Info

avatar Tutaj swoje kilometry opisuje micor z Gniezna. Nakręciłem już 57537.78 km z Bikestats w tym 19559.98 km w terenie- co daje 34.00% poza asfaltami. Jeżdżę ze średnią prędkością 21.69 km/h. Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Bike kumple

Mój klub

Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy micor.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Po Kujawsko- Pomorskim

Dystans całkowity:3354.98 km (w terenie 925.00 km; 27.57%)
Czas w ruchu:152:49
Średnia prędkość:21.95 km/h
Maksymalna prędkość:57.84 km/h
Suma podjazdów:3705 m
Maks. tętno maksymalne:182 (92 %)
Maks. tętno średnie:143 (73 %)
Suma kalorii:17387 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:115.69 km i 5h 16m
Więcej statystyk
118.96 Km 40.00 Km teren
06:08 H 19.40 km/h
  • 42.97 km/h Max
  • HRmax 180 ( 89%)
  • HRavg 121 ( 60%)
  • Kalorie 2882
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Trzy mosty kolejowe

    Poniedziałek, 14 marca 2016 · dodano: 16.03.2016 | Komentarze 3

    Kolejny trip z cyklu "poniedziałkowe 100+", Kuba zarzucił pomysł na trasę, w Skorzęcinie dogadaliśmy szczegóły- wybraliśmy objazd trzech mostów kolejowych ulokowanych na nieczynnych już liniach i też okazało się, że pojedziemy większą ekipą- Maniek i Sebek również byli chętni na dzisiejszy wypad. Zbiórka- nie psując naszej zacnej tradycji- na Wenecji, gdzie stawili się Kuba i Marcin. Początkowa jazda przez Lubochnię, Krzyżówkę do Ostrowitego Prymasowskiego- gdzie zgarniamy Sebastiana i Mariusza i odtąd kręcimy pięcioosobową załogą. Najpierw przez Słowikowo, przyjemnym terenem dojechaliśmy do Kamieńca. Tutaj zjeżdzamy nad jezioro, gdzie pomykamy jego brzegiem po dość fajnym singielku ;). Zostawiliśmy jezioro Kamienieckie za sobą i udaliśmy się ku kolejnemu małemu jeziorku w lesie, gdzie urządziliśmy przerwę na herbatę, kawę i strawę. Po napełnieniu żołądków udaliśmy się w dalszą droge ku pierwszemu dziś mostu. Z początku mykanie terenem przez Huby Myślątkowskie do Kamionka- stąd kawałek asfaltem do nieużytkowanej linii kolejowej Orchowo- Mogilno. Tutaj wprowadzamy rowery nasypem na tory i środkiem torowiska, po podkładach dotarliśmy do mostu. Trzeba przyznać, że każde kolejne przejście nim sprawia coraz mniej trudności, ale i tak spoglądanie w dół i wysokość robią spore wrażenie. Dalsza jazda ponownie torowiskiem do Marcinkowa, gdzie musimy rowery wprowadzić stromą skarpą na asfaltowy dywan. Kolejno przez Gębice i polnymi duktami- ominęliśmy dzięki temu krajową "15”- do Kwieciszewa, gdzie zrobiliśmy wymuszony postój na serwis przebitej dętki u Kuby. Po łataniu pokręciliśmy do Kunowa na drugi most, do którego dojazd prowadzi singielkiem wzdłuż torów. Focimy jak i korzystając z wyjątkowo niskiego poziomu wody w jeziorze Bronisławskim schodzimy po śliskiej skarpie na dół. Po zwiedzaniu mostu cofnęliśmy się singielkiem do Kunowa i dalej przez Goryszewo udaliśmy się na ostatni dziś most w Żabnie. By do niego dojechać trzeba zjechać przy wiadukcie i kilkaset metrów przejechać polem po wertepach. Przy moście oczywiście fotki i przerwa na uzupełnienie kalorii. Tak zleciało kilka(naście) minut i ruszyliśmy już w drogę powrotną. Pomknęliśmy przez Wylatowo, Popielewo i Zieleń docierając przed Trzemeszno, gdzie pożegnaliśmy Sebka oraz Mańka i we trzech pognaliśmy w kierunku Gniezna. Droga wiodła przez Miaty, Wymysłowo, Lubochnię, Wolę Skorzęcką, Szczytniki- tu Kuba odłącza się od nas i ja dalej z Marcinem jedziemy prosto do miasta. Z kompanem żegnam się pod jego domem i sam już kręce do domu okrężną drogą przez Dalki.




























