Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Po Wielkopolsce

Dystans całkowity:9530.90 km (w terenie 3513.00 km; 36.86%)
Czas w ruchu:440:36
Średnia prędkość:21.63 km/h
Maksymalna prędkość:70.94 km/h
Suma podjazdów:17024 m
Maks. tętno maksymalne:188 (96 %)
Maks. tętno średnie:161 (82 %)
Suma kalorii:76225 kcal
Liczba aktywności:75
Średnio na aktywność:127.08 km i 5h 52m
Więcej statystyk
90.29 Km 70.00 Km teren
04:31 H 19.99 km/h
  • 42.56 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Dolina Cybiny

    Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 15.03.2014 | Komentarze 4

    Jako, że wszystkie źródła informacji mówią o załamaniu pogody na najbliższe dni, to postanowiłem wykorzystać piątek na dłuższy trip. Trasę ułożyłem tak, żeby powrót mieć z wiatrem, na cel padła Dolina rzeki Cybiny. Początek identyczny jak wczoraj- terenem do Wierzyc przez Baranowo i Przyborowo. Z Wierzyc kawałek asfaltem do Gołunia i znów w teren w kierunku Zbierkowa i Nowej Górki. Przy okazji zaliczyłem zjazd z ekstra górki, o którą zahaczyliśmy w październiku z Piotrasem i Kubą. Niezła jest i można się na niej porządnie rozpędzić ;). Wyjazd w Kociałkowej Górce, ponownie trochę asfaltem i skręt na Drążynek i dalej na Dębiniec- teren, teren, teren :). Krótki postój na jakąś kanapkę i kierunek Promienko, Biskupice, Uzarzewo i Kobylnica. Tu pojechałem na miejsce widokowe, która też odwiedziliśmy z Grigorem i Mr Jerrym w czasie tripu na Osową Górę. Fotki i odpoczynek po jeździe- strasznie dużo ptactwa dziś było i robiły taki hałas, że nie wiem :D. Po odpoczynku przy klekocie ptaków ruszyłem w drogę powrotną. Nie chciało mi się cofać na asfalt, więc pojechałem w dół drogą z mega koleinami ;). Później wjechałem do jakiegoś lasu i droga przecinała rzekę. No nic, zawróciłem i wg GPS miałem rzut beretem do drogi Gortatowo- Uzarzewo. Według wskazówek skierowałem się właśnie na nią wspinając się po podjeździe z korzeniami. Podjazd się skończył a tu pole ;). Przejechałem przez nie jakieś 50 metrów i znalazłem się na wspomnianej drodze Gortatowo- Uzarzewo. No i stąd powrót do domu taki sam jak dojazd- sporo terenu i jazda przez Biskupice, Promienko, Dębiniec, Drążynek, Kociałkowa Górka, Nowa Górka, Zbierkowo, Gołuń, Wierzyce, Przyborowo i Baranowo. Wracałem już przy ciemnościach i świetle księżyca- fajne wrażenie, lubię w takiej porze jeździć ;). I ponownie dzisiaj wpadły krótkie spodenki, również ciepło było- dopiero w drodze powrotnej przed Gołuniem musiałem narzucić nogawki i rękawki, bo chłodno się zrobiło ;).

    Super górka w PK Promno



    Dębiniec


    Dolina rzeki Cybiny







    W drodze powrotnej towarzyszył mi księżyc ;)



    125.13 Km 45.00 Km teren
    05:57 H 21.03 km/h
  • 39.93 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Mostek nad Wełną, Puszcza Zielonka i PK Promno

    Sobota, 8 marca 2014 · dodano: 08.03.2014 | Komentarze 7

    Plan na dzisiejszy trip powstał w mojej głowie już kilka dni temu, a pretekst dał Piotras, który to obfocił mostek nad rzeką Mała Wełna w okolicach Pawłowa Skockiego. W piątek wieczorem zgadałem się z Mistrem Jerrym na wspólny wypad w tamte okolice. Zbiórka o 10:00 na torach i jazda po Mateusza, który czekał na Poznańskiej. Stąd już we trójkę ruszyliśmy do Kiszkowa, a trasa była z początku mega nudna- przed nami było 30 km po asfalcie i w dodatku wiał wmordewind, który troszkę nas ochładzał. W Kiszkowie wstąpiliśmy na wieżę przy Stawach Kiszkowskich, gdzie znajduje się Ostoja Ptactwa Wodnego. No i rzeczywiście, dziś tego ptactwa było na stawach sporo. Dalej z Kiszkowa już rzut beretem do Pawłowa Skockiego i kawałek polną drogą w stronę Wysokiej. Dojechaliśmy do jakiegoś małego wiaduktu i dalej troszkę na czuja przez szuter, pola, łąki i nawet torami kolejowymi docieramy nad owy mostek nad Małą Wełną- cel wyjazdu osiągnięty ;). Focimy, przechodzimy na drugą stronę i z powrotem, nawet wynajdujemy zabawę w postaci rzucania kamieni do wody :D. Wracamy torami kolejowymi do pierwszego mini wiaduktu, na szuterek i powrót do Pawłowa. Dalej obieramy kurs na Dąbrówkę Kościelną, gdzie zrobiliśmy dłuższy postój na ławeczkach. Po najedzeniu się i wygrzaniu w marcowym słońcu ruszyliśmy w stronę Bednar, po drodze mijając głaz pamięci prof. Bogusława Fruzińskiego oraz zwiedzając Rezerwat "Klasztorne Modrzewie". Dalej to droga traktem Bednarskim do Bednar, Wronczyn i wyjeżdżamy na stacji w Promnie. Stąd skierowaliśmy się nad jezioro Dębiniec i postój na fotki. Przecinamy asfalt Pobiedziska- Kostrzyn i jedziemy fajnymi wąwozami obok jeziora Drążynek (chyba ;) ), kierujemy się na Kociałkową Górkę i myk w teren na podbój kolejnych wąwozów. Przejeżdżamy też obok fajnej górki, z której zjeżdżaliśmy w październiku razem z Kubą i Piotrasem- muszę tu zawitać ;). Z Kociałkowej na Zbierkowo i asfaltem do Wierzyc. Tutaj żegnam się z Panem Jurkiem i Mateuszem- oni pojechali na grochówkę, ja natomiast nie mogłem posiedzieć z nimi, gdyż obiecałem babci, że wpadnę na kawę i sernika- MNIAM! ;). Tak więc pożegnałem ekipę i samotnie ruszyłem do Gniezna. Lasem przez Przyborowo i Leśniewo do Pawłowa i dalej przez Gębarzewo do Gniezna. U babci miałem duży popas- barszcz ukraiński, kawa, pyszny sernik- energia od razu przyszła :). Po żarełku wyruszyłem do domu już przy zapadających ciemnościach- przez miasto i Dalki do domu. 

