Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:2688.90 km (w terenie 2444.16 km; 90.90%)
Czas w ruchu:124:09
Średnia prędkość:21.66 km/h
Maksymalna prędkość:55.03 km/h
Suma podjazdów:26721 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (90 %)
Suma kalorii:80044 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:58.45 km i 2h 41m
Więcej statystyk
16.83 Km 16.00 Km teren
00:39 H 25.89 km/h
  • 41.78 km/h Max
  • HRmax 198 ( 98%)
  • HRavg 172 ( 85%)
  • Kalorie 640
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    GKKG Winter Race 2016

    Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 13.03.2016 | Komentarze 8

    Jakiś czas temu dotarła do mnie informacja, że GKKG organizują ścig na lokalnej ziemi. Pomyślałem- skoro wróciłem do regularnego kręcenia to chyba nie może mnie tam zabraknąć ;). Trochę myślałem jaki dystans wybrać- 15 czy też 30 km. Ostatecznie zapisałem się na krótszy w głowie mając chytry plan- mniejszy dystans, mniej na nim osób- większa szansa na przyzwoity wynik :D. Dojazd na miejsce zawodów- OW w Skorzęcinie autem i od razu spotykam i gawędze ze znajomymi z GKKG, po czym śmigam załatwić formalności w biurze zawodów. Muszę przyznać że czekanie było- frekwencja dopisała- z pewnością przybyło około 150 startujących. Jak to na zawodach bywa spotykam masę znajomych bikestatowych twarzy- Asia z Marcinem, Drogbas, JPbike, Seba, Maniek. Pogoda taka sobie- bez słońca i całkiem zimnawo. Rozgrzewka też średnia, krótka ale tętno ochoczo wchodziło w słuszne wartości czyli było w porządku. Przed 12 ustawianie na starcie, pogawędki z kumplami na rozluźnienie obowiązkowo ;). W końcu o 12 peleton ruszył i od razu dzida i ogień. Start honorowy przez bramę ośrodka gdzie prędkość podchodziła pod 40 km/h, później wjazd w las a tempo nieznacznie wolniejsze :). Także po jakichś już 3 km myślę "zaraz kurde wypluję płuca" takie naparzanie było. Ale czuję, że noga chce kręcić i robi to z wielką ochotą więc to spoko znak ;). W zasadzie od początku trzymam się między grupą prowadzących a środkiem i w sumie cieszy mnie to bo mam świadomość, że i tak dobra większość z nich jedzie dłuższy dystans więc nie podkręcam tempa mocno- raczej trzymam równe. I tak cały ścig tasuję się z poszczególnymi zawodnikami i na dobrą sprawę trzymając swoją pozycję. Jedynie w piachu przy Piłce muszę podprowadzić jak to robi większość- jedno przyblokowanie