Info












Kategorie bloga
Na tym jeżdżę
Strava
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2021, Marzec4 - 6
- 2020, Lipiec4 - 3
- 2020, Czerwiec6 - 8
- 2020, Maj8 - 19
- 2020, Kwiecień5 - 23
- 2020, Marzec1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień3 - 2
- 2019, Sierpień8 - 30
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec5 - 13
- 2019, Maj15 - 15
- 2019, Kwiecień14 - 26
- 2019, Marzec8 - 18
- 2019, Luty6 - 11
- 2019, Styczeń5 - 12
- 2018, Grudzień3 - 6
- 2018, Listopad3 - 11
- 2018, Październik9 - 13
- 2018, Wrzesień13 - 13
- 2018, Sierpień16 - 34
- 2018, Lipiec16 - 13
- 2018, Czerwiec15 - 8
- 2018, Maj16 - 22
- 2018, Kwiecień13 - 16
- 2018, Marzec13 - 18
- 2018, Luty12 - 23
- 2018, Styczeń15 - 28
- 2017, Grudzień10 - 13
- 2017, Listopad10 - 11
- 2017, Październik11 - 8
- 2017, Wrzesień12 - 21
- 2017, Sierpień17 - 31
- 2017, Lipiec17 - 15
- 2017, Czerwiec14 - 20
- 2017, Maj16 - 18
- 2017, Kwiecień13 - 10
- 2017, Marzec13 - 14
- 2017, Luty1 - 3
- 2017, Styczeń5 - 11
- 2016, Grudzień5 - 3
- 2016, Listopad2 - 1
- 2016, Październik5 - 2
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 21
- 2016, Lipiec18 - 7
- 2016, Czerwiec21 - 21
- 2016, Maj21 - 37
- 2016, Kwiecień19 - 20
- 2016, Marzec17 - 32
- 2016, Luty15 - 10
- 2016, Styczeń7 - 12
- 2015, Styczeń6 - 21
- 2014, Grudzień2 - 6
- 2014, Listopad2 - 6
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień7 - 0
- 2014, Sierpień6 - 12
- 2014, Lipiec18 - 9
- 2014, Czerwiec17 - 23
- 2014, Maj22 - 26
- 2014, Kwiecień16 - 65
- 2014, Marzec14 - 61
- 2014, Luty15 - 40
- 2014, Styczeń4 - 11
- 2013, Grudzień4 - 4
- 2013, Październik7 - 2
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień16 - 12
- 2013, Lipiec27 - 67
- 2013, Czerwiec16 - 11
- 2013, Maj13 - 6
- 2013, Kwiecień13 - 4
- 2013, Marzec4 - 6
- 2013, Luty2 - 2
- 2013, Styczeń2 - 5
- 2012, Grudzień3 - 6
- 2012, Listopad3 - 6
- 2012, Październik4 - 7
- 2012, Wrzesień17 - 27
- 2012, Sierpień17 - 16
- 2012, Lipiec17 - 37
- 2012, Czerwiec20 - 45
- 2012, Maj20 - 41
- 2012, Kwiecień18 - 57
- 2012, Marzec17 - 67
- 2012, Luty11 - 23
- 2012, Styczeń10 - 18
- 2011, Grudzień10 - 17
- 2011, Listopad6 - 10
- 2011, Październik9 - 16
- 2011, Wrzesień16 - 37
- 2011, Sierpień20 - 31
- 2011, Lipiec16 - 13
- 2011, Czerwiec20 - 24
- 2011, Maj19 - 15
- 2011, Kwiecień14 - 20
- 2011, Marzec2 - 0
- 2011, Luty1 - 3
Dębówiec wyścig
Niedziela, 13 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0
Po szybkim przybyciu z Gniezna na miejsce startu poszliśmy się zapisać- przypadł mi nr 89. Do wyboru były 3 dystanse- oczywiście jak to ja wybrałem najdłuższy- 18 km. Wyścig lokalny to ustawiłem się zaraz z brzegu, żeby nie musieć się przebijać i niepotrzebnie tracić siły. Po starcie tempo bardzo przekraczało 30 km/h, bardziej chyba podchodziło po 40 km/h. Nadawali takie Ci, którzy mają za sobą przejechany cały sezon w przeróżnych cyklach. Jeszcze przez większość pierwszego kółka trzymałem się w miarę niedaleko za nimi, ale później nie było ciekawie. Na początku drugiego okrążenie trzasnęło mi w lędźwiach, tak że każde mocniejsze naciśnięcie na pedały powodowało ból. Część pętli mimo bólu trzymałem się na kole gościa na karbonowym Giancie Anthemie- na zjazdach uciekał- wiadomo full lepiej idzie- na podjazdach z kolei zbliżałem się do niego. W końcu na ostatniej pętli dość znacznie zwolniłem, wyprzedził mnie jeszcze znajomy z klubu, ale zrobił to ciutkę zbyt szybko i na ostatnich metrach na korzeniach udało mi się go wyprzedzić i odbić lokatę. Po wyścigu była zasłużona ciepła herbata i pyszne ciasto. No i oczywiście pogawędki ze znajomymi.Jak na typowo kameralny gnieźnieński ścig to spora ilość ludzi przyjechała. I całkiem przyjemnie było znów trochę się pościgać- zdecydowanie mi tego brakuje. Może uda mi się wystartować w przyszłym roku chociaż w kilku zawodach, zobaczymy. Cała zima przede mną na planowanie.
