Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100- 150 Km

Dystans całkowity:10827.50 km (w terenie 3969.00 km; 36.66%)
Czas w ruchu:502:11
Średnia prędkość:21.56 km/h
Maksymalna prędkość:70.28 km/h
Suma podjazdów:16315 m
Maks. tętno maksymalne:184 (94 %)
Maks. tętno średnie:142 (73 %)
Suma kalorii:78296 kcal
Liczba aktywności:91
Średnio na aktywność:118.98 km i 5h 31m
Więcej statystyk
137.90 Km 40.00 Km teren
06:38 H 20.79 km/h
  • 43.38 km/h Max
  • HRmax 179 ( 89%)
  • HRavg 119 ( 59%)
  • Kalorie 2987
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Śnieżycowy Jar

    Sobota, 19 marca 2016 · dodano: 19.03.2016 | Komentarze 2

    Plan na dzisiejszy trip zrodził się już właściwie pod koniec stycznia, gdy napomknąłem Kubie, że trzeba się wybrać właśnie do Śnieżycowego Jaru zobaczyć kwitnącą śnieżycę. I nareszczcie nadszedł ten wyczekiwany przez nas dzień. Gnieźnieńskiemu oddziałowi Bikestats przypasował termin, w rezerwacie spodziewali się wysypu śnieżyc- więc dzień zabukowaliśmy wprost idealny :). Zbiórka zgodnie z tradycją na Wenecji i w składzie Pan Jurek, Kuba, Marcin i ja po 9 ruszyliśmy ku celu tripu. Początkowe kilometry to jazda serwisówką S5, Dziekanowice, Lednogóra, Latalice, Berkowo (gdzie z ogarniającej nudy postanowiliśmy pobawić się w rowerową odmianę berka :D), Sroczyn i Dąbrówka Kościelna. Czyli do tego momentu jechaliśmy po znanych asfaltach i czas mijał na przeróżnych żartach, pogawędkach i tym podobnych sprawach. Na końcu Dąbrowki Kościelnej urządziliśmy mały postój na herbatę/ kawę/ jedzenie po czym zaczęliśmy pomykać dużo ciekawszymi traktami Puszczy Zielonki. Jak to zawsze bywa jazda nimi sprawia mi ogromną radość i nie inaczej było również tym razem- po prostu uwielbiam ten teren ;). Z Dąbrówki skierowaliśmy się do Głęboczka, gdzie focimy opuszczoną chatę- jeszcze 2 lata wstecz można było spokojnie ją zeksplorować, teraz zastaliśmy wokół niej ogrodzenie. Z Głęboczka przez Boduszewo trafiliśmy do Murowanej Gośliny- tu odwiedzamy cukiernię oraz spożywczaka kupując zapas prowiantu na całą dalszą część tripu. Z miasta przez Raduszyn i Mściszewo dotarliśmy już do głównego celu dzisiejszego wypadu. Już na wjeździe zastajemy tłumy ludzi- sporo przyjechało obejrzeć kwitnące śnieżyce. A w rezerwacie widoki piękne- gdzie się nie obejrzeć wszędzie jest biało. Przyznaję, że tworzy to jedyny, niepowtarzalny klimat ;). Oczywiście wykonujemy dokumentację fotograficzną na pamiątkę i przebijamy się przez te tłumy osób w kierunku wyjazdu. I na wyjeździe zaliczyliśmy zupełnie niespodziewane spotkanie z Rolnikiem- wielkie Pozdro Mateusz. Chwilę pogawędziliśmy i ruszyliśmy w kierunku Gniezna. Z rezerwatu powrót do Murowanej identycznie przez Mściszewo i Raduszyn. Dalej zgodnie z wyrysowanym przez Kubę śladem do Kamińska i wspaniałymi leśnymi duktami do Zielonki. Tutaj standardowo na miejscu postojowym dłuższa pauza na szamę, herbatę i kawę z termosu. No i podczas przerwy pogoda dopisała bo słońce przebijało się przez chmury i fajnie ogrzewało ;). Pojedli, popili i czas w drogę. Z Zielonki Traktem Bednarskim do Bednar, Krześlice, Węglewo do Lednogóry. Tam też organizowaliśmy krótką przerwę przy brzegu jeziora. Do Gniezna kierujemy się częściowo ciągiem chodnikowym przy dawnej krajówce na Poznań i częściowo serwisówką S5. Na wjeździe żegnamy się z Panem Jurkiem oraz Kubą, a wraz z Marcinem jedziemy jeszcze kawałek do torów, skąd już sam śmigam do domu.


















