i nie ma szansy ominąć i podjechać. Trasa poprowadzona super- niektóre fragmenty nawet mi nieznane a przecież sporo się jeździ po tych fyrtlach. Wszelkie podjazdy i zjazdy to już chyba prawie max tego, co da się tu wycisnąć. Gdzieś około 10 km dostrzegam przed sobą znajomą sylwetkę- to Waza cisnął przez las. Jadąc za nim widzę w oddali kolejne znajome mordki- Kuba, Mister Jerry, Sebek i Mateusz- standardowo wydzieram się "Cześć!" a oni krzyczą że źle skręciliśmy. Szybka nawrotka wokół drzewa- szczęśliwie bez straty miejsca i dalsze napieranie. Większość po płaskim, choć nie obyło się bez długiego ostatniego podjazdu ( serce waliło a płuca znów prawie wypluwam, ale noga kręci w porządku ). I chyba na tym podjeździe zostawiłem za sobą Marcina, choć także niewiele. Po podjeździe wyjazd na ostatnią prostą do mety- zrównuję się z jednym gościem i rzucam krótkie pytanie- "Co jedziesz?" Odpowiedź też krótka- "Długi. Finiszuj!" I te słowa dały mi nieziemskiego kopa. Wstałem z siodełka i jak rozkręciłem nogę, korbę, sprzęt i wogóle wszystko wokół siebie to ostatnie 400 metrów pulsak bezustannie pikał i migał na czerwono a tętno podeszło prawie pod 200 :D. Poszło tylko krótkie kontrolne spojrzenie za siebie- nikogo i wspomniany ogień! I tak samotnie na pełnej parze wpadam na metę ;). 
    Chwila odsapnięcia i do auta się przebrać. Jak tylko podjechałem pod start ponownie zastałem tam gnieźnieńsko- trzemeszeńską ekipę BS i śmiechu było co nie miara a później jeszcze weselej gdy dobił wydział poznańsko- pobiedziski ;). 
    W oczekiwaniu na wyniki wleciała kawa i grochówka, po tym pogawędki ze znajomymi. Nastała najlepsza część- dekoracja. Stoję, uskuteczniam gaduchy z Jackiem a tu nagle niespodziewanie wyczytują moje nazwisko i zapraszają na podium :D. Pomyślałem- coś się pieprzli w obliczeniach czy inny czort? Jak się okazało opłacił się wybór mniejszego dystansu- zająłem 3 miejsce w kategorii Amator open i zgarnąłem swój pierwszy w życiu puchar! Niesamowita radość i piękne uczucie ;). Chwilę później wyczytali również Jacka- także 3 miejsce w matsersach ;). W takich okolicznościach nie mogło zabraknąć wspólnej fotki i stuknięcia się z uśmiechem pucharami :). 
    Po dekoracji to już spacer na parking, pożegnanie z kompanami i pakowanie bike'a do auta. 
    Z dzisiejszego dnia zadowolenie pełne, dzięki towarzyszom za bardzo udanie spędzoną niedzielę :)