Kategoria <50 Km
Dębówiec
Niedziela, 13 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0
Po wczorajszym wypadzie do Duszna dzisiaj kolejny dzień jazdy. Chłopaki z GKKG organizowali lokalny wyścig na Dębówcu, zgadaliśmy się ja, Kuba, Jurek i Mateusz, że jedziemy. Dojazd na miejsce startu- leśniczówkę Brody poszedł nam dosyć szybko. Na miejscu zdziwiłem się ilością ludzi, którzy przyjechali się pościgać- całkiem sporo się zjechało. Relacja ze startu w drugim wpisie :).Droga powrotna taka sama jak przyjechaliśmy- Wełnica i Winiary.
Kategoria <50 Km, Z towarzystwem
Duszno
Sobota, 12 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 2
Dzisiaj trafiła się kolejna sobota, którą można było wykorzystać na rower. Jako, że przez totalny brak czasu na wszystko wyjeżdżam raz- góra dwa razy w tygodniu i to jeszcze w weekend to musiałem wyjechać. Dzień wcześniej zarzuciłem pomysł, żeby przejechać się do Duszna. Kuba z miejsca się zgodził. Za punkt zbiórki obraliśmy rynek, gdzie oprócz Kuby zjawili się Mr. Jerry i Mateusz. Miałem lekkie spóźnienie, ale to nic :). Po przywitaniu od razu ruszyliśmy czteroosobową paczką do Duszna. Kierując się po oznaczeniach szarego szlaku przejechaliśmy najpierw przez miasto, następnie Winary, Dębówiec i Gołąbki. Jechało się całkiem dobrze z jedną przygodą po drodze- przed Gołąbkami pojechaliśmy nie tak jak trzeba i kręciliśmy zupełnie nieznaną leśną drogą. W końcu po kilku km ponownie wjechaliśmy na asfalt i mniej więcej orientując się po której stronie mamy Gołąbki skręciliśmy w lewo. Po chwili trafiliśmy na kolejną krzyżówkę, gdzie po części na czuja, po części z nawigacją skręciliśmy w kierunku przeciwnym do Gołąbek. Jak się okazało obraliśmy dobrą drogę. Po drodze minęliśmy Grabowo, Kruchowo i dalej asfaltem na Wał Wydartowski. Na podjeździe do Wydartowa aura zrobiła się dla nas wyjątkowo paskudna- wiatr, którego dotąd udawało nam się jako tako unikać teraz zaczął nam wiać prosto w ryj, a to był dopiero początek katorgi. Skręciliśmy na Duszno i tutaj już skończyły się jakiekolwiek drzewa czy zabudowania, które chroniłyby od wiatru. Same otwarte tereny, na których zimny wiatr skutecznie odbierał chęci do jazdy. No ale przecież nie trzaśniemy rowerów o kamień- twardo wspinaliśmy się do wieży widokowej. Gdy pokonaliśmy ostatni zakręt na drodze do wieży zobaczyliśmy rowerzystów. Po podjechaniu okazało się, że do Duszna zawitała druga oprócz naszej ekipa Bikestats. Byli to: Marcin, Seba, Klosiu i Hulaj. Przyjechali tu na szosówkach- po drodze trochę błądząc i przebijając się po terenie! ;) Zrobiliśmy wspólną fotką, pogawędziliśmy chwilę, po czym chłopaki ruszyli w drogę powrotną, a my rozsiedliśmy się na ławkach. Zaczęliśmy jeść śniadanie i… no właśnie. Zaczęła się taka akcja z bananem, że Kuba popłakał się ze śmiechu, a mnie od śmiechu zaczął konkretnie boleć brzuch. Teksty, które się tam pojawiały zupełnie nie nadają się do zamieszczenia na blogu :D. Weszliśmy jeszcze na wieżę, ale nie było fajnie, gdyż strasznie wiało no i widok ograniczał się do krańca pola, więc szybko zeszliśmy na dół. Ponownie rozsiedliśmy się na ławkach, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Teraz jechało się dużo lepiej, niż w pierwszą stronę- mieliśmy wiatr w plecy. Szybko zjechaliśmy do Duszna i postanowiliśmy jechać inną trasą, niż zawsze. Przecięliśmy tylko asfalt i trafiliśmy na drogę z kocich łbów. Po drodze trafiliśmy na straszny odór gnojówki, który właził wszędzie- i w ramę i w opony i w ogóle we wszystko, przez co rowery śmierdziały niemiłosiernie.Dalej minęliśmy Folusz, Niewolno, Pasiekę, lasami i łąkami do Strzyżewa Paczkowego. Stąd postanowiliśmy nie kręcić od razu na Gniezno, lecz jeszcze śmignąć przez Jankowo, Kalinę i Szczytniki Duchowne. Z Gniezna standardowo przez dalkowskie tory i do domu.