    Jeszcze w Promnie zaczęło mi uciekać powietrze z tylnego koła, na szczęście powoli i po dopompowaniu dało się dojechać do domu. Po zdjęciu dętki okazało się, że przetarła się przy wentylu, ale jakoś dziwnie, bo od strony felgi. Jako, że miałem nową to wymieniłem, bo stara miała już 5 łatek i pokrzywiony wentyl- urok Presty. Nowa dętka ma zawór samochodowy ;).

    Ostoja Ptactwa Wodnego "Stawy Kiszkowskie"








    Mostek nad rzeką Mała Wełna




    Dąb papieski w Dąbrówce Kościelnej





    Puszcza Zielonka









    Nad jeziorem Dębiniec




    Wygrzewając się w marcowym słońcu




    127.31 Km 60.00 Km teren
    06:12 H 20.53 km/h
  • 42.17 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Promno/ Puszcza Zielonka z BS Ziomalami

    Sobota, 1 marca 2014 · dodano: 01.03.2014 | Komentarze 9

    Wczoraj Grigor zarzucił pomysł na jazdę po Puszczy Zielonce i okolicach Dziewiczej Góry. Wieczorem zgadaliśmy się na kolejny wspólny trip. Z rana pobudka i po wyjrzeniu przez okno oraz zobaczeniu mega mgły i może 1*C na termometrze wiedziałem, że będzie się jechać ciężko z początku, ale mgła to znak dobrej pogody w dzień ;). I tak po ogarnięciu rzeczy wyruszyłem ok. 8:30 na spotkanie Grigora i Piotrasa. Punkt spotkania ustaliliśmy w okolicach Zbierkowa. Na dojazd wybrałem wariant terenowy przez Baranowo i Leśniewo do Wierzyc. Już po 2- óch km rękawice zrobiły się siwe od wilgotnej mgły, a okulary parowały i musiałem wrzucić je w kieszeń. Z Wierzyc już do miejsca zbiórki przez Gołunin i w las do Zbierkowa. Zajechałem, a chłopaków nie widać- po telefonie okazało się, że pojechali kawałek dalej- na szczęście niedaleko i po minucie zobaczyłem sylwetki Piotrasa i Grzecha na horyzoncie :). Po przywitaniu ruszyliśmy na podbój PK Promno, gdzie zażyliśmy odpowiedniej dawki terenowej zabawy na zjazdach i podjazdach, na jezdnym szybkim zjeździku solidnie podskoczył mi tył bika- opanowane ;). W końcu zajechaliśmy nad Jezioro Dębiniec, gdzie zrobiliśmy krótki postój na fotki i banany i dalej ruszyliśmy w kierunku Puszczy Zielonki. Przejechaliśmy przez Kołatę i wpadliśmy na singiel przy Jeziorze Kołatkowskim- przejezdny, ale w pewnych momentach trzeba wykazać się na nim dawką techniki. Singielkiem dojechaliśmy do Tuczna, gdzie Piotras odłączył się od nas i pognał odwiedzić rodzinkę, a ja wraz z Grigorem pognaliśmy w stronę Dziewiczej Góry. Po drodze przejeżdżając nieopodal takich wiosek jak np. Czernice czy Mielno. Na Dziewiczej stwierdziliśmy, że podejmujemy próbę podjechania na szczyt Killerem. Grigor ruszył pierwszy, ja za nim, patrząc jaką ścieżką jechać. W końcu Grzechu już nie raz Killera podjechał, to najlepiej wiedział, która ścieżka jest dobra, żeby podjechać. No i stało się! Pierwszy raz w życiu podjechałem Killerka od początku do końca! Było momentami ciężko, ale siła nóg i woli dała radę w 100%. No i po wjechaniu tętno skoczyło niesamowicie do góry, dawno nie miałem takiego uczucia, że serducho chciało wyskoczyć z klaty :D. Pod wieżą urządziliśmy dłuższą przerwą na drugie śniadanie. Przy okazji obadałem nowy licznik Grigora- wypaśną Sigmę ;). Po relaksie pora na zjazd. Ja oczywiście wybrałem myk Killerkiem, Grigor natomiast pognał inną ścieżką. Z Dziewiczej skierowaliśmy się najpierw do Zielonki przez Annowo i Potasze a następnie do Dąbrówki Kościelnej. Tu też chwilka na małe żarełko i dalej w drogę. W zasadzie od ładnych kilkunastu kilometrów kręciliśmy znanymi mi drogami, z Dąbrówki dojechaliśmy do Bednar, gdzie rozstałem się z Grigorem i pognałem dobrze znaną trasą Poznańskiego Ringu. Przez Wronczyn do Promienka, dalej Promno, Pobiedziska, Gołuń, Wierzyce, serwisówką S-5, Pierzyska i terenem przez Baranowo do domu. Odcinek od Promienka do domu jechałem już nieźle wymęczony i prawie na odcince prądu. Nogi już nie chciały kręcić, jechałem chyba tylko siłą woli :). 