    6/41
    open
    3/29 amator

    Przed startem

    Napieram





    Gdzieś na trasie

    Na podium, miło






    54.72 Km 48.00 Km teren
    01:59 H 27.59 km/h
  • 49.66 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Kostrzyn MTB Maraton

    Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 7

    Dziś nadszedł czas drugiego startu w tym roku, a zarazem pierwszego maratonu. Na miejsce zawodów dojechaliśmy dość wcześnie- ok. 9:30. Miało to swoje plusy, bo i sprawy organizacyjne szybko poszły i był czas na odpoczynek. Na miejscu spotykamy mnóstwo znajomych- Marka, Kamila, Łukasza, Artura i Michała z GKKG oraz bikestatsowych ziomali- Darka, Krajka i również ich znajomych ;) oraz Sebę i Wazę. Później przyjechał też Mateusz.
    OK, przyszedł czas, żeby się ustawić w sektorze. Udało się stanąć w jednym z przednich- dobre posunięcie nie będzie trzeba przebijać się po starcie :). Przed startem były żarty i kupa śmiechu- dobre to na rozluźnienie ;). No i ruszyli my. Zaraz po starcie szybki asfalt- przez dobre 10 min. tempo było 35- 40 km/h. Wolniejszych mijałem lewą stroną- przemyślany krok, bo w środku taki tłok, że głowa mała. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać kiedy będzie start ostry :D. Po ostrym ciśnięciu na asfalcie wjazd w teren- tu też z początku dosyć szybko. Cały czas jechało mi się wyśmienicie i noga fajnie podawała :). Początek w terenie chyba w miarę płaski był- dokładnie nie pamiętam ;). Fajnie zaczęło się dziać na pętli w PK Promno- pokonywanej trzykrotnie. Na początek szybki zjazd, który pamiętam z jesiennego wypadu z Pietrasem. Na końcu zjazdu wjechałem w kałużę- dziura głęboka , ale wody w niej niewiele. Szczęście, że dupa była z tyłu i prawie tego nie poczułem. Chwilę po tym atrakcje w postaci zwalonego drzewa w poprzek drogi oraz rowu z wodą- tu było zejście z siodła- prawie przełaj :D. Zaraz po rowie dłuższy podjazd i znowu pociskanie po leśnych ścieżkach Promna. Cały czas trzymałem bardzo dobre i wysokie tempo. W lesie nastąpił również podział na grupki- utworzyliśmy taką 4 osobową i wspólnie pomykaliśmy. Ciekawsze miejsca na pętli to zjazd wąwozem w nowej górce, zaraz za nim podjazd z premią górską! i mnóstwo singielków m.in. przy Brzostku. Jeszcze na pierwszej pętli wyprzedził mnie Marcin i to na podjeździe! :D Aż byłem w szoku hehe ;). Ostro pociskał i cały czas w zasięgu wzroku. Dobre 1,5 pętli go goniłem, w końcu całą grupkę doszliśmy i mówię, żeby się podłączył do nas. No i miałem z kim pogadać ;). Kolejne pętelki również robione bez problemu na wszelkich terenowych szaleństwach- obstawiam, że V- max był zrobiony w wąwozie :). Po przejechaniu 3- ech rund wyjazd na asfalt w Kociałkowej i pociskanie do mety. Cały czas cisnęliśmy tą samą grupką, ale zmiany dawałem tylko ja i jeden koleś z Agrochestu- reszta to były jakieś mega pasożyty :D. No i trochę wkurzył mnie gościu z Aga Teamu- całe 40 km siedział z tyłu na kole a 10 km przed metą na asfalcie wyszedł i jak się później okazało porobił nas wszystkich. Kilka km przed metą zgarnęliśmy jeszcze Kamila- miał jakieś ekscesy żołądkowe i musiał zwolnić. Po Kociałkowej był skręt w prawo przed torami i znów jakieś dziwne wyboje, na których zgubiliśmy Marcina. Później to praktycznie do samej mety nudne i szybkie asfalty. Przy końcówce zaczęło mnie już minimalnie odcinać- co chciałem przyspieszyć to jakoś nie dawałem rady. Musiałem nawet odmówić Kamilowi wspólnego odjazdu niestety. Kilometr przed metą wjazd na osiedle domów jednorodzinnych, gdzie musiałem już ostro zwolnić- teraz jechałem już wspólnie tylko z kolegą z Agrochestu. Jeszcze chwila jazdy i wjazd na stadion. Na wjeździe widzę Asię- była chwila na machnięcie łapką. Ostatni zakręt- łeb w łeb ja i kolega z Agrochestu. No mówię bez popeliny, że mnie wyprzedzi :D. Na moje szczęście na zakręcie trafiłem na jakąś kępke trawy i kiera poszła mi bok, co wybiło kolegę z rytmu i na metę wpadłem dosłownie połowę koła przed nim, po czym podziękowaliśmy sobie za współpracę na trasie i walkę na finiszu :). Po mecie patrzę na licznik- średnia ponad 27,5 km/h- WOW! Był ogień!
    Z wyniku i jazdy jestem zadowolony- celowałem w czas 2:20 h a przyjechałem w 1:59- cel w pełni zrealizowany. Widać majowe treningi przyniosły pożądany efekt- forma leci w górę ;). Za to muszę popracować nad siłą na podjazdach, bo czuję, że jej brakuje. O ile dzisiaj to zbytnio nie było przeszkodą, to na XC będzie sprawiać kłopot.

    Wynik
    33/ 99 Open (w tym 5 DNF)
    12/ 25 M2


    Fotki z mety- od Pana Jurka...