Kategoria 50-100 Km, Eksploracja powiatu, Z towarzystwem
Miasto
Czwartek, 10 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0
Dzisiaj udało się wygospodarować trochę czasu po zajęciach i wyszedłem trochę pojeździć. Trasa krótka przez Gębarzewko, Cielimowo, miasto i do domu. Chociaż godzinkę udało się pokręcić na dotlenienie. Kategoria <50 Km
Uzupełnianie wpisów czas zacząć!!! Kleczew
Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0
Dobra, muszę zacząć uzupełniać wycieczki na blogu, bo jestem 2 tygodnie do tyłu z tym, jakoś brakuje czasu na wszystko… Na początek wypad do Kleczewa.Dzień przed wyjazdem dostałem telefon od Marcina z informacją, że gnieźnieńska wataha BS wybiera się z dłuższą wycieczką do Kleczewa. Po chwili rozmowy- ile km, jaka pogoda, o której zbiórka i takie tam okołorowerowe pierdoły oczywiście przystałem na propozycję. Rano spakowałem plecak i ruszyłem na spotkanie z resztą ekipy. Niepodobne, ale nie zbieraliśmy się na Wenecji :D. Podjechałem na Wolności, gdzie poczekałem krótką chwilkę na Marcina, niedługo po nim zjawił się Mateusz. Dłuższy czas dane było nam czekać na Pana Jurka i Kubę- mieli straszny poślizg czasowy :P. Gdy w końcu do nas dobili- Pan Jurek ustawił aparat na czyimś prywatnym murku, strzeliliśmy wspólną fotkę na początek tripu i w drogę. Początek do standardowa droga pokonywana miliardowy raz przez Szczytniki Duchowne, Lubochnię i przez las do Krzyżówki. Stąd przez Gaj i leśne dukty dojechaliśmy do okolic Piłki. Na jednym z leśnych skrzyżowań skręciliśmy w prawo wyjeżdżając na asfalt prowadzący do Ośrodka w Skorzęcinie. A w ośrodku o tym czasie zupełna pustka, cisza i spokój- w niczym nie przypomina tego, co można tu zobaczyć latem. Dalsza trasa z ośrodka przez las, singielek i mostek do Wylatkowa. Stąd już do Samego Kleczewa cięliśmy pięknym polskim asfaltem :D. Z Wylatkowa jechaliśmy mijając Przybrodzin, Smolniki Powidzkie, Anastazewo. Tutaj odbiliśmy w prawo jadąc już w kierunku Kleczewa. Po drodze minęliśmy Budzisław Kościelny i za tą miejscowością nastąpiła wielka zmiana widoków na horyzoncie. Przed oczami pojawiły się wielkie maszyny odkrywkowe, a po bokach widać było kopalniane tereny i mnóstwo żelastwa z Konińskiej kopalni. Aż do Kleczewa takie widoki to normalka, tak samo jak to, że przejeżdżający autami ludzie zatrzymują się, żeby obejrzeć te ogromne maszyny i zrobić im zdjęcie.