    146.93 Km 45.00 Km teren
    06:52 H 21.40 km/h
  • 51.62 km/h Max
  • HRmax 182 ( 90%)
  • HRavg 128 ( 63%)
  • Kalorie 4119
  • Bike: Lawinka
      Uczestnicy

    Atrakcje Pałuk

    Poniedziałek, 7 marca 2016 · dodano: 09.03.2016 | Komentarze 0

    Plan na dzisiejszy trip zrodził się jak to zwykle bywa "na szybko" gdy Kuba dał znać, że pogoda na poniedziałek zapowiada sie spoko. Skoro miała dopisać i w zasadzie cały dzień był wolny więc uznaliśmy, że kolejny raz kręcimy dystans z cyklu "100+" :). W niedzielny wieczór zarzuciłem prosty plan- Piechcin i tamtejszy kamieniołom, na który Kuba przystał w ciągu jakichś trzech sekund :D. Do spółki z mapą udało mi się obmyślić alternatywny wariant trasy z dość sporą ilością terenowych ścieżek, jej koncept wysłałem kompanowi, on z kolei wyrysował go i wgrał w GPS i drogę mieliśmy już w całości przygotowaną. W poniedziałek krótko po 10:00 podjechałem do Kuby i wyruszyliśmy na podbój Pałuk. Początkowy etap to standardowe i znane rejony- Lasy Królewskie, Gołąbki i długi dojazd asfaltowym dywanem wśród lasu do Gąsawki. Przy wjeżdzie na samą dolinę Gąsawki mieliśmy dylemat czy zjeżdżać do niej, ale zgodnie uznaliśmy, że nie ma to większego sensu gdyż prawie na pewno utknęlibyśmy w sporym błocie. Z Gąsawki znaną i lubianą leśną drogą dotarliśmy do Chomiąży Szlacheckiej, gdzie właściwie rozpoczęliśmy owy alternatywną część trasy. Przebijaliśmy się zupełnie nieznanymi okolicami przez takie miejscowości jak Laski Wielkie, Annowo, Szczepankowo- skąd trochę bardziej wymagającym traktem pośród lasów i pól przebiliśmy się do wsi Szeroki Kamień. Tutaj Kuba stwierdził, że coś miękko mu się jedzie- jak się okazało w oponie zastaliśmy przebitą dętkę- więc mieliśmy 20 minut serwisu z widokiem wprost na hałdę :). Po załataniu myknęliśmy do samego Piechcina zahaczając market w miasteczku i od razu udaliśmy się do celu wyprawy- kamieniołom. Nie odbiegając od standardowej kolejności zwiedzania najpierw pojechaliśmy nad zalaną część i dalej na wyeksploatowany teren z wielką dziurą. Jadąc ten kawałek nieźle uwaliliśmy i rowery i buty mokrym wapieniem. Nad nieczynną częścią zorganizowaliśmy przerwę na napełnienie żołądków i oczywiście podziwianie krajobrazu. Latem wygląda to zdecydowanie lepiej, aczkolwiek dzisiejsza szaruga i mgiełka unosząca się w powietrzu rownież dawały niezły klimat ;). Po popasie pora "na koń" i do domu. Trasa powrotna to dzieło Kuby. Wyrysowana przez Radłowo, Rezerwat Mierucinek i Boguchwałę- ten odcinek to w zasadzie większość leśnych traktów i kręciło się przednio. Po drodze trafiliśmy na jakieś opuszczony dom pośrodku lasu. Ponowny wyjazd na asfaltowy dywan nastąpił w okolicy Broniewiczek i nim dojechaliśmy do Wszedzienia. Tutaj wypatrzyliśmy zupełnie przypadkiem budynek byłej stacji kolejowej- jak się okazało biegła tędy nieistniejąca już linia Barcin- Mogilno. Po obfoceniu ruszyliśmy przez Chałupska, Chwałowo jadąc obok jeziora Wiecanowskiego wyjechaliśmy na znane tereny w Wieńcu. Tamże ponownie złapaliśmy całkiem przyjemne leśne dukty i przebijając się przez Palędzie oraz Przyjmę dotarliśmy do ostatniej już atrakcji dzisiejszego tripu- wieży widokowej w Dusznie. Podjazd na szczyt Wału Wydartowskiego naprawdę konkretnie nas wypompował, więc pod wieżą obowiązkowa przerwa na herbatę z termosu, ciasteczka i nie zabrakło tradycyjnego wejścia na górę. Po postoju, z nowym zapasem sił skierowaliśmy się już w stronę Gniezna- przez Wydartowo, Kruchowo, Pasiekę oraz trzy Strzyżewa. A z Gniezna już rzut beretem do domu- dojechałem na resztkach sił po takim kilometrażu. 






