    118.96 Km 40.00 Km teren
    06:08 H 19.40 km/h
  • 42.97 km/h Max
  • HRmax 180 ( 89%)
  • HRavg 121 ( 60%)
  • Kalorie 2882
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Trzy mosty kolejowe

    Poniedziałek, 14 marca 2016 · dodano: 16.03.2016 | Komentarze 3

    Kolejny trip z cyklu "poniedziałkowe 100+", Kuba zarzucił pomysł na trasę, w Skorzęcinie dogadaliśmy szczegóły- wybraliśmy objazd trzech mostów kolejowych ulokowanych na nieczynnych już liniach i też okazało się, że pojedziemy większą ekipą- Maniek i Sebek również byli chętni na dzisiejszy wypad. Zbiórka- nie psując naszej zacnej tradycji- na Wenecji, gdzie stawili się Kuba i Marcin. Początkowa jazda przez Lubochnię, Krzyżówkę do Ostrowitego Prymasowskiego- gdzie zgarniamy Sebastiana i Mariusza i odtąd kręcimy pięcioosobową załogą. Najpierw przez Słowikowo, przyjemnym terenem dojechaliśmy do Kamieńca. Tutaj zjeżdzamy nad jezioro, gdzie pomykamy jego brzegiem po dość fajnym singielku ;). Zostawiliśmy jezioro Kamienieckie za sobą i udaliśmy się ku kolejnemu małemu jeziorku w lesie, gdzie urządziliśmy przerwę na herbatę, kawę i strawę. Po napełnieniu żołądków udaliśmy się w dalszą droge ku pierwszemu dziś mostu. Z początku mykanie terenem przez Huby Myślątkowskie do Kamionka- stąd kawałek asfaltem do nieużytkowanej linii kolejowej Orchowo- Mogilno. Tutaj wprowadzamy rowery nasypem na tory i środkiem torowiska, po podkładach dotarliśmy do mostu. Trzeba przyznać, że każde kolejne przejście nim sprawia coraz mniej trudności, ale i tak spoglądanie w dół i wysokość robią spore wrażenie. Dalsza jazda ponownie torowiskiem do Marcinkowa, gdzie musimy rowery wprowadzić stromą skarpą na asfaltowy dywan. Kolejno przez Gębice i polnymi duktami- ominęliśmy dzięki temu krajową "15”- do Kwieciszewa, gdzie zrobiliśmy wymuszony postój na serwis przebitej dętki u Kuby. Po łataniu pokręciliśmy do Kunowa na drugi most, do którego dojazd prowadzi singielkiem wzdłuż torów. Focimy jak i korzystając z wyjątkowo niskiego poziomu wody w jeziorze Bronisławskim schodzimy po śliskiej skarpie na dół. Po zwiedzaniu mostu cofnęliśmy się singielkiem do Kunowa i dalej przez Goryszewo udaliśmy się na ostatni dziś most w Żabnie. By do niego dojechać trzeba zjechać przy wiadukcie i kilkaset metrów przejechać polem po wertepach. Przy moście oczywiście fotki i przerwa na uzupełnienie kalorii. Tak zleciało kilka(naście) minut i ruszyliśmy już w drogę powrotną. Pomknęliśmy przez Wylatowo, Popielewo i Zieleń docierając przed Trzemeszno, gdzie pożegnaliśmy Sebka oraz Mańka i we trzech pognaliśmy w kierunku Gniezna. Droga wiodła przez Miaty, Wymysłowo, Lubochnię, Wolę Skorzęcką, Szczytniki- tu Kuba odłącza się od nas i ja dalej z Marcinem jedziemy prosto do miasta. Z kompanem żegnam się pod jego domem i sam już kręce do domu okrężną drogą przez Dalki.




