Po wjeździe do miasta chcieliśmy od razu udać się do celu właściwego dzisiejszego wyjazdu- Parku Rekreacji. Jak na złość teraz nie dane było nam tam trafić. Spytaliśmy się nawet o drogę, z czego wyniknęła zabawna sytuacja- po otrzymaniu wskazówek dojazdu od przechodniów Pan Jurek po sekundzie ich zapomniał- to konkretnie rozbawiło całą wycieczkową ekipę :D. Kierując się tak, jak powiedzieli nam ludzie zajechaliśmy pod kompleks, który przypomina nasz gnieźnieński GOSIR- a nie o to nam chodziło. Stwierdziliśmy, że cofniemy się kawałek i zjemy w końcu śniadanie, gdyż do Kleczewa nie zrobiliśmy żadnej przerwy, przez co byliśmy mega głodni. Znaleźliśmy maleńkie jeziorko w centrum, rozsiedliśmy się na ławkach i zaczęliśmy konsumować przygotowane w domu żarełko. Była też ciepła herbata z termosu, która fajnie rozgrzewała w taki pochmurny dzień. W czasie przerwy śniadaniowej znów mieliśmy sporą dawkę śmiechu, gdyż najpierw okazało się, że Mr. Jerremu potłukł się termos i cała herbata rozlała mu się do sakwy. Później znów Mr. Jerry chciał pstryknąć fotkę całej dzisiejszej ekipy, ale za każdym podejściem ktoś nie mógł zmieścić się w kadrze :D. Najpierw zabrakło Pana Jurka, później zasłonił mnie Kuba (widać było tylko czubek mojego kasku), na koniec nie załapał się Mateusz, który był schowany za murkiem :D. Po tej dawce śmieszków ruszyliśmy poszukać Poraku Rekreacji. Znów spytaliśmy o drogę, tym razem były one dokładniejsze i udało się w końcu dojechać do celu. A na miejscu całkiem fajnie zrobione- mini park linowy, jeziorko, ławki, pomosty. Zrobiliśmy rundkę wokół jeziora, z nudów zjechałem po schodach, zrobiliśmy fotki i musieliśmy ruszać w powrotną drogę. W samym Kleczewie odwiedziliśmy jeszcze Biedronkę, gdzie znów ja z Kubą mieliśmy dawkę śmiechu z energetyka w puszcze, co raczej nie nadaje się do bardziej szczegółowego opisu :D. Spod Biedronki pojechaliśmy jeszcze na hałdę. Na szczyt hałdy prowadził trochę stromy i mocno wymyty podjazd, który zdecydowałem się podjechać- poszło szybko na młynku. Reszta postanowiła podprowadzić roweru pod górę. Ze szczytu rozciąga się szeroki widok m.in. na bazylikę w Licheniu i elektrownię w Pątnowie. Przed zjazdem podzieliliśmy się na dwie grupy: Mr. Jerry, Kuba i Mateusz zjechali pierwsi, ja i Marcin chwilę poczekaliśmy, by Kuba mógł nagrać film jak zjeżdżamy. Na zjeździe solidnie nas wytrzęsło, przez wyżłobione brudzy, co nie zmieniło faktu, że porządnie się rozpędziliśmy. Na dole Marcin o mało co nie wpakował się w rower Jurka, który to przed nim bardzo ostro skręcił. Po ochłonięciu ruszyliśmy dalej. Do Anastazewa jechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak przyjechaliśmy do Kleczewa. Tutaj pod podniszczonym budynkiem stacji wąskotorowej zrobiliśmy małą przerwę na resztę herbaty i kanapkę. Z Anastazewa śmignęliśmy przez las- prowadziła nas ścieżka wokół jeziora Powidzkiego. W Ostrowie z niej zjeżdżamy i spotkaliśmy rodziców Kuby- tu dostaliśmy zaproszenie do domku letniskowego, którego nie mogliśmy odmówić :D. Wypiliśmy ciepłą herbatkę, zjedliśmy „ciostka z krymem” i chwilę posiedzieliśmy w ciepłym wnętrzu. Kuba również pokazał mi wielki hak, z którym wolę nie wnikać co robi :P. Po rozgrzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż torów kolejki wąskotorowej do Przybrodzina, dalej Powidz, Wiekowo, Witkowo, Małachowo, Arcugowo, Niechanowo i Gniezno. Tu pożegnaliśmy się z Kubą i Marcinem. Ja, Pan Jurek i Mateusz jeszcze kawałek pojechaliśmy razem, na torach na Dalkach rozstaliśmy się i już samotnie dokręciłem do domu przez Dalki.