    ...i od Anny Olszańskiej

    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    63.55 Km 55.00 Km teren
    02:43 H 23.39 km/h
  • 44.76 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Skoda Maraton MTB Gniezno

    Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 8

    Przed dzisiejszym maratonem miałem trochę obaw o formę- połowa miesiąca nie jeżdżenia przez matury. No ale w końcu mój teren więc wszystkie ścieżki znam jak własną kieszeń :). Na miejsce startu dojechałem ok. 9, spotkałem Sebastiana, Mateusza i oczywiście chłopaków z klubu. Dostałem klubowy strój, pojechałem się przebrać i na rozgrzewkę oprowadziłem Mateusza po trasie XC. Pora ustawić się w sektorze, ustawiłem się w miarę na początku, żeby nie męczyć się z wyprzedzaniem zaraz po starcie ;). 3, 2, 1 Start. Czołówka nadawała tempo 30 km/h, sporo kurzu robili- dobrze, że nie ustawiłem się dalej. Cała trasa do Jankowa to nic ciekawego- szerokie szuterki przeplatane kawałkami asfaltowymi, trochę piachu. Dopiero w Jankowie nad jeziorem były jakieś tam górki. Pierwszy podjazd wszedł bez problemu i przyszła pora na fajny zjeździk pokonany z tyłkiem za siodłem. Akurat w tym miejscu ustawił się Sebastian z aparatem, będę chyba miał fajną fotkę ;). Drugi podjazd pokonałem również bez zająknięcia i znów zaczeły się szerokie drogi, tym razem ze sporą ilością piachu. Jechałem dość szybko, pociągi łapałem tylko na krótkie chwilę, żeby toszkę odpocząć od wiatru. Za piachami dość długi odcinek asfaltowy, gdzie gnałem po 35- 40 km/h. Później szybki i długi piaszczysty zjazd, gdzie pojechałem gorszą stroną i rzucało mną na lewo i prawo, ale opanowałem GieTka. Skręt w lewo i zaczął się powrót na start, gdzie zaczynała się druga pętla dla megowców. Na powrocie znowu nudne, szerokie drogi. No i na końcu pierwszej pętli stało się coś, co pozbawiło mnie dobrego wyniku- złapałem snejka na dość wysokim krawężniku. Koledzy z klubu mieli dętkę, podjechałem i zaczęło się wymienianie.
    Trochę odpocząłem, patrzę na licznik a tam średnia ponad 24 km/h- nieźle :). Copaki uwijali się jak mogli ( za co serdeczne dzięki), straciłem przy tym ok. 5-6 minut, wyprzedziło mnie sporo osób, no ale nic. Koniec wymiany, wskoczyłem na Lawinkę i pognałem odrabiać stracony czas. Miałem lekki opór, żeby jechać tak szybko jak do tej pory- dętka napompowana dość mało, nawet nie wiem czy 2 bary tam były, więc bardzo mocno uważałem, żeby nie przebić. Cała druga pętla to niekończące się wyprzedzanie. Grupki, pojedyńczy maratończycy- nieważne, gnałem jak poparzony, nieraz ponad 30 km/h w terenie, o prędkości na asfaltach nie wspominając :D. Powyprzedzałem tak dużo osób, że nawet nie liczyłem ilu ich tam za mną zostało. Wyprzedzałem wszędzie, gdzie się dało. Na drugim bufecie wziąłem kubek wody i wodę do bidonu. Na trasie od bufetu do mety wyprzedzania nie było aż tak dużo, zdarzali się pojedynczy zawodnicy, którzy byli wolniejsi. Około 2 km przed metą zacząłem bardzo mocno odczuwać trudy ponad 30 kilometrowej pogoni, opadałem już z sił. Przed metą wyprzedza mnie dwóch kolesi, nawet nie próbowałem gonić. Na pechowym krawężniku zwolniłem, elegancko przerzuciłem przód i tył i do mety. Wyjazd z ostatniego zakrętu i widzę przede mną dosyć wolno jadącego gościa. Więc nie pozostało mi nic innego, jak poprawić swój wynik o jeszcze jedną pozycję. Rozbujałem się GieTekiem i wspomniany gość mógł tylko patrzeć, jak mijam go tuż przed metą ;).