    No i kolejny wspaniały trip w równie wspaniałym towarzystwie Piotrasa oraz Grigora wpadł pozytywnie. Oby tak dalej panowie, lubię z Wami kręcić kaemy, zawsze jest wesoło i w ogóle w towarzystwie nie czuć zmęczenia. Dzięki!









    131.53 Km 35.00 Km teren
    06:09 H 21.39 km/h
  • 57.29 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Osowa Góra Bikestatowo

    Sobota, 22 lutego 2014 · dodano: 23.02.2014 | Komentarze 4

    Na początku tygodnia Piotras wpadł na pomysł wspólnego tripu w kierunku Mosiny i Osowej Góry. Ekipa się zebrała i mogliśmy pomykać. W sobotę rano wyjazd na dworzec, gdzie umówiłem się na spotkanie z Mistrem Jerrym. Kupowanie biletów na pociąg do Kobylnicy (za rower zapłaciłem więcej niż za siebie :D). Wysiadka na dworcu w Kobylnicy, gdzie czekał za nami Grigor i dalej jazda na spotkanie z Piotrasem. Chwilę czasu jeszcze mieliśmy, więc skoczyliśmy zobaczyć rozlewiska Cybiny- fajny klimat tu jest ;). Spotkanie z Piotrasem i dalej w czterech jazda nad Maltę, gdzie dołączył do nas Bobiko. Z Malty przedzieramy się kawałek miejską dżunglą Poznania, by po chwili wbić się na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Z racji słonecznego tygodnia szlak był prawie całkowicie suchy i pomykało się bardzo przyjemnie. No i Poznań kolejny raz pozytywnie mnie zaskoczył, gdyż w życiu nie przeszłoby mi przez myśl, że prawie w środku miasta można śmigać pięknymi duktami i to przy samej Warcie ;). Tak minęła droga do Lubonia, gdzie jazda sprawiała mega frajdę. Singielki, korzenie, pomiędzy drzewami. Jechało się wyśmienicie- można było przycisnąć i dość szybko kręcić tędy ;). Wyjechaliśmy w Puszczykowie i dalej do celu- Osowej Góry. Pod wieżę podjechaliśmy inną drogą niż dotychczas tam przyjeżdżałem, z długim asfaltowym podjazdem- podjeżdżało się ciężko, w dodatku z Grigorem śmialiśmy się z byle czego, także nie ułatwiało nam to podjazdu :D. Przy wieży długi postój na posilenie, myk do góry, fotki. Po przerwie zjazd Pożegowską, z którego zjeżdżamy napędzani jedynie siłą grawitacji. Powrót obraliśmy asfaltami przez Rogalin i Mieczewo. Tu pożegnaliśmy się z Bobikiem a my dalej ruszamy na Kamionki i Koninko. Następnie Gądki, Trzek i Kostrzyn. Tu chwila przerwy. Kawałek dalej żegnamy się z Piotrasem i Grigorem i obieramy kierunek do Gniezna. Od Kostrzyna pomykaliśmy praktycznie całą drogę wzdzłuż S-5 m.in. przez Iwno i Wierzyce.

    Sobota spędzona na maksa rowerowo i znów w zajebistym towarzystwie! Dzięki!























    95.59 Km 0.00 Km teren
    04:21 H 21.97 km/h
  • 30.82 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    W środę do Środy :)

    Środa, 12 lutego 2014 · dodano: 13.02.2014 | Komentarze 4

    Wpadłem na pomysł, żeby odwiedzić rejony, w których jeszcze nie miałem okazji jeździć rowerem- okolice Środy Wielkopolskiej. Zgadałem się więc z Krajkiem, czy miałby czas nas oprowadzić po swoich fyrtlach- był wolny, więc super ;). Marcin podjechał po mnie przed 11 i ruszyliśmy. Pierwsze kilkanaście kilometrów to nudne i znane do upadłego asfalty przez Czerniejewo i dalej przez las do Nekli. Tu krótki postój na szybką fotkę i dalej ruszyliśmy w drogę do celu, do którego było jeszcze ok. 20 km. Dalsze kilometry to również niekończący się asfalt, w dodatku płaski jak stół- zero podjazdów, zero zjazdów- nic :D. W dodatku jazdę uprzykrzał wmordewind i zimno. No ale nic to, musimy kręcić twardo ;). Trochę dłuższy postój zorganizowaliśmy w Gieczu, gdzie odwiedziliśmy Gród Piastowski- a raczej jego pozostałości. Dalej to przejazd na autostradą A2 i małe wioski przed Środą. Kawałek przez Środą czekał na nas Mateusz i zaczął nas oprowadzać po swoim mieście. Na początek pojechaliśmy na plażę nad Jeziorem Średzkim, gdzie pyknęliśmy wspólną fotkę. Dalej to rynek, przejazd po mieście m.in. aleją Średzkich Olimpijczyków i następnie cukrownia Średzka- z jednym z największych w Europie silosów (ok. 70 m wysokości). Po zwiedzaniu Mateusz odprowadził nas jeszcze kawałek do drogi wojewódzkiej 432 na Wrześnię. Chwilę pogadaliśmy i wraz z Marcinem musieliśmy ruszać w drogę powrotną. To była masakra- owszem jechaliśmy szybko, ale znów totalna prosta pomiędzy polami i tylko co jakiś czas przez jakąś małą wioskę przemykaliśmy. Takie nudy tam były, że Marcin zaczął gadać sam ze sobą :D. A jak zobaczyliśmy przed nami zakręt to była radocha nieziemska :D. Po dotarciu do Wrześni urządziliśmy przerwę pod Biedronką na kanapki i ciepłą herbatę. No i z Wrześni standardowo przez Czerniejewo do domu.