Kategoria 100- 150 Km, Po Wielkopolsce, Z towarzystwem
Puszcza Zielonka, Dziewicza Góra
Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0
Wczoraj wieczorem dostałem sms-a od Kuby, że szykuje się wypad rowerowy. Ostatecznie za cel obraliśmy jedne z moich ulubionych terenów do jazdy- Puszczę Zielonkę i Dziewiczą Górę. W niedzielę od rana zapodawało piękne słońce, chociaż nie było jakoś bardzo ciepło. No ale jako, że musieliśmy w pełni wykorzystać ładny dzień, to żaden z nas nie wymiękł oczywiście. Za miejsce spotkania obraliśmy skrzyżowanie w Rzegnowie o 11:00. Ranek upłynął na przygotowaniach- zrobienie kanapek, pobieżne wyznaczenie trasy, zaparzenie herbaty w termosie- w taką temperaturę było wskazane :). Druga sprawa- skoro temperatura nie rozpieszczało to trzeba było jechać na długo. Rękawki, nogawki, kurtka i w drogę. Jak się okazało po chwili jazdy- dość zimny wiatr skutecznie ochładzał głowę i musiałem się zatrzymać w celu zarzucenia chusty- odtąd mogłem wytrzymać niesprzyjającą temperaturę. Na miejsce spotkania dotarłem całą minutkę po 11, przywitałem się z Kubą i ruszyliśmy na zachód. Jedziemy i gadamy w najlepsze, a tu po jakichś 10 minutach rozdzwonił się telefon Kuby. Był to Pan Jurek, który wieczorem nie dawał sygnału, że jedzie z nami i czekał na Wenecji. Zgadaliśmy się z nim, że poczekamy na niego w Dziekanowicach. Mieliśmy jechać spokojnie i powoli, ale jak to zawsze my oczywiście musieliśmy ZAPIERDALAĆ! :D Więc pod drewniane figury zajechaliśmy bardzo szybko i czekaliśmy na trzeciego kompana wyprawy. Pan Jurek też dobił do nas dosyć szybko, bo po ok. 15 minutach, w czym pomógł mu wiatr w plecy. Z Dziekanowic we trójkę ruszyliśmy w kierunku Zielonki. Śmignęliśmy brzegiem jez. Lednickiego, przez Rybitwy i Latalice do Podarzewa. Tutaj z asfaltu zjechaliśmy na szeroki, szutrowy dukt, którym dotarliśmy do Krześlic. Przy pałacu nie zatrzymywaliśmy się, kwitując to słowami, które raczej nie nadają się do druku ;). Dalej z Krześlic jazda długim, prostym asfaltem do Wronczyna. Po drodze zauważyliśmy, że na kole siedzą nam dwaj rowerzyści. Z początku jechaliśmy spokojnie, oni za nami. No to oczywiście któryś z nas musiał znów przydepnąć i ZAPIERDALAĆ- dziś był to Pan Jurek. Wyrwał do przodu jak na podtlenku azotu, a ja i Kuba szybko wyrównaliśmy do jego tempa i nieznani bikerzy momentalnie zostali daleko za nami. Jadąc dalej takim żwawym tempem zajechaliśmy do Tuczna, gdzie była przerwa na zakupy. W czasie, gdy Pan Jurek był w sklepie, Kuba się ze mną chwilę zagadał. I tak ok. 5 minut później dogonili nas bikerzy, których zostawiliśmy w tyle. No i okazało się, że już jesteśmy rozpoznawalni jako Rowerowe Gniezno. Z mojej strony nie obyło się bez „wkopania” Kuby, że to on prowadzi facebookowy profil RG ;). Okazało się, że owi rowerzyści kręcą z Gniezna i wybierają się do Owińsk na zwiedzanie opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Zamieniliśmy z nimi kilka słów, po czym ruszyli w swoją stronę. Po zakupach ruszyliśmy w dalszą drogę, już docelowo do Zielonki. Początek to jazda polną drogą po kocich łbach, na których solidnie wytrzęsło tyłek- Lubię taką jazdę :D. Przy wjeździe do Puszczy pstryknęliśmy fotkę i dalej ruszyliśmy pięknymi, leśnymi duktami do Zielonki. Tutaj jest fajny klimat- wioseczka pośrodku lasu ;). Odwiedziliśmy arboretum i kawałek dalej zarządziliśmy dłuższą przerwę na śniadanie. Trafiło się nam przepiękne miejsce na takową, bo były ławeczki, zadaszenie, miejsce na ognisko, po prostu idealna miejscówka na postój. W przerwie były kanapki, ciastka, ciepła herbata- dobry pomysł z nią, bo rozgrzała nas :). Rzut oka na mapę i stwierdziliśmy, że teraz musimy ciąć czerwonym szlakiem aż do Dziewiczej. Na mapie swoją drogą, ale w czasie jazdy tak pięknie już nie było. Ruszyliśmy do Kamiśnka, dotąd czerwony szlak prowadził idealnie. Dalej zrobiły się dwa czerwone szlaki, jak na złość wybraliśmy niewłaściwy. Po kilkuset metrach przystanęliśmy, żeby upewnić się którędy mamy jechać. W ruch poszła mapa oraz nawigacja w telefonie. Wyszło na to, że musimy się cofnąć i odbić tam gdzie czerwony rozdzielał się na dwa szlaki i wybrać drugi czerwony. Po kolejnych kaemach przejechanych leśnymi duktami szlak jakoś dziwnie nagle się urwał. Na czuja udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym było więcej ludzi oraz mapa. Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w Potaszach i dalej powinniśmy spokojnie dojechać do Dziewiczej. No to jedziemy. Kilka chwil później czerwony szlak zmienił się w niebieski, nie chcieliśmy już się cofać, więc znowu pojechaliśmy na czuja. Po kilku następnych kilometrach trafiliśmy na biegaczy, od których dostaliśmy instrukcję jak mamy dalej jechać. Od tego momentu jazda szła bez większych przygód. Ładnie zgodnie ze wskazówkami biegaczy dotarliśmy do rozjazdu, przy którym był ogromny głaz. Na rozjeździe standardowo wybraliśmy nie tę drogę, którą mieliśmy wybrać, ale na szczęście pojawiło się następne skrzyżowanie duktów. Nawigacja pewnie pokazywała, że kręcąc w prawo dojedziemy na Dziewiczą. No i jak pokazał GPS tak w istocie było. Kilka minut kręcenia i zaczął się fajny podjazd na szczyt, zresztą dobrze mi już znany. Z uśmiechem na ustach podjechałem go szybko i sprawnie ;). Przy wieży zarządziliśmy drugi postój na kanapki i opróżnienie termosu do końca. W czasie przerwy dopadła nas wszystkich mega głupawka i pojawiały się teksty pokroju: „Jak zjeżdżamy?”- „W dół” :D. Sporo się naśmialiśmy i musieliśmy ruszyć na dół. Kuba i Pan Jurek wybrali zjazd płaskim szuterkiem, ja natomiast jak na rasowego kolarza górskiego przystało wybrałem terenowy i korzenisty wariant. Na zjeździe mogłem się nieźle rozpędzić- cudowne uczucie pruć ze sporą prędkością w dół po dziurach i korzeniach- uwielbiam takie zjazdy! Z Kubą i Jurkiem miałem spotkać się ponownie przy szlabanie, ale jakoś tak wyszło, że pomyliłem drogę. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak się stało, jechałem już tutaj nie pierwszy raz i zawsze wyjeżdżałem przy szlabanie. Widocznie przegapiłem jakiś skręt w prawo, cóż zdarza się :). Po chwili zadzwonił do mnie Pan Jurek, by dowiedzieć się co ze mną. Szybko udało mi się powrócić na właściwą drogą i dobić do kompanów, którzy czekali w Kicinie. Stąd ruszyliśmy w kierunku domu. Asfalt wiódł nas przez Kliny i Mielno do Wierzonki. Tutaj na krzyżówce przy przystanku obtrąbiła nas niebieska Astra. Jak się okazało jechał nią Grigor :D. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy gawędzić. No i jak to zwykle w takim towarzystwie dużo śmiechu było :). Grzegorz objaśnił nam również skrót przez las do Uarzewa- dzięki temu zaoszczędziliśmy nieco dystansu. Z Wierzonki ruszyliśmy z eskortą Grigora za plecami- jak na TdF wóz techniczny :D. Grzechu jechał za nami aż do skrętu w las, gdzie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy wspomnianym skrótem. Przecięliśmy po drodze krajową 5- tkę i już byliśmy w Uzarzewie. Tutaj myk w lewo w kierunku Gniezna. Dalsza jazda to śmiganie szuterkiem do Biskupic. Tu dostrzegliśmy kolejnych rowerzystów jadących naprzeciw nas. Bliższe podjechanie i okazało się, że to śmigają Sylwia i Piotr. Oczywiście wdaliśmy się w pogawędkę, pyknęliśmy wspólną fotkę i ruszyliśmy dalej. Tak swoją drogą bardzo miło spotkać znajomych na trasie i chwilę pogadać :).Dalsza trasa to kręcenie przez Promienko i Promno, kawałek asfaltem w kierunku Pobiedzisk, które omijamy skręcając w prawo w las. Stąd następne szutry do Kapalicy. No i tutaj poczułem, że jakoś miękko mi z tyłu. Spojrzałem na oponę i stało się jasne- prawie flak. Stanęliśmy, napompowałem i okazało się, że jeden klocek zaczął odrywać się od opony. Na szczęście dłuższy postój na zdejmowanie i łatanie nie był potrzebny, gdyż powietrze uciekało w miarę powoli i dało się tak jechać. No to po pompowaniu kręcimy dalej. Leśnymi ścieżkami, wąwozikami, pod górę i w dół. Po drodze mijamy Kociałkową Górkę i Zbierkowo i wyjeżdżając na asfalt w Gołuniu kierujemy się do Wierzyc. Na tym asfalcie towarzysze mi uciekli- przez uciekające powietrze jechało mi się sporo ciężej i brak sił już też dawał mi się we znaki. Chłopaki zatrzymali się przy sklepie w Wierzycach, co pozwoliło mi ich dogonić i ponownie podpompować oponę. Z Wierzyc jechaliśmy serwisówką przy S5, na której walczyliśmy z wmordewindem i brakiem sił. Wszyscy kręciliśmy już chyba tylko siłą umysłu, bo w nogach już sił nie było :). Całe szczęście do domu nie było już daleko i jakoś dokręciliśmy. 2 km przed Gnieznem pożegnałem się z Kubą i Jurkiem i częściowo szutrem, częściowo asfaltem i na resztce powietrze w oponie dojechałem do domu.