    Wynik od orgów:
    92/ 141 open+ 10 osób DNF
    27/ 29 M2
    2:48:37

    Gdybym nie snejk byłbym co najmniej 75 w open, no ale nic- następnym razem będzie lepiej. Ze swojej jazdy jestem zadowolony- przeziębienie jeszcze trochę mnie trzyma, ale dałem radę. No i byłem wyraźnie szybszy od połowy startujących, forma się trzyma od początku sezonu :). Jedynie wynik mnie nie zadowala przez tę dętkę.

    Foto by Sebekfireman
    Lans przed startem :) © micor

    Czekanie na start © micor


    Foto by Matii
    Koniec pierwszej pętli, zjeżdżam do pit stopu ;) © micor

    Serwismeni pierwsza klasa :) © micor
    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    83.44 Km 77.00 Km teren
    03:44 H 22.35 km/h
  • 45.66 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    MTB Maraton Czerwonak

    Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 3

    No i zaczęło się dla mnie maratonowe pomykanie :). Praktycznie do piątku myślałem, jaki dystans jechać- ostatecznie zdecydowałem się na Giga- czyli największy. Do miasteczka zawodów dojechałem z rodzinką ‘na styk’, bo ok. 10:40. Kolejek już nie było, odebrałem numerek i słyszę Kurka „Start przesunięty o 15 minut”. Spotkałem również kolegę z klubu- Artura, który jechał Mini. No więc trzeba było się sprężać- przypięcie numeru, wlewanie wody w bidony i jazda się ustawić. Mało brakowało, a wystartowałbym z sektora Mega :D. Na szczęście w porę się zorientowałem i ustawiłem się we właściwym. Oczywiście jak zawsze zero rozgrzewki i dużo czekania na start. Przed samym startem mnóstwo myśli w głowie- czy sprzęt nie zawiedzie, czy ja dam radę cisnąć- w końcu ponad 80 km z przewyższeniem ok. 900 m to nie byle co ;). Końcowe odliczanie: 3, 2, 1 Start. Tempo od początku mocne, próbuję złapać pociąg, ale cholera wszyscy są za szybcy :D. No więc pierwsze kilometry traktuję rozgrzewkowo, poza tym stwierdziłem, że nie ma co się zbytnio forsować na początku i trzeba odpowiednio rozkładać siły. Tym bardziej, że pierwszy raz jadę Giga i lepiej jechać swoim tempem, niż zajechać się na początku i w ogóle nie dojechać do mety. Po jakichś 5 km mija nas czołówka Mega z Markiem Konwą na czele. To jak oni cisnęli- masakra. Dalej śmiganie leśnym duktami Zielonki do Dziewiczej. Podjazd pod wieżę, zjazd i podjazd od połowy ścieżki prowadzącej z parkingu. No i w końcu najlepsze- zjazd Killerem :). Pokonałem go lewą stroną, jak się okazało na końcu było to bardzo dobre posunięcie, bo po Killerze był skręt w lewo między drzewami i fajnie się w niego od razu wbiłem ;). Dalej podjazd pod wieżę, skręt w prawo