Info
Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.Kategorie bloga
Na tym jeżdżę
Strava
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Marzec4 - 6
- 2020, Lipiec4 - 3
- 2020, Czerwiec6 - 8
- 2020, Maj8 - 19
- 2020, Kwiecień5 - 23
- 2020, Marzec1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień3 - 2
- 2019, Sierpień8 - 30
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec5 - 13
- 2019, Maj15 - 15
- 2019, Kwiecień14 - 26
- 2019, Marzec8 - 18
- 2019, Luty6 - 11
- 2019, Styczeń5 - 12
- 2018, Grudzień3 - 6
- 2018, Listopad3 - 11
- 2018, Październik9 - 13
- 2018, Wrzesień13 - 13
- 2018, Sierpień16 - 34
- 2018, Lipiec16 - 13
- 2018, Czerwiec15 - 8
- 2018, Maj16 - 22
- 2018, Kwiecień13 - 16
- 2018, Marzec13 - 18
- 2018, Luty12 - 23
- 2018, Styczeń15 - 28
- 2017, Grudzień10 - 13
- 2017, Listopad10 - 11
- 2017, Październik11 - 8
- 2017, Wrzesień12 - 21
- 2017, Sierpień17 - 31
- 2017, Lipiec17 - 15
- 2017, Czerwiec14 - 20
- 2017, Maj16 - 18
- 2017, Kwiecień13 - 10
- 2017, Marzec13 - 14
- 2017, Luty1 - 3
- 2017, Styczeń5 - 11
- 2016, Grudzień5 - 3
- 2016, Listopad2 - 1
- 2016, Październik5 - 2
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 21
- 2016, Lipiec18 - 7
- 2016, Czerwiec21 - 21
- 2016, Maj21 - 37
- 2016, Kwiecień19 - 20
- 2016, Marzec17 - 32
- 2016, Luty15 - 10
- 2016, Styczeń7 - 12
- 2015, Styczeń6 - 21
- 2014, Grudzień2 - 6
- 2014, Listopad2 - 6
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień7 - 0
- 2014, Sierpień6 - 12
- 2014, Lipiec18 - 9
- 2014, Czerwiec17 - 23
- 2014, Maj22 - 26
- 2014, Kwiecień16 - 65
- 2014, Marzec14 - 61
- 2014, Luty15 - 40
- 2014, Styczeń4 - 11
- 2013, Grudzień4 - 4
- 2013, Październik7 - 2
- 2013, Wrzesień9 - 1
- 2013, Sierpień16 - 12
- 2013, Lipiec27 - 67
- 2013, Czerwiec16 - 11
- 2013, Maj13 - 6
- 2013, Kwiecień13 - 4
- 2013, Marzec4 - 6
- 2013, Luty2 - 2
- 2013, Styczeń2 - 5
- 2012, Grudzień3 - 6
- 2012, Listopad3 - 6
- 2012, Październik4 - 7
- 2012, Wrzesień17 - 27
- 2012, Sierpień17 - 16
- 2012, Lipiec17 - 37
- 2012, Czerwiec20 - 45
- 2012, Maj20 - 41
- 2012, Kwiecień18 - 57
- 2012, Marzec17 - 67
- 2012, Luty11 - 23
- 2012, Styczeń10 - 18
- 2011, Grudzień10 - 17
- 2011, Listopad6 - 10
- 2011, Październik9 - 16
- 2011, Wrzesień16 - 37
- 2011, Sierpień20 - 31
- 2011, Lipiec16 - 13
- 2011, Czerwiec20 - 24
- 2011, Maj19 - 15
- 2011, Kwiecień14 - 20
- 2011, Marzec2 - 0
- 2011, Luty1 - 3
Nad morze 'na raz', Poznań> Kołobrzeg
Piątek, 17 sierpnia 2018 · dodano: 22.08.2018 | Komentarze 7
Piątek oraz sobota były przeze mnie od jakiegoś czasu mocno wyczekiwane- a to dlatego, że czekała mnie w te dni najdłuższa i najcięższa jazda jaką do tej pory miałem zaliczyć. Dokładnie to zgadałem się z Kubą na wspólny wypad nad morze- po dogadaniu terminu, obmyślaniu miejsca docelowego i zakupu biletów na pociąg powrotny można było się przygotować i jechać. W piątkowy wieczór po pracy miałem dojazd PKP do Poznania, z dworca Garbary rzut beretem na spotkanie z Kubą, chwilka przygotowań i ok. 20:30 wyruszyliśmy na podbój polskiego kawałka Bałtyku. Początek mieliśmy przez okołopoznańskie miejscowości- Koziegłowy, Czerwonak, Owińska do Murowanej Gośliny. Miejscami jechaliśmy dosyć ruchliwą główną drogą- na szczęście mieliśmy mocne i bardzo widoczne lampki, więc jazda przebiegała w porządku. Z Murowanej obraliśmy kierunek Rogoźno i dalej Margonin. Jadąc