Kolejny fantastyczny wypad w mistrzowskim gronie. I tak dał mi w kość, że nie dawno nie pamiętam, kiedy wracałem tak totalnie wypompowany z sił. Ale zdecydowanie było warto! ;)
Kategoria 100- 150 Km, Po Wielkopolsce, Z towarzystwem
47.30 Km
15.00 Km teren
02:03 H
23.07 km/h
Bike:
Nekielskie okolice
Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 23.09.2013 | Komentarze 0
Drugi dzień z rzędu, gdy pogoda nie była najgorsza do jazdy. W przeciwieństwie do wczoraj, dziś miałem obrany cel wyjazdu. Ruszyłem w kierunku Czerniejewa- gdzie akurat odbywał się jakiś festyn na boisku- dalej na Neklę. Cały czas wiał wiatr, ale jakoś dzisiaj specjalnie nie przeszkadzał w jeździe. Kawałek przed Neklą skręciłem w lewo na Barczyznę- gdzie też jechałem pierwszy raz w życiu. Kawałek asfaltem, następnie wjazd na lekko mokrą polną drogę, gdzie nagle z pola wyleciał rudy burek i zaczął się ze mną ścigać :D. Wymiękł! Dalej wjechałem na trawiasty dukt, który po chwili się skończył i znów asfalt. Po kilku kaemach trafiłem na tablicę z opisem czerwonego szlaku, przy którym znajduje się Cmentarz Ewangelicki- jest kolejna trasa do odjechania :). Dalsza trasa to jazda przez las, w którym było zatrzęsienie aut- wiara przyjechała szukać grzybów- zresztą przy szosie Czerniejewo- Nekla było to samo- wuchta aut zaparkowanych na poboczu. Po przejechaniu sporego kawałka leśnymi duktami i ponownym uwaleniu GieTka oraz siebie błotem znalazłem się na drodze Czerniejewo- Września. No to myk w prawo i przez Radomice do Czerniejewa. I tak jak wczoraj stwierdziłem, że jeszcze za mało nakręciłem, żeby wracać i wybrałem wariant ‘na obkręćkę’ przez Kąpiel, Nidom, Gębarzewo i Kokoszki. Po przyjeździe umyłem jeszcze rower z całego weekendowego błota.Czasu ostatnio niezbyt dużo na rower, ze względu na szkołę, toteż sobotę i niedzielę słusznie wykorzystałem na rowerowanie.