    146.93 Km 45.00 Km teren
    06:52 H 21.40 km/h
  • 51.62 km/h Max
  • HRmax 182 ( 90%)
  • HRavg 128 ( 63%)
  • Kalorie 4119
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Atrakcje Pałuk

    Poniedziałek, 7 marca 2016 · dodano: 09.03.2016 | Komentarze 0

    Plan na dzisiejszy trip zrodził się jak to zwykle bywa "na szybko" gdy Kuba dał znać, że pogoda na poniedziałek zapowiada sie spoko. Skoro miała dopisać i w zasadzie cały dzień był wolny więc uznaliśmy, że kolejny raz kręcimy dystans z cyklu "100+" :). W niedzielny wieczór zarzuciłem prosty plan- Piechcin i tamtejszy kamieniołom, na który Kuba przystał w ciągu jakichś trzech sekund :D. Do spółki z mapą udało mi się obmyślić alternatywny wariant trasy z dość sporą ilością terenowych ścieżek, jej koncept wysłałem kompanowi, on z kolei wyrysował go i wgrał w GPS i drogę mieliśmy już w całości przygotowaną. W poniedziałek krótko po 10:00 podjechałem do Kuby i wyruszyliśmy na podbój Pałuk. Początkowy etap to standardowe i znane rejony- Lasy Królewskie, Gołąbki i długi dojazd asfaltowym dywanem wśród lasu do Gąsawki. Przy wjeżdzie na samą dolinę Gąsawki mieliśmy dylemat czy zjeżdżać do niej, ale zgodnie uznaliśmy, że nie ma to większego sensu gdyż prawie na pewno utknęlibyśmy w sporym błocie. Z Gąsawki znaną i lubianą leśną drogą dotarliśmy do Chomiąży Szlacheckiej, gdzie właściwie rozpoczęliśmy owy alternatywną część trasy. Przebijaliśmy się zupełnie nieznanymi okolicami przez takie miejscowości jak Laski Wielkie, Annowo, Szczepankowo- skąd trochę bardziej wymagającym traktem pośród lasów i pól przebiliśmy się do wsi Szeroki Kamień. Tutaj Kuba stwierdził, że coś miękko mu się jedzie- jak się okazało w oponie zastaliśmy przebitą dętkę- więc mieliśmy 20 minut serwisu z widokiem wprost na hałdę :). Po załataniu myknęliśmy do samego Piechcina zahaczając market w miasteczku i od razu udaliśmy się do celu wyprawy- kamieniołom. Nie odbiegając od standardowej kolejności zwiedzania najpierw pojechaliśmy nad zalaną część i dalej na wyeksploatowany teren z wielką dziurą. Jadąc ten kawałek nieźle uwaliliśmy i rowery i buty mokrym wapieniem. Nad nieczynną częścią zorganizowaliśmy przerwę na napełnienie żołądków i oczywiście podziwianie krajobrazu. Latem wygląda to zdecydowanie lepiej, aczkolwiek dzisiejsza szaruga i mgiełka unosząca się w powietrzu rownież dawały niezły klimat ;). Po popasie pora "na koń" i do domu. Trasa powrotna to dzieło Kuby. Wyrysowana przez Radłowo, Rezerwat Mierucinek i Boguchwałę- ten odcinek to w zasadzie większość leśnych traktów i kręciło się przednio. Po drodze trafiliśmy na jakieś opuszczony dom pośrodku lasu. Ponowny wyjazd na asfaltowy dywan nastąpił w okolicy Broniewiczek i nim dojechaliśmy do Wszedzienia. Tutaj wypatrzyliśmy zupełnie przypadkiem budynek byłej stacji kolejowej- jak się okazało biegła tędy nieistniejąca już linia Barcin- Mogilno. Po obfoceniu ruszyliśmy przez Chałupska, Chwałowo jadąc obok jeziora Wiecanowskiego wyjechaliśmy na znane tereny w Wieńcu. Tamże ponownie złapaliśmy całkiem przyjemne leśne dukty i przebijając się przez Palędzie oraz Przyjmę dotarliśmy do ostatniej już atrakcji dzisiejszego tripu- wieży widokowej w Dusznie. Podjazd na szczyt Wału Wydartowskiego naprawdę konkretnie nas wypompował, więc pod wieżą obowiązkowa przerwa na herbatę z termosu, ciasteczka i nie zabrakło tradycyjnego wejścia na górę. Po postoju, z nowym zapasem sił skierowaliśmy się już w stronę Gniezna- przez Wydartowo, Kruchowo, Pasiekę oraz trzy Strzyżewa. A z Gniezna już rzut beretem do domu- dojechałem na resztkach sił po takim kilometrażu. 






