i jeszcze trochę napierania na Dziewiczej. Później pomykanie Zielonkowymi szuterkami do Tuczna, na bufecie się nie zatrzymuję- mam jeszcze sporo wody, 2 banany i żel- musi starczyć. Kawałek dalej rozjazd i zaczęła się pętla dla Gigowców. Prosta, zakręt, mały podjazd, mały zjazd. I w zasadzie cała tak wyglądała, czyli nic szczególnego. Na początku pętli dostrzegam za mną jeszcze jednego gościa ze Stanley Team-u, był dość blisko, czekam za nim i tak wspólnie kręcimy sporo czasu wypracowując całkiem fajną średnią- prawie cały czas ciśniemy 25- 30 km/h. W pewnym momencie zaczął się odcinek z tym, czego wprost nienawidzę- trawa i same korzenie. Na tym odcinku jechaliśmy 15- 17 km/h. Jadąc po tym czymś miałem takie myśli: „ Niech to huj strzeli, kto po tej trawie z korzeniami puścił trasę” :). Na końcu tego odcinka krótkie błoto, obręcze się zapadają i trzeba na moment zejść z roweru. I był to jedyny raz, gdy byłem zmuszony wykonać taki manewr, reszta trasy w całości w siodle ;). Dalej ciśnięcie, ciśnięcie, ciśnięcie z kolegą ze Stanleya. Jakieś 10- 15 km przed drugim befetem widzę, że zaczyna on odstawać, więc zastawiam go za mną i już do samej mety jadę praktycznie samotnie. Na bufecie się zatrzymuję, biorę 2 kubki wody i wciągam żela- musi starczyć na 20 km :). Dalej w sumie niczym nie wyróżniająca się trasa. Dopiero na Dziewiczej było fajnie. Drugi raz pod Dziewiczą podjeżdżam dzielnie, choć powoli. Czuję już zmęczenie, nogi czasami jakby były z waty, ale dają radę. Przed wieżą wyprzedza mnie jeden koleś- niech jedzie. Na Killerze dosłownie wlekę się za jednym gościem- zjeżdżał dosłownie 10 km/h, czym mnie trochę wkurzył :). Zaraz po zjeździe go wyprzedzam. Po Dziewiczej już fajna, szutrowa trasa aż do mety. Przed Owińskami dochodzi mnie koleś na Krossie, który przez 60 km jechał na stojąco, bo mu się siodło upierdzieliło- jak on dawał radę to nie wiem :D. Jeszcze chwilę jadę i w końcu meta. Uff, koniec. Można odetchnąć. Krótko po mnie na metę wpada kolega ze Stanleya, podziękowaliśmy sobie za współpracę na trasie i od razu biegnę na bufet i po browarka ;). W tomboli tradycyjnie nic nie wygrałem, czekam za wynikami- pojawiają się, jeszcze chwilę spędzamy w miasteczku i pakujemy się do auta.
    Podsumowując pierwsze w życiu Giga: bardzo spodobał mi się ten dystans. Sprzęt dał radę, ja dałem radę i to z przyzwoitym wynikiem. Chociaż mogło być lepiej, 8 minut szybciej i miałbym 3 miejsce na pudle :D. No ale jak na pierwszy raz, w dodatku, że jechałem z nastawieniem sprawdzenia się to chyba nieźle. Także od dzisiaj jeżdżę chyba na Giga ;).