jedynie o świetle lampek klimat był niesamowity- wszystko robi diametralnie inne wrażenie niż za dnia. Cała masa latarni, oświetlonych budynków itp. daje całkiem inne doznania podczas pokonywania kolejnych kilometrów. Najlepszy tego przykład mieliśmy w okolicach Margonina- gdzie wszędzie na horyzoncie było widać świecące na czerwono elektrownie wiatrowe- tamtejsza farma wiatrowa liczy ok. 60 wiatraków więc widok na nie był wręcz kapitalny. Za Margoninem czekała nas jazda doliną Noteci- tu zastaliśmy ożywcze chłodniejsze powietrze, od razu jechało się nieco lepiej ;). Pierwszą krótką przerwę na małe jedzenie zrobiliśmy ok. 97 km w miejscowości Wysoka- szybko uzupełniliśmy nieco kalorii po czym ruszyliśmy dalej. Przed nami była Krajenka (112 km) i dłuższy postój. Były bułki, tradycyjne i obowiązkowe banany oraz kawa. Po takim posiłku ciężko było się ruszyć z ławki ;). W samej Krajence wstąpiliśmy jeszcze na stację- musiałem uzupełnić bidony. Po tym czekało nas 18 km dojazdu do pierwszej ciekawszej atrakcji na trasie- mostu kolejowego nad rzeką Gwda w Jastrowiu. Owy most został wybudowany w 1914 roku i został wysadzony przez wojska niemieckie w 1945 roku. Od tego czasu jest przekrzywiony na jedną stronę a tory już dawno są rozebrane. I skubany nocą robi potworne wrażenie zarówno z nasypu stojąc bezpośrednio przed nim jak i stojąc na dole obok niego- przyznam, że wychodząc zza betonowej podpory mostu i widząc tego przechylonego żelaznego kolosa to aż się go przestraszyłem w pierwszej chwili ;). Z Jastrowia mieliśmy dłuuugą jazdę asfaltem- tu już zmęczenie i brak snu zaczął mi mocno doskwierać- momentami wręcz oczy mi się same zamykały- mimo to trzeba było twardo kręcić. Kolejnym ciekawym punktem na trasie była poradziecka osada w środku lasu- Kłomino. Obecnie z tego „miasta- widmo” niewiele już zostało- jakieś 5 budynków w tym 2 zrujnowane bloki, ale i tak warto było tu zajechać. Z Kłomina kierunek Borne Sulinowo- po drodze odbijamy z drogi, by zobaczyć tamę na rzece Piława- dosyć ciekawie się prezentuje. W Bornem zrobiliśmy mały objazd, zahaczyliśmy o zabytkowy czołg i wstąpiliśmy na kawę z jakiejś budki. Podczas delektowanie się porcją kofeiny co chwila obok przejeżdżały militarne pojazdy- taki urok miasteczka- akurat miał miejsce zlot wielbicieli takowych wehikułów więc multum tego nas mijało :). Z Bornego Sulinowa stopniowo zaczynał się najtrudniejszy etap wyprawy. W zasadzie do Połczyna jakiejś tragedii nie było (w mieście odwiedziliśmy sklep na poranne zakupy), ale dalej to już było nieciekawie. I to w moim przypadku głównie przez widok przed sobą- ponownie same długie asfalty, które nie miały zamiaru się kończyć- w końcówce to już mnie denerwowały :D. Za to zmęczenie trasą całkowicie ustąpiło (choć możliwe, że byłem tak zmęczony, że już nic wtedy nie czułem- trudno mi konkretnie określić ;) ). I w końcu oczom ukazał się znak z nazwą „Ustronie Morskie”- zostało przecięcie drogi krajowej, trochę asfaltu i zobaczyliśmy Bałtyk! Byłem w tym momencie niesamowicie zadowolony z tego wyczynu- ponad 300 km na liczniku, 16 godzin jazdy, ogromny wysiłek, ale warto było się męczyć dla takiej chwili. I kolejne „rowerowe marzenie” zrealizowane :).W Ustroniu zrobiliśmy długi odpoczynek po czym pokręciliśmy się po Kołobrzegu i skierowaliśmy się na dworzec, z którego po 19 odjeżdżał nasz pociąg.