    119.77 Km 20.00 Km teren
    05:50 H 20.53 km/h
  • 33.27 km/h Max
  • HRmax 179 ( 89%)
  • HRavg 122 ( 60%)
  • Kalorie 2881
  • Bike: Lawinka

    Wkoło dwóch jezior PPK

    Niedziela, 28 lutego 2016 · dodano: 29.02.2016 | Komentarze 2

    Kuba dał mi znać, że pogoda na niedzielę zapowiada się bardzo w porządku i w sobotni wieczór ustaliliśmy że jedziemy. Założenie było w zasadzie jedno- zrobić minimum 100 km. Wyszedłem z propozycją objazdu jeziora Powidzkiego na co Kuba z chęcią przystał i wyrysował trasę tripu :). Zbiórka na Wenecji, gdzie oprócz Kuby stawił się też Pan Jurek i taką ekipą wyruszyliśmy na podbój okołopowidzkich terenów. Jakby wbrew prognozom aura z samego rana nie była bardzo miła- szaruga, brak słońca nie nastrajały pozytywnie. Początek to jazda przez Kędzierzyn, NWN i Sokołowo do Skorzęcina- gdzie obowiązkowy postój na molo. Dalej Wylatkowo i Przybrodzin. Tutaj urządziliśmy mały postój na żarełko na punkcie postojowym- standardowa lokacja na objeździe jeziora. Trasa wyrysowana przez Kubę nie pokrywała się w pełni z oficjalną wersją więc też mieliśmy dużo mniej asfaltów jak i jechaliśmy bliżej linii brzegowej. Kółko zaczęliśmy na dobrą sprawę w Ostrowie i po dotarciu tam rozpogodziło się i zza chmur wyszło przyjemnie przygrzewające słońce ;). Jechało się bardzo przyjemnie po nieutwardzonych drogach i przy ciągłych rozmowach ;). Ponownie na asfaltowy dywan wróciliśmy w Kosewie, czyli po mniej więcej 1/4 objazdu jeziora. Po drodze nierzadko naszym oczom ujawniały się piękne widoki, których nie mielibyśmy okazji zobaczyć jadąc oficjalną wersją szlaku. Po Kosewie kolejno Giewartów, Kochowo- tu obchodzimy cmentarz ewangelicki i mijając Polanowo lądujemy w Powidzu. Tu na Dzikiej Plaży rozsiedliśmy się na ławkach i urządziliśmy dłuższy popas ;). Przy okazji ustaliliśmy, że skoro wracamy przez Witkowo to wstąpimy do Glanca na drożdżówki. Jak powiedzieliśmy tak było i poprzez Wiekowo dotarliśmy na miejsce. Tutaj posililiśmy się owymi sznekami i udaliśmy się już w kierunku Gniezna jadąc przez Małachowo, Niechanowo i Goczałkowo. Na wjeździe do miasta musiałem odłączyć się od ekipy i nieco podgonić tempo bo początek pracy bardzo się zbliżał (wyrobiłem się praktycznie na styk). 



