    Trip bardzo udany, zwiedziłem nieodkryte dotąd okolice Wielkopolski, super spędzony czas.
    Mateusz- jeszcze raz dzięki za pokazanie swojego miasta no i do następnego! ;)


















    No i dotarły do mnie nowe opony- Conti Race King 2.0 wersja drutowa- prezent dla roweru na walentynki ;). Będą testy na wiosnę. I jako, że trzymam je w pokoju to teraz pachnie mi pięknie nową gumą :D.


    145.29 Km 20.00 Km teren
    06:36 H 22.01 km/h
  • 49.66 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Uzupełnianie wpisów czas zacząć!!! Kleczew

    Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

    Dobra, muszę zacząć uzupełniać wycieczki na blogu, bo jestem 2 tygodnie do tyłu z tym, jakoś brakuje czasu na wszystko… Na początek wypad do Kleczewa.
    Dzień przed wyjazdem dostałem telefon od Marcina z informacją, że gnieźnieńska wataha BS wybiera się z dłuższą wycieczką do Kleczewa. Po chwili rozmowy- ile km, jaka pogoda, o której zbiórka i takie tam okołorowerowe pierdoły oczywiście przystałem na propozycję. Rano spakowałem plecak i ruszyłem na spotkanie z resztą ekipy. Niepodobne, ale nie zbieraliśmy się na Wenecji :D. Podjechałem na Wolności, gdzie poczekałem krótką chwilkę na Marcina, niedługo po nim zjawił się Mateusz. Dłuższy czas dane było nam czekać na Pana Jurka i Kubę- mieli straszny poślizg czasowy :P. Gdy w końcu do nas dobili- Pan Jurek ustawił aparat na czyimś prywatnym murku, strzeliliśmy wspólną fotkę na początek tripu i w drogę. Początek do standardowa droga pokonywana miliardowy raz przez Szczytniki Duchowne, Lubochnię i przez las do Krzyżówki. Stąd przez Gaj i leśne dukty dojechaliśmy do okolic Piłki. Na jednym z leśnych skrzyżowań skręciliśmy w prawo wyjeżdżając na asfalt prowadzący do Ośrodka w Skorzęcinie. A w ośrodku o tym czasie zupełna pustka, cisza i spokój- w niczym nie przypomina tego, co można tu zobaczyć latem. Dalsza trasa z ośrodka przez las, singielek i mostek do Wylatkowa. Stąd już do Samego Kleczewa cięliśmy pięknym polskim asfaltem :D. Z Wylatkowa jechaliśmy mijając Przybrodzin, Smolniki Powidzkie, Anastazewo. Tutaj odbiliśmy w prawo jadąc już w kierunku Kleczewa. Po drodze minęliśmy Budzisław Kościelny i za tą miejscowością nastąpiła wielka zmiana widoków na horyzoncie. Przed oczami pojawiły się wielkie maszyny odkrywkowe, a po bokach widać było kopalniane tereny i mnóstwo żelastwa z Konińskiej kopalni. Aż do Kleczewa takie widoki to normalka, tak samo jak to, że przejeżdżający autami ludzie zatrzymują się, żeby obejrzeć te ogromne maszyny i zrobić im zdjęcie.
    Po wjeździe do miasta chcieliśmy od razu udać się do celu właściwego dzisiejszego wyjazdu- Parku Rekreacji. Jak na złość teraz nie dane było nam tam trafić. Spytaliśmy się nawet o drogę, z czego wyniknęła zabawna sytuacja- po otrzymaniu wskazówek dojazdu od przechodniów Pan Jurek po sekundzie ich zapomniał- to konkretnie rozbawiło całą wycieczkową ekipę :D. Kierując się tak, jak powiedzieli nam ludzie zajechaliśmy pod kompleks, który przypomina nasz gnieźnieński GOSIR- a nie o to nam chodziło. Stwierdziliśmy, że cofniemy się kawałek i zjemy w końcu śniadanie, gdyż do Kleczewa nie zrobiliśmy żadnej przerwy, przez co byliśmy mega głodni. Znaleźliśmy maleńkie jeziorko w centrum, rozsiedliśmy się na ławkach i zaczęliśmy konsumować przygotowane w domu żarełko. Była też ciepła herbata z termosu, która fajnie rozgrzewała w taki pochmurny dzień. W czasie przerwy śniadaniowej znów mieliśmy sporą dawkę śmiechu, gdyż najpierw okazało się, że Mr. Jerremu potłukł się termos i cała herbata rozlała mu się do sakwy. Później znów Mr. Jerry chciał pstryknąć fotkę całej dzisiejszej ekipy, ale za każdym podejściem ktoś nie mógł zmieścić się w kadrze :D. Najpierw zabrakło Pana Jurka, później zasłonił mnie Kuba (widać było tylko czubek mojego kasku), na koniec nie załapał się Mateusz, który był schowany za murkiem :D. Po tej dawce śmieszków ruszyliśmy poszukać Poraku Rekreacji. Znów spytaliśmy o drogę, tym razem były one dokładniejsze i udało się w końcu dojechać do celu. A na miejscu całkiem fajnie zrobione- mini park linowy, jeziorko, ławki, pomosty. Zrobiliśmy rundkę wokół jeziora, z nudów zjechałem po schodach, zrobiliśmy fotki i musieliśmy ruszać w powrotną drogę. W samym Kleczewie odwiedziliśmy jeszcze Biedronkę, gdzie znów ja z Kubą mieliśmy dawkę śmiechu z energetyka w puszcze, co raczej nie nadaje się do bardziej szczegółowego opisu :D. Spod Biedronki pojechaliśmy jeszcze na hałdę. Na szczyt hałdy prowadził trochę stromy i mocno wymyty podjazd, który zdecydowałem się podjechać- poszło szybko na młynku. Reszta postanowiła podprowadzić roweru pod górę. Ze szczytu rozciąga się szeroki widok m.in. na bazylikę w Licheniu i elektrownię w Pątnowie. Przed zjazdem podzieliliśmy się na dwie grupy: Mr. Jerry, Kuba i Mateusz zjechali pierwsi, ja i Marcin chwilę poczekaliśmy, by Kuba mógł nagrać film jak zjeżdżamy. Na zjeździe solidnie nas wytrzęsło, przez wyżłobione brudzy, co nie zmieniło faktu, że porządnie się rozpędziliśmy. Na dole Marcin o mało co nie wpakował się w rower Jurka, który to przed nim bardzo ostro skręcił. Po ochłonięciu ruszyliśmy dalej. Do Anastazewa jechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak przyjechaliśmy do Kleczewa. Tutaj pod podniszczonym budynkiem stacji wąskotorowej zrobiliśmy małą przerwę na resztę herbaty i kanapkę. Z Anastazewa śmignęliśmy przez las- prowadziła nas ścieżka wokół jeziora Powidzkiego. W Ostrowie z niej zjeżdżamy i spotkaliśmy rodziców Kuby- tu dostaliśmy zaproszenie do domku letniskowego, którego nie mogliśmy odmówić :D. Wypiliśmy ciepłą herbatkę, zjedliśmy „ciostka z krymem” i chwilę posiedzieliśmy w ciepłym wnętrzu. Kuba również pokazał mi wielki hak, z którym wolę nie wnikać co robi :P. Po rozgrzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż torów kolejki wąskotorowej do Przybrodzina, dalej Powidz, Wiekowo, Witkowo, Małachowo, Arcugowo, Niechanowo i Gniezno. Tu pożegnaliśmy się z Kubą i Marcinem. Ja, Pan Jurek i Mateusz jeszcze kawałek pojechaliśmy razem, na torach na Dalkach rozstaliśmy się i już samotnie dokręciłem do domu przez Dalki.