I tak jak z początku pisałem- to była najcięższa jazda jaką do tej pory zrobiłem. I to wcale nie przez dystans, lecz przez zmęczenie i brak snu. Jednak jestem ogromnie zadowolony, że dałem radę to przejechać :).
Wysadzony most nad Gwdą
Jeden z bloków w "mieście- widmo"- Kłominie
A ten jest zamieszkany
Tama na rzece Piława
Dwa czołgi obok siebie :)
Za Połczynem mieliśmy niemal górskie widoczki :)
Wreszcie po długim tripie zameldowaliśmy się nad morzem!
Molo w Kołobrzegu
Latarnia w Kołobrzegu
Kategoria >200 Km, Z towarzystwem
Wstrzymać słońce, ruszyć ziemię czyli Gniezno- Toruń
Środa, 15 sierpnia 2018 · dodano: 16.08.2018 | Komentarze 5
Środę wolną od pracy musiałem wykorzystać w jedyny słuszny sposób- oczywiście na rowerze kręcąc kolejne kilometry. Wtorkowy wieczór intensywnie myślałem gdzie by się udać- miałem z tym sporo kłopotu. Bo totalnie nie miałem ochoty jechać w miejsca, w których byłem kilka dni temu. Na mocny trening też nie miałem chęci- bardziej na długi dystans i całodzienny trip. Nagle w głowie zaświeciła mi lampka- dlaczego nie wybrać się do miasta, do którego mam zamiar jechać od chyba 4 lat i zawsze było mi nie po drodze. Zobaczyłem mapę, wyrysowałem trasę i byłem gotów by jechać. Owe miasto to polska stolica pierników i miasto Mikołaja Kopernika- oczywiście mowa o Toruniu. Początek miałem identyczny jak w sobotę- przez Wierzbiczany, Trzemeszno, Duszno do Mogilna. Za Mogilnem zaczęły się nieznane dla mnie drogi- w większości asfaltowe, choć zdarzało się jechać leśnymi ścieżkami czy też szutrem. Droga do Janikowa poszło w miarę szybko i sprawnie. Widoki miałem typowe dla tamtych rejonów- po jednej stronie hałda, po drugiej pola i kominy. Przed Janikowem czekał mnie oczywiście przejazd nad jeziorem Pakoskim- niezmiennie ten widok robi wrażenie. Przez Janikowo przejeżdżam dość szybko- z jednym krótkim postojem przy zakładach „Janikosoda”, by dalej skierować się do Inowrocławia. Tu czekała mnie jazda ścieżką wzdłuż torów kolejowych- całkiem przyjemna ;). Ścieżką tą dojechałem do parku solankowego i tamtejsze tężnie. Przy nich urządziłem nieco dłuższą przerwę na uzupełnienie spalonych kalorii i inhalacje solankowe- czuć było zupełnie inne powietrze w otoczeniu tężni. Z Inowrocławia to już miałem całkowicie nieznane mi drogi- najpierw do Gniewkowa i dalej lasami do Suchatówki. Tu wstąpiłem na stację benzynową by uzupełnić bidony- przy stacji na trawniku stał mały samolot, zdjęcie musiało być ;). Tu musiałem też nieco zmienić końcowy etap dojazdu do Torunia. Do lasu- którym miałem jechać- był niestety zakaz wjazdu i to w każdej jednej ścieżce do niego prowadzącej. Stwierdziłem, że to chyba jakieś poważne zakazy, więc odpuściłem. Za to ze stacji wynalazłem 2 km singielka w lesie- jechało się nim naprawdę przyjemnie, ale niestety się skończył i byłem zmuszony 5 km pokonać dość ruchliwą DK 15. To mi się zupełnie nie uśmiechało, ale co zrobić- miałem tylko nadzieję, że żadne auto mnie nie zmiecie z drogi. Po tym dość nieprzyjemnym kawałku ponownie wskoczyłem do lasu, którym dojechałem do Małej Nieszawki i następnie do Torunia. A w mieście na