    181.16 Km 60.00 Km teren
    08:44 H 20.74 km/h
  • 39.58 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Ino- trip

    Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 3

    Już w środę zaproponowałem Marcinowi długi trip na piątek- wybrałem Inowrocław. Rowerem byłem tam tylko raz i to 2 lata temu, więc czas znów zawitać ;). A więc w piątek rano szykowanie na wyjazd i przed 6:00 wyjazd z domu, żeby zdążyć po Marcina, bo umówiliśmy się o 6:10 niedaleko jego domu. Przywitanie i całodzienny trip czas zacząć. Początek to do bólu znana trasa- Osiniec, Szczytniki, Jankowo, Wymysłowo i Trzemeszno- czas dobry, bo o 7:00 już tu byliśmy. Dalej to Zieleń, Trzemżal i Szydłowo- to też jakoś tam znany teren. Za Szydłowem zaczęły się drogi, którymi nigdy jeszcze nie mieliśmy okazji jechać, no i teren też był ;). Przejeżdżaliśmy przez Płaczkowo- mijając wąskie, lecz długie jezioro Szydłowskie i dalej to Łosośniki i własna miejscowość Marcina- Marcinkowo :D. Gdzieś w tych okolicach było nam już tak gorąco, że musieliśmy pozbyć się kurtek i zacząć rowerowe opalanie- słońce idealnie przygrzewało ;). Z Marcinkowa do Kwieciszewa i dalej Kunowo. I tu zaczynamy jazdę wzdłuż kolejnego mega długiego jeziora- Pakoskiego. Jest ono tak długie, że rozciąga się od Kunowa aż do Pakości- ok. 20 km. Jest kawał wody. Wzdłuż jeziora mijaliśmy takie wioski jak: Góra, Krzyżanna, Strzelce, Kołodziejewo. W końcu wjechaliśmy do Janikowa- to był też jeden z celów na dzisiaj. Tutaj chcieliśmy zajechać nad zbiornik, w którym jest woda z sodą- pamiętam to miejsce z poprzedniej wycieczki z ekipą BS. No więc musiałem odtworzyć z pamięci, gdzie on się znajduje :). Jakoś poszło, chociaż trochę błądziliśmy, ale jak zobaczyliśmy hałdę przed sobą, to było łatwiej. Przedzieraliśmy się jakimś szutrem wzdłuż hałdy, która też spory kawałek się ciągnęła. Koniec końców wyjechaliśmy na znany mi asfalt. I zaproponowałem, żebyśmy wspięli się na hałdę. Było stromo i wejścia nie ułatwiały luźne kamienie, ale daliśmy radę. A z góry dobre widoki były- fotki i w dół. Schodziło się gorzej niż wchodziło- na tak sypkiej nawierzchni to podparcie z tyłu rękami, ugięcie nóg i właściwie jechało się razem z lawiną białych kamieni pod butami- czułem się jakbym jechał na snowboardzie :D. No i po zjechaniu na całym ubraniu mieliśmy biały pył- wyglądaliśmy jak synowie młynarza :D. Dalej pojechaliśmy nad zbiornik wody z sodą- przez