    Na koniec aktualna fotka roweru- po zeszłorocznej zmianie tylnej przerzutki i niedawnej wymianie korby tak się prezentuje




    121.68 Km 35.00 Km teren
    05:35 H 21.79 km/h
  • 43.38 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Puszcza Zielonka/ Dziewicza Góra

    Niedziela, 7 lutego 2016 · dodano: 08.02.2016 | Komentarze 1

    Wzorem dnia poprzedniego wiadomość do Kubolsky'ego czy coś kręcimy. Na dobrą sprawę nie było dzisiaj w planach roweru, ale wyszło, że do pracy idę na 17, więc grzechem byłoby nie wykorzystać pięknej pogody i sporej ilości wolnego czasu. Kuba zarzucił pomysł, żeby pomknąć do Puszczy Zielonki- co było naprawdę dobrą ideą. Raz- że już bardzo dawno mnie tam nie było a dwa- po prostu uwielbiam ten rejon :). Tak więc spotkanie o 10 tradycyjnie już na Wenecji i bez zbędnego opierniczania się w drogę. Droga do Puszczy to w większości znane na wylot asfalty i mniejsze lub większe wioski- Łubowo, Lednogóra, Latalice, Krześlice, Wronczyn, Tuczno. Tutaj też wjazd na wspaniałe leśne dukty Zielonki- raj dla rowerzystów. Za każdym razem pomykając tymi ścieżkami mam szerokiego banana na twarzy i nie mam wogóle chęci wyjeżdżać z tego lasu :). W takich cudownych okolicznościach przyrody i przy cały czas przygrzewającym słońcu dotarliśmy do Zielonki, gdzie urządziliśmy pauzę na małą strawę i herbatę z termosu. Z Zielonki pokręciliśmy w kierunku Dziewiczej Góry, po drodze zahaczając o drzewo i tablicę upamiętniające dawny pożar lasu. Przed Dziewiczą zaczęły się podjazdy, które Kuba zaczynał przeklinać. W sumie nie powiem, bo ja również nieco się zmahałem na nich :D. Przy wieży robimy sobie popas i odpoczynek po górkach. Całkiem przyjemnie się siedziało, ale trzeba było szybko się zawijać, bo czas gonił a tempo mieliśmy naprawdę dobre- wręcz naszym starym wzorem "zapierdalaliśmy" :D. Z Dziewiczej przez Kicin, Mielno, Wierzonkę (pozdrówki Grigor) do Uzarzewa. Załapaliśmy się na przejazd straży pożarnej, ale żadnego pożaru nie udało się nam dostrzec. Z Uzarzewa kolejno Biskupice, Promno, Pobiedziska, Wierzyce i wzdłuż S5 do Woźnik. Tutaj rozstaję się z kompanem i gnam do domu wyszykować się do roboty. 

    Wyszedł nam super trip przy pięknej pogodzie jak na luty. No i konkretny dystans wleciał- pierwsze ponad 100 w tym roku :). Bardzo udany wyjazd, jestem mega zadowolony, oby jak najczęściej tak wychodziło!




























    125.21 Km 15.00 Km teren
    05:36 H 22.36 km/h
  • 70.28 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Mistrzostwa Polski XC Żerków 2014

    Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 02.08.2014 | Komentarze 0

    Podobnie jak w ubiegłym roku postanowiliśmy wybrać się obejrzeć Mistrzostwa Polski XC do Żerkowa. Ekipa gnieźnieńska niestety wyszła skromna, bo w osobach Marcina i mojej. Dojazd do Żerkowa w masakrycznym upale, powrót zresztą również taki sam. W pierwszą stronę w zasadzie trasa bez fajerwerków- przez Czerniejewo, Wrześnię, Miłosław, Czeszewo i Żerkowsko- Czeszewki Park Krajobrazowy do Żerkowa. Jedyna atrakcja na trasie to przeprawa promem w Czeszewie :). W miasteczku zawodów wypatruję stoisko Superiora i udaje mi się wziąć na jazdę testową karbonowy sprzęt na 27.5 calowych kołach- Sup XP967 z kolekcji na 2015 rok. I to jest fantastyczna maszyna- czuć tę lekkość od pierwszego kopa w pedały. Zupełnie inaczej się jedzie niż na Alu- jakoś tak lepiej mi się śmigało :D. Po dobrym teście Supa powrót i spotkanie z Mikadarkiem, Benkiem i Krajkiem. Zrobiliśmy jeszcze obchód trasy, by zobaczyć ciekawsze fragmenty pętli- wyciśnięte z niej jeszcze więcej interwału, nowe fajne elementy dodane i „Szalony Drwal” inaczej pociągnięty- jak na moje łatwiejszy niż w zeszłym roku ;). Przed zawodami robimy jeszcze wspólne zdjęcie z Mają Włoszczowską ;). Później to już kibicowanie na pętlach zmieniając raz po raz miejscówkę dla urozmaicenia. Obejrzeliśmy wyścig elity kobiet i wraz z Marcinem udaliśmy się w powrotną drogę do Gniezna przy okazji dołączył do nas Uziel, który towarzyszył nam do Wrześni. Powrót asfaltowy przez Pyzdry i Wrześnię, jeszcze za Żerkowem robiąc mały postój na punkcie widokowym. Dystans powrotny poszedł znów w nieznośnym upale, takie temperatury do jazdy to zdecydowanie nie dla mnie, w pewnym momencie od tej spiekoty poczułem aż bóle głowy i musiałem zwolnić tempo jazdy. Ale wypad w miarę udany wyszedł :D.







