Cmentarz ewangalicki w Barczyźnie© micor

Żółto mi© micor
Kategoria <50 Km
Na powitanie jesieni
Sobota, 21 września 2013 · dodano: 23.09.2013 | Komentarze 1
Dzisiaj od rana pogoda zachęcała do wyjścia na rower, a że to pewnie jeden z ostatnich w miarę ciepłych weekendów, to trzeba to było wykorzystać. Wyruszyłem standardowo bez jakiegoś konkretnego celu, ustalając trasę na bieżąco. Z początku pojechałem przez Baranowo do Pierzysk. Tu przejazd wiaduktem nad S5- tką i odbiłem na Rzegnowo. Stąd asfaltem, przecinając drogę Gniezno- Kiszkowo, wymyśliłem, że śmignę prosto- nie jechałem jeszcze tą drogą, to trzeba sprawdzić gdzie prowadzi :). Znów asfalt, asfalt i jeszcze więcej asfaltu :D. Gdy w końcu dojechałem do jego końca, okazało się, że wyjechałem w Oborze. Jeszcze za mało kaemów, żeby wracać do domu! Myk w prawo na Zdziechowę, dalej prosto na Mączniki i wjazd w kolejną nieznaną mi drogę. Znów kilka kilometrów jazdy asfaltami, po drodze przejeżdżając przez Świątniki, wyjechałem w Modliszewku. Stąd wymyśliłem, że śmignę do Lasów Królewskich. Początek to trochę błota- zarówno ja i bike upieprzyliśmy się przy tym- po to w końcu jest MTB, a nie wypieszczone, nawoskowane szosy ;). Na Dębówcu zrobiłem kółko, przejeżdżając m.in. przez mostek nad Wełną. Po jakichś 30 min. wyjechałem w miejscu skąd zaczynałem pętle- orientacja w lesie cudowna :D. Plus tego byłe taki, że mogłem drugi raz pojechać po małym kamienistym zjeździe- wytrzęsło przyjemnie :). Teraz już obrałem trasę, jaką niedawno jechaliśmy z Marcinem i Jurkiem- udało mi się wyjechać z lasu. Przy wyjeździe mijam jeszcze ekipę GKKG, która to popylała w odwrotnym kierunku, więc było tylko krótkie „Cześć” i dalej jazda swoje. Przez Wełnicę do Gniezna, wizyta u babci, odwiedziny na Cepeenie po powietrze i przez Dalki do domu. Kategoria 50-100 Km, Eksploracja powiatu
Do Grzybowa
Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0
Dzisiaj korzystając z dość ładnej pogody zgadaliśmy się na jazdę. Zbiórka standardowo na Wenecji (który to już raz?!), gdzie oprócz mnie zjawili się Pan Jurek i Kuba. Plan wyszedł taki, że lecimy w kierunku Wrześni, bo w tamtych okolicach odbywał się rajd rowerowy. Ruszyliśmy przez sto pięćdziesiąt cztery wiochy m.in. Cielimowo, Gurówko, Grotkowo, Czechowo, Sobiesiernie. Tu skręciliśmy na Grzybowo, gdzie w grodzie zastaliśmy konkret imprezę. Wiary było wuchtę, były też atrakcje- m.in. grupa rekonstrukcyjna żołnierzy z Lubonia. W grodzie spędziliśmy trochę czasu, przy okazji załapując się na grochówę z wojskowego kotła :). Po najedzeniu się ruszyliśmy w drogę powrotną- najpierw w kierunku Witkowa, później przez Gorzykowo, Karsewo, Królewiec. Dojeżdżając do Niechanowa na niebie ukazała się nam duża ciemna chmura, przez co zdrowo depnęliśmy w korby. Na szczęście chmura przeszła bokiem i można było zwolnić. Do Gniezna jechaliśmy już spokojnie i powoli, co do nas niepodobne :D. W mieście jeszcze mała rundka i do domu. Także dzień udany.Fotki by Kubolsky:

Impreza na terenie grodu w Grzybowie trwa w najlepsze© kubolsky

Grupa rekonstrukcyjna© kubolsky

Obelisk w Gorzykowie© kubolsky

Wojskowa grochówa :)© kubolsky
Kategoria <50 Km, 50-100 Km, Z towarzystwem
Czerniejewskie ostępy z wiarą
Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 0
Udało się zgrać dzisiaj ekipę na wspólne kręcenie. Zbióka tradycyjnie na Wenecji gdzie zjawili się Pan Jurek, Mateusz, MArcin, Karol i ja. Po chwili namysłu za cel obraliśmy Lasy Czerniejewskie. Początek to jazda przez Mnichowo, Baranowo i Leśniewa nowym żółtym szlakiem. Po drodze czekała nas niemiła sytuacja: ktoś sobie ten piękny nowy żółty szlak bezczelnie zaorał. Żeby takie coś zrobić trzeba być po prostu bezmózgim kretynem!!! Ominęliśmy to wszystko bokiem. Po chwili na piachu Pan Jurek zaliczył glebę, po której znalazł się na polu :). Dalsza droga przez Przyborowo do Wierzyc i do leśnej chaty. Dalej nad Czerniejewskie jeziorka, chwila przerwy i kierunek obiad! W Wierzycach długa przerwa i do domu. Przez lasy do Pawłowa, Gębarzewko, Kokoszki, Pustachowa. Tu żegnam się z resztą i jeszcze skoczyłem na tor XC na Łazienkach, gdzie przbiłem dętkę :D. Kategoria 50-100 Km, Eksploracja powiatu, Z towarzystwem