    120.15 Km 45.00 Km teren
    05:38 H 21.33 km/h
  • 45.12 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Puszcza Zielonka, Dziewicza Góra

    Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0

    Wczoraj wieczorem dostałem sms-a od Kuby, że szykuje się wypad rowerowy. Ostatecznie za cel obraliśmy jedne z moich ulubionych terenów do jazdy- Puszczę Zielonkę i Dziewiczą Górę. W niedzielę od rana zapodawało piękne słońce, chociaż nie było jakoś bardzo ciepło. No ale jako, że musieliśmy w pełni wykorzystać ładny dzień, to żaden z nas nie wymiękł oczywiście. Za miejsce spotkania obraliśmy skrzyżowanie w Rzegnowie o 11:00. Ranek upłynął na przygotowaniach- zrobienie kanapek, pobieżne wyznaczenie trasy, zaparzenie herbaty w termosie- w taką temperaturę było wskazane :). Druga sprawa- skoro temperatura nie rozpieszczało to trzeba było jechać na długo. Rękawki, nogawki, kurtka i w drogę. Jak się okazało po chwili jazdy- dość zimny wiatr skutecznie ochładzał głowę i musiałem się zatrzymać w celu zarzucenia chusty- odtąd mogłem wytrzymać niesprzyjającą temperaturę. Na miejsce spotkania dotarłem całą minutkę po 11, przywitałem się z Kubą i ruszyliśmy na zachód. Jedziemy i gadamy w najlepsze, a tu po jakichś 10 minutach rozdzwonił się telefon Kuby. Był to Pan Jurek, który wieczorem nie dawał sygnału, że jedzie z nami i czekał na Wenecji. Zgadaliśmy się z nim, że poczekamy na niego w Dziekanowicach. Mieliśmy jechać spokojnie i powoli, ale jak to zawsze my oczywiście musieliśmy ZAPIERDALAĆ! :D Więc pod drewniane figury zajechaliśmy bardzo szybko i czekaliśmy na trzeciego kompana wyprawy. Pan Jurek też dobił do nas dosyć szybko, bo po ok. 15 minutach, w czym pomógł mu wiatr w plecy. Z Dziekanowic we trójkę ruszyliśmy w kierunku Zielonki. Śmignęliśmy brzegiem jez. Lednickiego, przez Rybitwy i Latalice do Podarzewa. Tutaj z asfaltu zjechaliśmy na szeroki, szutrowy dukt, którym dotarliśmy do Krześlic. Przy pałacu nie zatrzymywaliśmy się, kwitując to słowami, które raczej nie nadają się do druku ;). Dalej z Krześlic jazda długim, prostym asfaltem do Wronczyna. Po drodze zauważyliśmy, że na kole siedzą nam dwaj rowerzyści. Z początku jechaliśmy spokojnie, oni za nami. No to oczywiście któryś z nas musiał znów przydepnąć i ZAPIERDALAĆ- dziś był to Pan Jurek. Wyrwał do przodu jak na podtlenku azotu, a ja i Kuba szybko wyrównaliśmy do jego tempa i nieznani bikerzy momentalnie zostali daleko za nami. Jadąc dalej takim żwawym tempem zajechaliśmy do Tuczna, gdzie była przerwa na zakupy. W czasie, gdy Pan Jurek był w sklepie, Kuba się ze mną chwilę zagadał. I tak ok. 5 minut później dogonili nas bikerzy, których zostawiliśmy w tyle. No i okazało się, że już jesteśmy rozpoznawalni jako Rowerowe Gniezno. Z mojej strony nie obyło się bez „wkopania” Kuby, że to on prowadzi facebookowy profil RG ;). Okazało się, że owi rowerzyści kręcą z Gniezna i wybierają się do Owińsk na zwiedzanie opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Zamieniliśmy z nimi kilka słów, po czym ruszyli w swoją stronę. Po zakupach ruszyliśmy w dalszą drogę, już docelowo do Zielonki. Początek to jazda polną drogą po kocich łbach, na których solidnie wytrzęsło tyłek- Lubię taką jazdę :D. Przy wjeździe do Puszczy pstryknęliśmy fotkę i dalej ruszyliśmy pięknymi, leśnymi duktami do Zielonki. Tutaj jest fajny klimat- wioseczka pośrodku lasu ;). Odwiedziliśmy arboretum i kawałek dalej zarządziliśmy dłuższą przerwę na śniadanie. Trafiło się nam przepiękne miejsce na takową, bo były ławeczki, zadaszenie, miejsce na ognisko, po prostu idealna miejscówka na postój. W przerwie były kanapki, ciastka, ciepła herbata- dobry pomysł z nią, bo rozgrzała nas :). Rzut oka na mapę i stwierdziliśmy, że teraz musimy ciąć czerwonym szlakiem aż do Dziewiczej. Na mapie swoją drogą, ale w czasie jazdy tak pięknie już nie było. Ruszyliśmy do Kamiśnka, dotąd czerwony szlak prowadził idealnie. Dalej zrobiły się dwa czerwone szlaki, jak na złość wybraliśmy niewłaściwy. Po kilkuset metrach przystanęliśmy, żeby upewnić się którędy mamy jechać. W ruch poszła mapa oraz nawigacja w telefonie. Wyszło na to, że musimy się cofnąć i odbić tam gdzie czerwony rozdzielał się na dwa szlaki i wybrać drugi czerwony. Po kolejnych kaemach przejechanych leśnymi duktami szlak jakoś dziwnie nagle się urwał. Na czuja udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym było więcej ludzi oraz mapa. Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w Potaszach i dalej powinniśmy spokojnie dojechać do Dziewiczej. No to jedziemy. Kilka chwil później czerwony szlak zmienił się w niebieski, nie chcieliśmy już się cofać, więc znowu pojechaliśmy na czuja. Po kilku następnych kilometrach trafiliśmy na biegaczy, od których dostaliśmy instrukcję jak mamy dalej jechać. Od tego momentu jazda szła bez większych przygód. Ładnie zgodnie ze wskazówkami biegaczy dotarliśmy do rozjazdu, przy którym był ogromny głaz. Na rozjeździe standardowo wybraliśmy nie tę drogę, którą mieliśmy wybrać, ale na szczęście pojawiło się następne skrzyżowanie duktów. Nawigacja pewnie pokazywała, że kręcąc w prawo dojedziemy na Dziewiczą. No i jak pokazał GPS tak w istocie było. Kilka minut kręcenia i zaczął się fajny podjazd na szczyt, zresztą dobrze mi już znany. Z uśmiechem na ustach podjechałem go szybko i sprawnie ;). Przy wieży zarządziliśmy drugi postój na kanapki i opróżnienie termosu do końca. W czasie przerwy dopadła nas wszystkich mega głupawka i pojawiały się teksty pokroju: „Jak zjeżdżamy?”- „W dół” :D. Sporo się naśmialiśmy i musieliśmy ruszyć na dół. Kuba i Pan Jurek wybrali zjazd płaskim szuterkiem, ja natomiast jak na rasowego kolarza górskiego przystało wybrałem terenowy i korzenisty wariant. Na zjeździe mogłem się nieźle rozpędzić- cudowne uczucie pruć ze sporą prędkością w dół po dziurach i korzeniach- uwielbiam takie zjazdy! Z Kubą i Jurkiem miałem spotkać się ponownie przy szlabanie, ale jakoś tak wyszło, że pomyliłem drogę. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak się stało, jechałem już tutaj nie pierwszy raz i zawsze wyjeżdżałem przy szlabanie. Widocznie przegapiłem jakiś skręt w prawo, cóż zdarza się :). Po chwili zadzwonił do mnie Pan Jurek, by dowiedzieć się co ze mną. Szybko udało mi się powrócić na właściwą drogą i dobić do kompanów, którzy czekali w Kicinie. Stąd ruszyliśmy w kierunku domu. Asfalt wiódł nas przez Kliny i Mielno do Wierzonki. Tutaj na krzyżówce przy przystanku obtrąbiła nas niebieska Astra. Jak się okazało jechał nią Grigor :D. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy gawędzić. No i jak to zwykle w takim towarzystwie dużo śmiechu było :). Grzegorz objaśnił nam również skrót przez las do Uarzewa- dzięki temu zaoszczędziliśmy nieco dystansu. Z Wierzonki ruszyliśmy z eskortą Grigora za plecami- jak na TdF wóz techniczny :D. Grzechu jechał za nami aż do skrętu w las, gdzie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy wspomnianym skrótem. Przecięliśmy po drodze krajową 5- tkę i już byliśmy w Uzarzewie. Tutaj myk w lewo w kierunku Gniezna. Dalsza jazda to śmiganie szuterkiem do Biskupic. Tu dostrzegliśmy kolejnych rowerzystów jadących naprzeciw nas. Bliższe podjechanie i okazało się, że to śmigają Sylwia i Piotr. Oczywiście wdaliśmy się w pogawędkę, pyknęliśmy wspólną fotkę i ruszyliśmy dalej. Tak swoją drogą bardzo miło spotkać znajomych na trasie i chwilę pogadać :).
    Dalsza trasa to kręcenie przez Promienko i Promno, kawałek asfaltem w kierunku Pobiedzisk, które omijamy skręcając w prawo w las. Stąd następne szutry do Kapalicy. No i tutaj poczułem, że jakoś miękko mi z tyłu. Spojrzałem na oponę i stało się jasne- prawie flak. Stanęliśmy, napompowałem i okazało się, że jeden klocek zaczął odrywać się od opony. Na szczęście dłuższy postój na zdejmowanie i łatanie nie był potrzebny, gdyż powietrze uciekało w miarę powoli i dało się tak jechać. No to po pompowaniu kręcimy dalej. Leśnymi ścieżkami, wąwozikami, pod górę i w dół. Po drodze mijamy Kociałkową Górkę i Zbierkowo i wyjeżdżając na asfalt w Gołuniu kierujemy się do Wierzyc. Na tym asfalcie towarzysze mi uciekli- przez uciekające powietrze jechało mi się sporo ciężej i brak sił już też dawał mi się we znaki. Chłopaki zatrzymali się przy sklepie w Wierzycach, co pozwoliło mi ich dogonić i ponownie podpompować oponę. Z Wierzyc jechaliśmy serwisówką przy S5, na której walczyliśmy z wmordewindem i brakiem sił. Wszyscy kręciliśmy już chyba tylko siłą umysłu, bo w nogach już sił nie było :). Całe szczęście do domu nie było już daleko i jakoś dokręciliśmy. 2 km przed Gnieznem pożegnałem się z Kubą i Jurkiem i częściowo szutrem, częściowo asfaltem i na resztce powietrze w oponie dojechałem do domu.
    Kolejny fantastyczny wypad w mistrzowskim gronie. I tak dał mi w kość, że nie dawno nie pamiętam, kiedy wracałem tak totalnie wypompowany z sił. Ale zdecydowanie było warto! ;)