    101.80 Km 55.00 Km teren
    05:09 H 19.77 km/h
  • 47.85 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Po chynchach z klanem Horemskich :)

    Piątek, 20 czerwca 2014 · dodano: 20.06.2014 | Komentarze 6

    Na dzisiejszą jazdę ugadałem się z Asią i Marcinem- w planach było "tylko" jechać na kamloty w Górze :D. 
    Wyjazd na spotkanie przed 8 rano, żeby zdążyć na 9 na Pobiedziski rynek. Standard przez Czerniejewo, Wierzyce, Gołuń. W Gołuniu Sigma stwierdziła, że zaraz zabraknie jej prądu, co zakomunikowała obrazkiem końcówki baterii i napisem 'Low Power' lub też coś w tym guście :D. W Pobiedziskach spotkanie z przewodnikami tripu i w drogę. Początek kawałek drogą Pobiedziska- Kociałkowa i myk w las. Marcin miał rolę kierownika i jak przystało oprowadzał po super terenach. Szuterkami, piachami, ekstra singlami w Promnie nawet nie wiem kiedy zajechaliśmy do Jezierc nad jeziorka w lesie. Tu też przebijanie się przez jakieś single i krzaczory :D. Znad jezior kierunek Nekielka, przy okazji robiąc przerwę przy "Szwedzkim Okopie"- czyli pozostałością po grodzisku. Dalej przez Wagowo, wąwozik w Nowej Górce w okolice Kociałkowej. Stamtąd też jakimiś chynchami Seby i później trochę asfaltem do Góry i na kamloty. Tak się zastanawiałem co to są za kamienie, a one znane mi są z Ringu Poznańskiego. Fajnie się zjeżdża po nich, wszystko trzęsie- dobre uczucie ;). Po tym mokrymi kamolami pod górę, na Dębiniec i przez Kaczynę do Pobiedzisk. W czasie jazdy oczywiście jadaczki się nie zamykały jak starym przekupom na targu :D. Po tripie zostałem zaproszony i poczęstowany pyszną kawą- dzięki ;). No i również dzięki wielkie za poratowanie baterią do licznika. 
    Powrót do domu poszedł mega szybko z wiatrem w plecy przez Gołuń, Wierzyce, Przyborowo. No i 3 km przed domem złapał mnie mocniejszy deszcz, przez co wróciłem mokry ;). 

    Asia w chynchach ;)


    Kolejne chynchy na trasie :)


    A tak naginamy podjazd wąwozem




    Taka tam skarpa w Promnie


    "Szwedzki Okop"






    Kapliczka w Kaczynie



    118.94 Km 65.00 Km teren
    05:09 H 23.10 km/h
  • 56.22 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Znów konkret!

    Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 2

    Oj żesz Panie- dzisiaj miały być w miarę spokojne 4 godziny wytrzymałości, a wyszło inaczej ;). Już z rana obrałem cel Dziewicza Góra- ot, dawno nie byłem no i znów miałem wielką ochotę zmierzyć się z podjazdem Killerem :).
    Początek jazdy Pawłowo, Czerniejewo, Wierzyce. W Gołuniu chwila myślenia, czy skręcić w teren czy asfaltem do Pobiedzisk. Wybrałem teren ;). Ekstra się jechało, zjazd wąwozem fajnie wszedł, a na parkingu przy Brzostku wuchta aut- w sumie nie ma się dziwić w taki skwar. Wyjazd z PK Promno za Pobiedziskami i dalej Promno, Promienko i Biskupice. Tu pojechałem na Gortatowo i wyjechałem w Gruszczynie- była chwila odnajdywania dalszej drogi, bo pierwszy raz wyjechałem w tym miejscu ;). Z Gruszczyna do Kobylnicy i dalej na Wierzenicę- do której postanowiłem dojechać żółtym szlakiem. Na dobre wyszło, bo fajny singiel był :). Stąd już kawałek do Kicina i Dziewicza! Podjazd żółtym i odpoczynek na szczycie. Po relaksie myk zrobić to, po co tutaj przyjechalem. W dół szerokim szuterkiem i na Killera. Teraz uwaga- podjechałem skubańca 3 razy :). Pierwszy raz jedynie wybrałem złą ścieżkę, ale trochę się cofnąłem i udało się odepchnąć koło i podjechać, kolejne 2 razy bez problemu weszły. Pomiędzy 5 min lajtowo. Przed drugim podjazdem chwila gadki z dziewczyną na Cannondalu- dwójka jej kompanów też wjechała na górę to poczekałem aż zjadą ;). Po takim wycisku krótki odpoczynek przy wieży i zakup wody, bo już była na wykończeniu, a upał nieziemski- i tak lepsze to niż mróz ;). Powrót w zasadzie identyczny jak przyjazd. Wyjątek to w Gruszczynie skręt na Uzarzewo a nie Gortatowo oraz z Wierzyc do domu przez Przyborowo i Leśniewo. Pod koniec już kręciło się trochę ciężko, jazda zrobiła swoje :).
    Jestem bardzo zadowolony z dnia, kolejny cel treningowy zrealizowany (Killer) ;). Jutro zasłużony odpoczynek :).

    121.43 Km 35.00 Km teren
    05:59 H 20.29 km/h
  • 40.65 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Wielki trip wokół wielkiego jeziora w Wielki Piątek ;)

    Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 5

    Już wczoraj rzuciłem pomysł, żeby zrobić standardowy coroczny objazd jeziora Powidzkiego. Zbiórka o 10 na torach w ekipie: Mr Jerry, Marcin, Mateusz i ja. Dojazd do Powidza przez Niechanowo, Małachowo, Witkowo i Wiekowo. W Powidzu krótka przerwa i wizyta w sklepie. Po zakupach pojechaliśmy promenadą przy brzegu jeziora na dziką plażę. Oczywiście standardowo musiałem zaliczyć podjazd z korzeniami ;). Na plaży mega krótki postój na fotkę, gdyż nad głowami zebrało się tysiąc komarów i musieliśmy się szybko ewakuować. Z Powidza już dalej do Polanowa i Giewartowa. Stamtąd kawałek do Kosewa, gdzie urządziliśmy dłuższy postój na kanapki i czekolady ;). I nie da się nie zauważyć, że przybyło wody w jeziorze- zalało już nawet pomost. Z Kosewa piaszczystą drogą przez Lipnicę i Skrzynkę do Anastazewa. Szybka fotka dawnej stacji kolei wąskotorowej i dalej kręcimy. Kilka km dalej zjechaliśmy na plażę i dokładniej zwiedziliśmy okolice pola namiotowego. Z Anastazewa do Ostrowa- tu wbiliśmy się na ścieżkę przy torach wąskotorówki ;) i wyjechaliśmy w Przybrodzinie. I tutaj zrobiliśmy bardzo długą przerwę na miejscu postojowym przy jeziorze. Ławki, dach, słońce, las, jezioro- aż nie chciało się dalej jechać. Oczywiście wuchta śmiechu tu też była :). Przy okazji na mapie omówiliśmy plany na kolejne wyprawy- jest gdzie jeździć ;). Po popasie ruszyliśmy do Powidza. Tu tylko niedługi postój przy sklepie. Z Powidza dalej do Ruchocinka- odcinek przez las, Ruchocin i Mielżyn. Tam zrobiliśmy sesję zdjęciową koni, które były w zagrodzie przy szosie. Dalsza trasa wiodła przez Jaworowo, Czajki, Mierzewo, Karsewo, Niechanowo i do Gniezna. Stąd sam standardowo asfaltem przez Dalki do Mnichowa. Pod koniec tripu byliśmy tak wymęczeni, że noga nie chciała w ogóle kręcić grrr…