początek udałem się na punkcik widokowy przy Wiśle. Widać z niego sporą część Starego Miasta- z okazałymi zabytkowymi murami i kościołami na czele- robi spoko wrażenie, podobało mi się bardzo. Dalej przejazd mostem nad rzeką, trochę pokręciłem się po starówce. Na rynku wuchtę wiary, że ciężko się poruszać tam rowerem- szybkie fotki i ewakuowałem się w kierunku kolejnych punktów do zaliczenia. Była wśród nich Krzywa Wieża- i też robi wrażenie takie odchylenie od pionu w dodatku w otoczeniu starych murów ;). Kolejnym punktem do zobaczenia był stadion żużlowy „Motoarena”. Trochę pokręciłem się przy nim szukając przy tym jakiejś otwartej bramy, by spojrzeć również jak wygląda w środku. Znalazłem jedną jedyną otwartą na tyłach i oczywiście wjechałem do środka (trochę strachu miałem czy ktoś tam pilnuje, ale nikogo nie było). Porobiłem kilka zdjęć, popatrzyłem jeszcze z zewnątrz by nacieszyć oczy widokiem pięknego stadionu (gdybym choć trochę nie interesował się żużlem pewnie aż tak wielkiego wrażenie ten obiekt by na mnie nie zrobił, ale że się interesuję to on jest dla mnie cudowny ;) ). Spod stadionu ruszyłem w drogą na dworzec- zahaczyłem jeszcze o Planetarium, bulwar nad Wisłą (również wuchta wiary i szybka ewakuacja była) oraz ruiny Zamku Dybowskiego. Na dworcu zakup biletu, kawa i nieco czekania miałem. Za to pociąg do Gniezna miałem pierwsza klasa, czysty wagon, miejsce do powieszenia roweru, klimatyzacja… Full wypas :). W Gnieźnie zameldowałem się ok. 21. Czyli wyszedł świetny całodzienny trip z fajnymi miejscówkami po drodze, dawno takiego nie robiłem i cieszę się bardzo, że ruszyłem zadek i pojechałem w nieznane ;).Jezioro Pakoskie
Zakłady "Janikosoda"
Opuszczona kolejowa wieża ciśnień w Inowrocławiu
W końcu u celu ;)
Widok na starówkę
Krzywa wieża
Przy galerii handlowej spotkałem takie auto- chyba z jakiegoś filmu ;)
Stadion żużlowy "Motoarena"
Planetarium
W banie do Gniezna full komforcik ;)
Znów kilka minut nakręciłem
Kategoria 150-200 Km, Po Kujawsko- Pomorskim
81.63 Km
50.00 Km teren
03:26 H
23.78 km/h
Bike: Peak
Przez Promno do Pobiedzisk
Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 3
Dziś jazda z cyklu "gdzie rower poniesie". Z Gniezna do Gębarzewa, odbicie na Pawłowo. Tu skręciłem w las z myślą- zobaczę gdzie wyjadę. Jechało się bardzo przyjemnie leśnymi ścieżkami wśród drzew, przy pięknym słońcu i słysząc tylko ćwierkanie ptaków oraz szum napompowanych Maxxisów ;). Napawając się tymi okolicznościami nawet nie zorientowałem się jak mijały kolejne kilometry i wyjechałem w Jeziercach. Tam skierowałem się w stronę wąwozu w Nowej Górce- był zjeździk, podjeździk i wyjazd na kawałek asfaltu w Kociałkowej Górce. Tu już tradycyjnie odbicie w ścieżki PK Promno. Na wjeździe zadzwoniłem do Grigora- kręcił w okolicach Wierzenicy z Anią, chwilę pogadaliśmy, przy okazji polecił mi dobrą budkę z lodami w Pobiedziskach- Pozdro!. Po skończonej rozmowie pokręciłem jeszcze po Promnie, wyjechałem na szosę Pobiedziska- Kostrzyn i pojechałem na polecone lody- no i rzeczywiście były spoko- dzięki Grigor za wskazanie miejscówki! Z miasta wymyślałem trasę, by mieć mało asfaltu i dużo terenu- dojazd do Gołunina "po szarym", skręt w teren- przebijanie się szutrem i po łące do Imielna. Dalej Chwałkówko, odbicie w las i przez Przyborowo oraz Mnichowo do Gniezna.Takie drogi towarzyszyły mi przez większość dzisiejszego wyjazdu