    129.39 Km 30.00 Km teren
    06:20 H 20.43 km/h
  • 46.17 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    I love Poznań

    Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 1

    Dzisiaj wraz z Marcinem ugadałem się na wyjazd do przepięknej stolicy przepięknego województwa Wielkopolskiego. Wyjechaliśmy jeszcze przed południem- Marcin podjechał po mnie i ruszylismy w drogę. Najpierw w kierunku Czerniejewa, gdzie była przerwa na zakupy w Biedronce. Dalej Wierzyce, Pobiedziska, Promno. Jazdę uprzykrzał nam wiejący dziś niezawodny kumpel wmordewind :). Z Promna kierunek Uzarzewo, Biskupice i Swarzędz. Po drodze spotykamy bikera na Cannondalu z konkretnym osprzętem typu Sram X.0. W Swarzędzu cykamy fotkę przy jeziorze i dalej na Maltę. I po raz kolejny Poznań mnie bardzo miło zaskoczył, gdyż praktycznie od jeziora Swarzędzkiego do Malty jechaliśmy laskiem po terenowych ścieżkach. Z Malty postanowiliśmy jechać na rynek. Po drodze mija nas parada motocykli. Pięknie warczały silniki. Na rynku wuchta wiary, rowerem nie było szans jechać, to zeszliśmy i prowadziliśmy. Jakaś para brała ślub- goście weselni poruszali się starym autobusem Ogórkiem, natomiast państwo młodzi Warszawą. Na rynku zrobiliśmy chwilę przerwy i dalej ulicą Półwiejską lub też deptakiem jak kto woli :D dotarliśmy pod Kupiec Poznański. Fotka razem ze Starym Marychem i dalej wzdłuż Warty. Wyjechaliśmy w Koziegłowach i skręciliśmy na Wierzonkę. Tam zadzwoniliśmy do drzwi Grigora, ale trafiliśmy akurat jak go nie było na kwadracie :D. Z Wierzonki przez Tuczno, Puszczę Zieonkę i Krześlice dojeżdżamy do wioski Rybitwy, gdzie czekał na nas Pan Jurek aka mr Jerry ;). W Dziekanowicach przy figurach Piastów robimy przerwę na jedzenie i zabawę- zjeżdżanie z górki :D. Do Gniezna przez Łubowo wzdłuż krajowej 5- tki i następnie wzdłuż S5. 2 km od Gniezna żegnam się z kompanami i do domu terenową drogą.