    Wyniki:
    14/22 open
    5/9 M2
    3:43:42 h

    W oczekiwaniu na start © micor
    Kategoria Maraton, 50-100 Km


    51.94 Km 40.00 Km teren
    02:21 H 22.10 km/h
  • 46.32 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Maraton Hermanów

    Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 4

    Planowany dzisiaj start o mało co nie doszedłby do skutku :). Na stacji we Wrześni samochód stwierdził, że nie che zapalić (akumulator padł). Patrze na zegarek a tam 9:10, już straciłem nadzieje na start :/. Odpalamy na kable od jakiegoś gościa i jedziemy. W drodze jadą za nami kolejni na maraton, myślę sobie: źle nie jest, zdążymy. Na miejsce dojeżdżamy ok. 9:30 i szybko lecę do biura się zapisać. Jeszcze nie zabrałem zipów i musiałem pożyczać od 'Corrateków' :D. Przypinam numerek i śmigam na polankę, gdzie spotykam mikadarka i krajka. Gadamy i gadamy, słońce przygrzewa, ale trzeba się ustawić w sektorze. Po starcie wyprzedzam wolniejszych i skręt w teren. Mniej więcej na 7 kilometrze zaczynam czuć sobotnią setkę i przyjemność z jazdy spadła. Nic, jadę dalej. Gdzieś koło 19 km mijam Jacka z aparatem. 24 kilometr i gościu przede mną robi otb na korzeniu. 25 km jakiś gościu krzyczy z krzaków: "Bokiem". Się kurwa zastanawiam o co mu chodzi i zaliczam lot koszący przez kierownicę i spadam centralnie na głowę. Dziura na środku trasy, to o to mu chodziło... Zbieram się, krzyczę że jestem cały, gościu podnosi mi rower, wskakuję i jadę dalej. Co ciekawe gościu co się wyłożył kawałek wcześniej przede mną na korzeniu, jechał ze mną , gdy ja się wpieprzyłem w dziurę :D. Od tego momentu jadę spokojnie, byle dojechać do mety. Tylna zmieniarka rozregulowała mi się mniej więcej w połowie dystansu i się męczyłem na podjazdach. Na obu bufetach biorę wodę, na pierwszym w dodatku banana. A podjazd pod wieżę w Żerkowie mistrzowski :D. Jakoś dałem radę na 28 z tyłu, zresztą musiałem, bo obok mnie jechała dziewczyna, to co nie podjadę, jak ona też podjedzie :D. Na mecie widzę mikadarka, jest też bobiko. Chwilę gadamy i idę po Fortunkę z kija. Chwilę później spotykam Konrada i mieliśmy czas na pogawędkę. Idę sprawdzić wyniki i wraz z Darkiem spotykamy Jacka, pamiątkowe zdjęcie i pakuję się w samochód i do domu. Dzięki wszystkim, których spotkałem za miło spędzony czas :)

    Wynik:

    Open: 111/295
    M2: 44/76
    Czas: 02:21:19
    AVG: 22.93

    Cisnę na przodzie :) © micor

    No to skręcamy w teren ;) © micor

    Podjazd pod wieżę w Żerkowie © micor

    Podjazdu ciąg dalszy- cisnę pod górę :) © micor

    Koniec podjazdu tuż- cisnę, cisnę ;) © micor

    Gdzieś na trasie ;) © micor

    Końcówka- wypatruję mety :) © micor

    Hermanów- JPbike, ja, mikadarek © micor
    Kategoria 50-100 Km, Maraton


    48.71 Km 42.00 Km teren
    02:14 H 21.81 km/h
  • 46.73 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Skoda Maraton MTB Gniezno 2011

    Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 2

    Czas z licznika, wyniki wyparowały, zobaczymy czy się z nimi uporają i podadzą. Pierwszy raz w życiu na dystansie mega... Jechało się bardzo fajnie, trasa wspaniale oznakowana. Jeden nieprzyjemny incydent na trasie: lewą stroną wyprzedzam, podnoszę głowę a z naprzeciwka jakiś baran białą Astrą jedzie, nosz k***a co za matoł... Na szczęście udało mi się wyhamować (piasek też trochę pomógł) i minąłem go jakieś 10- 15 cm od lusterka.
    Podsumowując:
    - Trasa bardzo fajna, dobre oznakowanie
    - Zapisy na dystanse: tragiczna organizacja zapisujących Pań, rozplanowali to tak, że kolejki były na pół rynku...
    - Wyniki: problemy z elektronicznym pomiarem czasu, miejmy nadzieję, że dadzą radę zrobić
    - no i palant z białej Astry no comment...

    Pomimo tych minusów pierwszy w życiu maraton na dystansie mega uważam za udany, sprzęt dał radę, ja także- z pomocą żelu energetycznego po ok. 1,5 godziny jazdy...


    Oficjalny wynik
    2:13:40
    71/128 open
    19/33 M2

    Podjazd z blatu; nr 526 ;) © micor
    Kategoria <50 Km, Maraton