    Kościół w Giewartowie


    Plaża w Kosewie





    W drodze Kosewo- Anastazewo



    Stacja kolejki wąskotorowej w Anastazewie


    Wiatrak w Ostrowie


    Jezioro Powidzkie w Ostrowie



    Postój w Przybrodzinie



    Ścieżka przy torach


    Widok na jezioro Powidzkie


    Radary wojskowe w Ruchocinku


    Qnie w Mielżynie




    136.46 Km 30.00 Km teren
    06:21 H 21.49 km/h
  • 39.93 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Dojazd/ powrót XC Wągrowiec

    Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 7

    Dziś postanowiłem wybrać się do Wągrowca na rozpoczęcie sezonu wyścigów XC w Wielkopolsce. Pogoda od rana piękna, słońce i prawie bezwietrznie. Wyjazd z domu krótko przed 10 i trasa głównie asfaltami. Wiodła ona przez Pierzyska, Łubowo, Dziekanowice, Waliszewo, Kłecko, Wilkowyję, Jabłkowo, Kuszewo, Popowo Kościelne, Sarbię, Jankowo.Po drodze generalnie nic ciekawego się nie działo, czasami dla odmiany od asfaltu trafiłem jakąś leśną ścieżkę. Cała trasa pokonana praktycznie bez postoju i po ok. 3- ech godzinach byłem na miejscu. W Wągrowcu trochę pobłądziłem i sporo czasu szukałem miejsca startu :D. Na miejscu spotykam ekipę Pro Gogli, na czele z moimi serdecznymi kumplami z Poznania- Jackiem i Drogbasem. Także miłych pogawędek nie zabrakło :). Jacek użyczył mi swojego Scotta na pośrednim rozmiarze kół- przejechałem fragment pętli XC. No i powiem jedno- zakochałem się w 27,5”. Po zajęciu pozycji na siodle nie miałem takiego wrażenia jak na 29”- że przednie koło za chwilę zahaczy mi o zęby. Pośrednie koło ma znakomitą przyczepność i stabilność- na pętli tam gdzie tylne koło mojej 26” skakało jak kangur w Australii, pośrednie trzymało się jak przyklejone i nawet nie zająknęło, podjazdy również lepiej wchodzą. A i jeszcze z początku kierownica 700 mm i poczułem się jak na harleyu, ale na ostrych zawijasach świetnie się to sprawuje- rower bardzo ochoczo składa się w zakręty. Rozmiar ramy i geometria również idealne pod mój wzrost- M Scotta z podsiodłówką 430mm a GT- 466- była różnica. Także z dziewiczej jazdy na 27,5” jestem bardzo zadowolony, w przyszłości pewnie przejdę na taki rozmiar. Dzięki Jacek za możliwość przejechania się ;).

    Po zawodach droga powrotna prawie identyczna jak w pierwszą stronę, z małym jedynie wyjątkiem- za Popowem Kościelnym źle skręciłem i do Kłecka dojechałem przez Jaroszewo. Na rynku w Kłecku czekał na mnie Marcin i wspólnie dokręciliśmy do Gniezna przez Waliszewo, Dziekanowice, Łubowo i Pierzyska. Powrót był mega szybki- prędkość rzadko schodziła poniżej 25 km/h- i to po wyścigu XC! Tak lekko i świeżo mi się jechało, że byłem zaskoczony :D. I to na tyle z dojazdu i powrotu- wyścig w drugim wpisie :).

    Fotki z trasy