    Jezioro Swarzędzkie © micor

    Londyński autobus © micor

    Ogórek © micor

    Ze Starym Marychem © micor

    Komin EC Karolin © micor

    W Zielonce Marcin ukradł mi Lawinkę :D © micor

    Postój przy Piastach © micor


    116.47 Km 60.00 Km teren
    05:03 H 23.06 km/h
  • 45.12 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Kolejne szlaki Powidzkiego Parku Krajobrazowego

    Środa, 24 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 7

    Dzisiaj piękna pogoda po raz kolejny zachęcała do dłuższego kręcenia, to nie mogłem tego dnia nie wykorzystać. Za cel obrałem kolejne dwa szlaki Powidzkiego Parku Krajobrazowego- Trakt Słowikowski i Trakt Orchowski. Dojazd na miejsce rozpoczęcia- z początku Traktu Słowikowskiego, oznaczonego czerwonym prostokątem- poszedł przez Krzyżówkę i Gaj. W Piłce zaczął się wspomniany trakt, na początek skierowałem się na Skubarczewo, dalej Gałczynek i Orchowo. Po drodze cały czas przed oczami miałem piękne widoki na pagórki, pola i lasy. W Orchowie odbijam na drugi ze szlaków- Trakt Orchowski, oznaczony na niebiesko. Kieruję się w stronę Wólki Orchowskiej następnie Mlecze, stamtąd piaszczystą drogą do Suszewa, asfaltem do Osówca i Szydłówca. Tu robię mały postój przy sklepie- dziś z początku jechało mi się mega ciężko, szczególnie na asfalcie- kupiona Pepsi pomogła :D. Z Szydłówca myk lasem do miejsca postojowego przy Grubym Dębie. Miejsce to pamiętam z rajdu rowerowego Trzemeszno- Wilczyn, który odbył się kilka lat temu- to był czas, gdy jeszcze nie wiedziałem co to Bikestats :D. Przy Grubym Dębie jedyny dzisiaj dłuższy postój na posilenie się, po tym nie chciało mi się ruszać z miejsca ;). Przy okazji mogłem dowiedzieć się, że ktoś był tutaj na wagarach :). Po odpoczynku ruszyłem w dalszą drogę niebieskim szlakiem początkowo znów leśnymi duktami i następnie asfaltami do Orchowa- gdzie wróciłem na Trakt Słowikowski. Przez Myślątkowo do Rękawczynka, fajnym singielkiem wzdłuż brzegu jeziora Kamienieckiego do Rękawczyna. Dalej to już Słowikowo, Kinno i Piłka, skąd rozpoczynałem dzisiejszą wycieczkę. Powrót standardowo przez Gaj, Krzyżówkę, Wolę Skorzęcką, Osiniec i Kokoszki do domu.

    Pojezierze Gnieźnieńskie © micor

    Takie widoki towarzyszyły mi przez całą wycieczkę © micor

    Pomykało się takimi duktami © micor

    Trochę asfaltu też się znalazło © micor

    Kościół w Szydłówcu © micor

    Miejsce postojowe przy Grubym Dębie © micor

    Bardzo dobre oznakowanie szlaków © micor

    Gruby Dąb © micor

    Kolejka ciągników :D © micor

    Takiego znaku to jeszcze nie widziałem :D © micor

    Kawałek łąką też musiałem jechać © micor

    Jezioro Kamienieckie © micor


    121.21 Km 55.00 Km teren
    05:55 H 20.49 km/h
  • 56.75 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Na Dziewiczą Górę!

    Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 3

    Pomysł na wyjazd na terenowe szaleństwa na Dziewiczej przyszedł mi po tym, jak w Żerkowie naoglądałem się zjazdów na MP :). Dzisiaj w końcu udało się tam pojechać. Wraz ze mną pojechał Marcin. O 11 spotkanie na Wenecji i ruszamy w drogę. Obraliśmy kierunek najpierw prostym, nudnym asfaltem przez 150 wiosek do Kiszkowa, gdzie przy okazji wdrapujemy się na wieżę widokową przy Kiszkowskich stawach. Wstępujemy jeszcze do Biedronki po energię, gdyż z początku kręciło się jakoś tak mega ciężko. Dalej kierunek Dąbrówka Kościelna i przez Puszczę Zielonkę do samej Dziewiczej. Po wdrapaniu się na szczyt pojechaliśmy poszaleć na killerze, podjazdy i tak kilka razy. Raz nawet zjechaliśmy środkiem :). Chcieliśmy też podjechać killerem, ale na tych naszych Karmach na byle korzeniu koło traciło przyczepność i nie podołaliśmy. Zjechaliśmy też nowym szuterkiem, na którym wyciągamy dzisiejszy V- max. Powrót przez Wierzokę- gdzie odwiedzamy sklep- dalej leśną, nowo odkrytą drogą do Uzarzewa, kawałek krajową "5" i na singielek nad Kowalskim. Tam mieliśmy atrakcje typu np. dwóch gołych facetów na brzegu :D. W pewnym momencie poczułem, że jakoś tam miękko tył mi pracuje. Zatrzymałem się a tu sporo powietrza uleciało, chociaż nie całkowicie. Marcin poratował mnie łatką- dzięki wielkie- i ruszyliśmy dalej. Znów krajówką do Pobiedzisk, po drodze ścigał nas jakiś gościu na skrzypiącym biku- wyprzedził nas, zawrócił i znowu zaczął nas gonić :D. Na stacji chciałem psiknąć w oponkę kompresorem, ale stacja była taka bidna, że go nie było. Dalsza droga poszła przez szuterek, wyjechaliśmy przy stacji kolejowej w Lednogórze, stamtąd do Imielenka, Fałkowa, Leśniewa i przez las Czerniejewski do Pawłowa i Mnichowa. Rozstaję się z Marcinem i szybko na obiad do domu bo brakło energii. Wyjazd udany, takich szalonych zjazdów killerem było mi trzeba :). Dzięki Marcin za wypad!

    Wieża widokowa w Kiszkowie © micor

    Panorama stawów Kiszkowskich © micor

    Marcin schodzący z wieży © micor

    Prawie u celu ;) © micor

    No i killer :) © micor

    Widok na Kowalskie © micor