk lasem do miejsca postojowego przy Grubym Dębie. Miejsce to pamiętam z rajdu rowerowego Trzemeszno- Wilczyn, który odbył się kilka lat temu- to był czas, gdy jeszcze nie wiedziałem co to Bikestats :D. Przy Grubym Dębie jedyny dzisiaj dłuższy postój na posilenie się, po tym nie chciało mi się ruszać z miejsca ;). Przy okazji mogłem dowiedzieć się, że ktoś był tutaj na wagarach :). Po odpoczynku ruszyłem w dalszą drogę niebieskim szlakiem początkowo znów leśnymi duktami i następnie asfaltami do Orchowa- gdzie wróciłem na Trakt Słowikowski. Przez Myślątkowo do Rękawczynka, fajnym singielkiem wzdłuż brzegu jeziora Kamienieckiego do Rękawczyna. Dalej to już Słowikowo, Kinno i Piłka, skąd rozpoczynałem dzisiejszą wycieczkę. Powrót standardowo przez Gaj, Krzyżówkę, Wolę Skorzęcką, Osiniec i Kokoszki do domu.

    Pojezierze Gnieźnieńskie © micor

    Takie widoki towarzyszyły mi przez całą wycieczkę © micor

    Pomykało się takimi duktami © micor

    Trochę asfaltu też się znalazło © micor

    Kościół w Szydłówcu © micor

    Miejsce postojowe przy Grubym Dębie © micor

    Bardzo dobre oznakowanie szlaków © micor

    Gruby Dąb © micor

    Kolejka ciągników :D © micor

    Takiego znaku to jeszcze nie widziałem :D © micor

    Kawałek łąką też musiałem jechać © micor

    Jezioro Kamienieckie © micor


    105.90 Km 45.00 Km teren
    05:11 H 20.43 km/h
  • 57.29 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Wał Wydartowski z bikestatową ekipą

    Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 6

    Dzisiejszy trip wyszedł na spontanie, gdy Grigor rzucił propozycję na twarzówksiążce (facebook). Zebrała się ekipa i następnego dnia rano wszyscy zebrali się pod katedrą. Skład ekipy był taki oto: Joanna - która przywiozła chłopaków do Gniezna, bo pewnie sami nie daliby rady :D, Grigor, Piotras, Kuba, Mateusz, Jurek, Marcin no i ja. Gdy już wszyscy się ze sobą zapoznali i zrobili fotki, co by upamiętnić wiekopomną chwilę pod pomnikiem Bolka, pożegnaliśmy Joannę i ruszyliśmy jak największą ilością terenowych dróg do Duszna. Z początku pojechaliśmy przez Wierzbiczany na Lubochnię, ażeby pokazać przybyszom piękny singiel z Lubochni na Kujawki. Nawet chyba się im spodobał :). Następnie odwiedziliśmy skarpę nad jeziorem Wierzbiczany, z której rozciąga się piękny widok na jezioro. Dalej na Kalinę, gdzie rozstajemy się z Marcinem, który zawinął się na ślub. Przez Wymysłowo, Pasiekę, częściowo po jakichś kałużach- gdzie upieprzyłem rower :D, Kruchowo dojeżdżamy do Duszna na wieżę. Oczywiście wdrapujemy się na górę podziwiać widoki, a dzisiaj były naprawdę fajne, z racji dobrej przejrzystości powietrza. Po zejściu z wieży urządziliśmy piknik, Grigor z Piotrasem wcinali nawet jaja z solą :D. Po napełnieniu wygłodniałych brzucholi musieliśmy podnieść tyłeczki i jechać dalej. Terenowym wariantem zjazdu do Przyjmy, gdzie wstępujemy na zakupy do wiejskiego sklepu. Przy okazji Grigor poznawał nowych ludzi, jeden nawet przypominał mu Grzesia Markowskiego z Perfectu :D. Dalej kręciliśmy asfaltem, po drodze były fajne podjazdy, na których standardowo jak to ja wyrywałem do przodu jak nakręcony- już tak mam :). Następnie odwiedziliśmy dolinę Gąsawki i po objeździe tamtejszych korzenistych ścieżek udaliśmy się na Gołąbki. Droga jest w całości asfaltowa, to można było dosyć szybko pomykać. Na plaży Piotras stwierdził, że łańcuch mu się skończył tzn. smar na łańcuchu :D, to poratowałem go zielonym Finish Linem ;). Wsunęliśmy jeszcze resztę wafelków i śmigamy dalej. Na skrzyżowaniu za Gołąbkami robimy ostatnią dzisiaj fotkę i rozstajemy się z Grigorem i Piotrasem. No i dalej Kuba, Jurek, Mateusz i ja śmigamy przez dębówiecki las do Gniezna, tradycyjnie na torach żegnamy się. Jurek oraz Mateusz jadą do domu, Kuba postanowił mnie jeszcze odprowadzić do Mnichowa- żeby dokulać do setki. W Mnichowie na światłach Kuba odbija na Gniezno, a ja śmigam do domu.