Czasami trzeba było omijać "atrakcje"
Przerwa na ochłodę
Rowerem da się nawet po łące! :)
Kategoria 50-100 Km
80.36 Km
30.00 Km teren
03:37 H
22.22 km/h
Bike: Peak
Sobotnie 80 km z kilkoma atrakcjami
Sobota, 11 sierpnia 2018 · dodano: 12.08.2018 | Komentarze 5
Plan na dzisiejszą jazdę zakładał nieco dłuższego tripa. Trochę główkowania było, bo nie chciałem za bardzo znów jechać po odwiedzanych przed chwilą miejscach- ostatecznie padło na jazdę przy granicy Wielkopolski i Kujawsko- Pomorskiego i zaliczenie kilku ciekawszych miejsc. Z początku czekała mnie jazda przy obwodnicy Gniezna aż do Jankowa. Przejazd przez tradycyjne w tym miejscu pagórki odpuściłem, gdyż dziś nie były one zupełnie jakimkolwiek celem. Przejechałem wszystko górą i skierowałem się w stronę Trzemeszna. Tam było sporo asfaltu oraz przejazd ścieżką wzdłuż 'krajówki'- ową ścieżką jeżdżę bardzo rzadko, ale przyznaję, że jest nawet w porządku wybudowana. Z Trzemeszna to dojazd do Kierzkowa, skręt w kierunku Wydartowa, by po chwili wjechać w terenowy wariant dojazdu do wieży widokowej w Dusznie. Szczęście dopisało- nikogo poza mną nie było więc miałem błogą ciszę i spokój. Korzystając z tych okoliczności w spokoju urządziłem postój, wszedłem na wieżę i porobiłem zdjęcia. Z punktu widokowego czekał mnie zjazd do miejscowości Izdby, by z niej miłym szuterkiem oraz asfaltem dojechać do drugiego celu tripu, czyli Mogilna. Tu tradycyjnie już trochę pokręciłem się po parku, zajechałem nad tutejszą fontannę i zaliczyłem przerwę na lody z okienka ;). Z miasta pojechałem na ostatni zaplanowany punkt tripu- most kolejowy w Żabnie. Na nim nic się nie zmieniło- jak był tak jest, jedynie krzaków jakby trochę więcej. Obszedłem go w jedną i drugą stronę i trzeba było wracać do Gniezna. Trasa ułożona tak, by ominąć ruchliwą DK 15- Wylatowo, Popielewo, Zieleń, Trzemeszno. Z Trzemeszna miałem sporo terenu- aż do Wierzbiczan, a stąd już asfaltem do Gniezna. W zasadzie powrót od Mogilna to uciekanie przed deszczem. Jeszcze gdy tam byłem zaczęły napływać ciemne chmury- ucieczka była udana aż do wjazdu do Gniezna. Wtedy opad mnie dorwał- krótko bo jakieś 5 minut a i tak zmoczył mnie dość mocno.Zakład "Paroc" w Trzemesznie
Wieża w Dusznie
Jezioro mogileńskie
Most kolejowy w Żabnie
Takie chmury towarzyszyły mi przez większość powrotu
Coś tam przy okazji nakręciłem- pierwszy raz nagrywałem sam siebie więc proszę o wyrozumiałość :)
Kategoria 50-100 Km, Po Kujawsko- Pomorskim
Popracowa trzydziestka + mały teścik
Środa, 8 sierpnia 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 1
Jak sam tytuł wskazuje po 19 wyjechałem na objazd okolic. Bez szaleństw, zahaczyłem o Jankowo, Wierzbiczany, Krzyżówkę i Lubochnię. Mimo późnej pory było bardzo ciepło- aż momentami zbyt ciepło. Tytułowy teścik to pierwsza jazda na nowej zmieniarce z tyłu- nabyłem nowiutkiego XT- ka serii 772- żeby pasował do manetek ;). Jeszcze minimalnie muszę podregulować, żeby było idealnie, ale pierwsze odczucie bardzo spoko. Przerzutka jest bardzo sztywna i zmienia biegi od razu po kliknięciu- zero zastanawiania się przy tym. Fajnie ;)Oto nowy sprzęt odpowiedzialny za skakanie po kasecie ;)
Kategoria <50 Km
Powrót do płaskiego kręcenia
Niedziela, 5 sierpnia 2018 · dodano: 07.08.2018 | Komentarze 3
Po powrocie z gór czas na ponowne kręcenie po naszej pięknej Wielkopolsce. Poranny wyjazd (po 8) z Maciejem- godzina startu spoko, bo nie kręciliśmy w największym upale. Zrobiliśmy pętelkę przy S5, Czerniejewo, Niechanowo i powrót. Podczas dzisiejszego wyjazdu zaskoczył mnie brak typowego objawu powrotu po górach- jechało się całkiem przyjemnie i bez narzekania "jak tu płasko" :).Warte odnotowania jest kilka cyferek z górskiego urlopu:
- zaliczone 4 tripy (w tym jeden ponad 100 km)
- 24 godziny w siodełku
- przekręcone 324.31 km
- podjechane 8944 m przewyższeń
Urlop w pełni udany, giry miały co robić a oczy rejestrowały każdego dnia ekstra widoczki podczas niezliczonej ilości podjazdów, zjazdów i wizyt na kilku szczytach.
Kategoria 50-100 Km, Z towarzystwem
Ostatni beskidzki trip
Piątek, 3 sierpnia 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 3
Na ostatnią górską jazdę zaplanowaliśmy nieco mniejszy dystans- koło 50 km przy okazji zdobywając dwa okoliczne szczyty- Stożek oraz Czantorię. Mieliśmy z początku asfaltowe napieranie pod górę, super górskie szuterki, jeszcze lepsze i co najważniejsze- przejezdne- ścieżki z mnóstwem kamieni (naturalne rockgardeny :) ). Po zdobyciu Stożka czekał nas przyjemny zjeździk do czeskiej mieścinki Nydek- oczywiście przyjemnym czeskim szuterkiem. Z tej miejscowości mieliśmy już podjazd na Czantorię. A był on chyba najcięższym podjazdem ze wszystkich dni. Niby miał tylko 4 km, ale zaczynaliśmy z pułapu +/- 400 m a kończyliśmy na 950. Jednym słowem- ścianka bez końca, choć podjeżdżalna w pełni. Po drodze były ze dwa postoje, w tym jeden na zatankowanie bidonów z górskiego źródełka ;). Po ukończeniu tego wymagającego podjazdu urządziliśmy przerwę przy schronisku na zasłużone piwo- nie powiem, bo z myślą zimnego browarka na górze podjeżdżało się trochę lepiej :). Po odpoczynku zaliczyliśmy właściwy szczyt Czantorii z wieżą widokową- wiary wuchta i do tego wejście na górę płatne więc czym prędzej ruszyliśmy w dół. Trochę po korzeniach i kamlotach, trochę po stoku narciarskim zjechaliśmy do Ustronia, zatrzymaliśmy się na małe zakupy w Lidlu i pojechaliśmy do Wisły. A stamtąd to już znane asfalty, ponowny podjazd pod prezydencki zameczek i zjazd żółtym szlakiem do Istebnej. Zgodnie stwierdziliśmy, że dzisiejsza jazda była zdecydowanie najlepsza z tygodnia- wreszcie było dużo jazdy a mało prowadzenia więc trip przyniósł duużo frajdy ;).Gdzieś wysoko przy czeskiej granicy
Naturalne kamieniste ścieżki- udało się sprawnie przejechać :)
Stożek zdobyty!
Wspólna fotka na tle gór musiała być
Podjazd na Czantorię- non stop ciężka ścianka
Przy schronisku zimny browarek czekał :)
Czantoria zdobyta!