    Dzięki wszystkim za wspaniałą wycieczkę. Fajnie było poznać nowego bikestatowicza- Piotras, jesteś w porzo kompanem do jazdy, miło było poznać i pogawędzić podczas jazdy. Z Grigorem jak zawsze były mega jajca i kupa śmiechu :). Jeszcze raz dzięki wielkie!

    Bikestatowa ekipa w Dusznie © micor

    W trasie ;) © micor

    Bizony wyjechały na łowy :) © micor

    Wszyscy wkładają siłę w podjazd © micor

    Rzeka Gąsawka © micor

    Grigor taki szybki na podjazdach, że się rozmazuje :D © micor


    121.21 Km 55.00 Km teren
    05:55 H 20.49 km/h
  • 56.75 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Na Dziewiczą Górę!

    Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 3

    Pomysł na wyjazd na terenowe szaleństwa na Dziewiczej przyszedł mi po tym, jak w Żerkowie naoglądałem się zjazdów na MP :). Dzisiaj w końcu udało się tam pojechać. Wraz ze mną pojechał Marcin. O 11 spotkanie na Wenecji i ruszamy w drogę. Obraliśmy kierunek najpierw prostym, nudnym asfaltem przez 150 wiosek do Kiszkowa, gdzie przy okazji wdrapujemy się na wieżę widokową przy Kiszkowskich stawach. Wstępujemy jeszcze do Biedronki po energię, gdyż z początku kręciło się jakoś tak mega ciężko. Dalej kierunek Dąbrówka Kościelna i przez Puszczę Zielonkę do samej Dziewiczej. Po wdrapaniu się na szczyt pojechaliśmy poszaleć na killerze, podjazdy i tak kilka razy. Raz nawet zjechaliśmy środkiem :). Chcieliśmy też podjechać killerem, ale na tych naszych Karmach na byle korzeniu koło traciło przyczepność i nie podołaliśmy. Zjechaliśmy też nowym szuterkiem, na którym wyciągamy dzisiejszy V- max. Powrót przez Wierzokę- gdzie odwiedzamy sklep- dalej leśną, nowo odkrytą drogą do Uzarzewa, kawałek krajową "5" i na singielek nad Kowalskim. Tam mieliśmy atrakcje typu np. dwóch gołych facetów na brzegu :D. W pewnym momencie poczułem, że jakoś tam miękko tył mi pracuje. Zatrzymałem się a tu sporo powietrza uleciało, chociaż nie całkowicie. Marcin poratował mnie łatką- dzięki wielkie- i ruszyliśmy dalej. Znów krajówką do Pobiedzisk, po drodze ścigał nas jakiś gościu na skrzypiącym biku- wyprzedził nas, zawrócił i znowu zaczął nas gonić :D. Na stacji chciałem psiknąć w oponkę kompresorem, ale stacja była taka bidna, że go nie było. Dalsza droga poszła przez szuterek, wyjechaliśmy przy stacji kolejowej w Lednogórze, stamtąd do Imielenka, Fałkowa, Leśniewa i przez las Czerniejewski do Pawłowa i Mnichowa. Rozstaję się z Marcinem i szybko na obiad do domu bo brakło energii. Wyjazd udany, takich szalonych zjazdów killerem było mi trzeba :). Dzięki Marcin za wypad!

    Wieża widokowa w Kiszkowie © micor

    Panorama stawów Kiszkowskich © micor

    Marcin schodzący z wieży © micor

    Prawie u celu ;) © micor

    No i killer :) © micor

    Widok na Kowalskie © micor