Prezydenckie rezydencje w Wiśle
Napotkaliśmy pięknie utrzymanego polskiego klasyka :)
Na koniec mieliśmy trochę zabawy na tych hopkach
Kategoria 50-100 Km, Z towarzystwem
Górska stówka
Czwartek, 2 sierpnia 2018 · dodano: 03.08.2018 | Komentarze 2
Plan na dzisiejszy dzień był prosty i zawierał się w trzech punktach:1. Zrobić górskie „ponad 100 km”
2. Odwiedzić Żywiec
3. Kupić tam zapasowy hak przerzutki.
Dla odmiany dzisiaj jechałem sam, gdyż Jacek wybrał się na szosowanie- również machnął ponad stówkę. Poprzedniego wieczoru zaplanowałem i wyrysowałem sobie orientacyjnie trasę, załadowałem do telefonu i mogłem ruszać. Na początek ponowne zdobycie Baraniej Góry i w dużej mierze podobną trasą- różnicę miałem w odwiedzonych szlakach (dziś żółty, dalej czerwony i zielony). I ponownie miałem sporo prowadzenia zarówno na Baranią jak i dalej na Skrzyczne- efekt był taki, że przez 3,5 godziny przejechałem i przeszedłem ledwo nieco ponad 30 km, do tego w pełnym słońcu. Nic to, zacisnąłem zęby i w końcu dotarłem na Skrzyczne. A na tamtejszym szczycie wuchta wiary w schronisku więc tylko zrobiłem kilka zdjęć i miałem zamiar ewakuować się niebieskim szlakiem. Jak się okazało był to oczywiście szlak pieszy po tradycyjnych w tych okolicach wielkich kamulcach- znów nic przyjemnego. Po dłuższej chwili prowadzenia napotkałem turystów, zamieniliśmy parę słów i zasugerowali mi odbicie od szlaku i jazdę szuterkiem w dół do asfaltu. Tak też zrobiłem i zaliczyłem całkiem przyjemny agrafkowy zjeździk do mieściny Skrzyczne. Stamtąd to już 100% asfaltu do Żywca, wizyta w rowerowym po zapasowy hak, zjazd na plażę (uzupełnianie picia w bidonach oraz zimne piwo). Po tym zajechałem jeszcze do parku zamkowego, gdzie urządziłem przerwę na bułkę i skierowałem się ku wylotowi z miasta. Miałem dobrych kilka (naście) kilometrów dość ruchliwą asfaltówką aż do Węgierskiej Górki. Zaraz po wjeździe do owego miasteczka przy sprawdzaniu mapy telefon upadł mi na asfalt- na szczęście działał, tylko zbiła się szybka- trudno, swoje już u mnie przeszedł ;). Dalej miałem zamiar trzymać się czerwonego szlaku. I początek wyglądał obiecująco- był długi i momentami stromy podjazd, ale dało się jechać. Po chwili trafiłem na odcinek, którego przejechać się nie dało więc odbiłem przyjemną szutrówką prowadzącą nieco dookoła i kolejne metry w pionie zaliczone. No i po kolejnych minutach ponownie moim oczom ukazał się widok czerwonego prostokąta na drzewie i niespodzianka- znów nie nadającego się do jazdy. Miałem już serdecznie dość spacerów jak na jeden dzień więc podjąłem decyzję o całkowitej zmianie dojazdu do Istebnej. Z początku zjeździk kolejnym dziś górskim szuterkiem do Zlatnej, odbicie na Kamesznicę. W owej miejscowości napotykam konkretną i bardzo długą asfaltową ściankę podjazdową (zresztą Jacek również ją dziś podjeżdżał). Podjazd liczył coś ok. 7 km z maksymalnym nachyleniem ok. 18%. Szczerze to na tym podjeździe większa rolę grała głowa niż siła w girach- gdy już się wydawało, że to koniec za zakrętem wyrastało jeszcze więcej przewyższenia- dwa razy musiałem stanąć by chwilę odsapnąć. Za to satysfakcja z podjazdu zostanie na długo ;). Po owym podjazdowej masakrze czekała mnie już prosta droga do noclegowni z przyjemnym zjazdem do samej Istebnej.
Trip pomimo sporej ilości spacerów i momentami poważnymi spadkami chęci do wszystkiego uważam za udany. Wszystkie postawione cele zrealizowałem i wykręciłem pierwszą w życiu górską stówkę- spoko uczucie ;)
Miałem spacer po korzonkach...
...i po bagienku ;)
Wieża na Skrzycznym
Tam w dole to Żywiec i tamtejsze jezioro
Na widok tego znaku przed widocznym "podjeździe" z bruku palnąłem śmiechem :)
Jedne z wielu ekstra widoczków tego dnia
Kategoria 100- 150 Km