słońce był fajny efekt, woda była błękitna ;). obłociliśmy i w drogę już teraz do samego Inowrocławia. Jeszcze po drodze mijaliśmy Kościelec. Do miasta wjechaliśmy od nieznanej mi strony- sporego parku Solankowego. Przyznaję, że zrobili bardzo fajne miejsce do wypoczynku i rekreacji- ławki, fontanny, ścieżki piesze i rowerowe. Ładnie tutaj :). Parkiem tym dojechaliśmy aż pod Tężnię Solankową, gdzie urządziliśmy dłuższa przerwę na jedzenie i odpoczynek. Po popasie ruszyliśmy do „starego” parku solankowego- tu niestety w każdej uliczce jest zakaz wjazdu rowerem, o czym dobitnie informują tablice. Nic, prowadziliśmy :D. W parku robimy sobie fotkę z gen. Sikorskim i focimy rzeźbę nagich niewiast ;). Później do sklepu po wodę i powrót pod park. Tu wstąpiłem do miejsca, gdzie całkiem niedawno odbywałem praktyki- uzdrowisko „Solanki”. Porozmawiałem ze znajomymi twarzami- wszyscy się dziwili, jak mówiłem, że przejechałem rowerem w odwiedziny :D. Trochę czasu spędziłem na pogaduszkach, miło było, ale czas wracać. Pożegnałem się i wróciłem do Marcina. „Na Qń” i w drogę powrotną. Mieliśmy jakieś 10 km okropnej jazdy drogą wojewódzką aż do Pakości. Ale podczas jazdy były śmiechy, bo patrząc po nazwach mijanych wsi spokojnie myśleliśmy, że jesteśmy w okolicach Gniezna. Mijaliśmy np. Rybitwy i Tuczno :D. Z Pakości udaliśmy się do Piechcina na tamtejszy kamieniołom, standardowo zajeżdżając nad zalaną część i później nad wielką dziurę. Z kamieniołomu jazda na następne atrakcje dnia- znany mi głaz narzutowy oraz źródło św. Huberta. Fajnie się jechało no i teren również był :). Ze źródła na Ostrówce, chwila na fotkę jeziora i w drogę do Gąsawy. Tutaj już zaczęły się znane mi tereny- lasem do Chomiąży Szlacheckiej, obok „Grodu Piasta”, Gąsawka i asfaltem aż na Gołąbki. Tu przerwa w sklepie na uzupełnienie wody i spalonych kalorii- a tych napaliliśmy sporo dzisiaj :D. Z Gołąbek to oklepana trasa lasem Dębowieckim i później asfaltem do Gniezna. Pożegnanie jak zawsze na torach i do domu.

    No i dziś zrobiłem najdłuższy trip w tym roku- mięśnie czworogłowe ud to dzisiaj (sobota) jeszcze czuję :D. Słońce też nam dało w kość, ale co tam.
    Wycieczka jak i towarzystwo Marcina przednie- czasami po drodze załączały się takie tematy, że były mega śmiechy. I tak się jeździ! ;)

    Wszystkich zdjęć tu nie wstawię, bo jest ich 80. Na fotorelację zapraszam pod adres: Ino- trip

    Początek- Mnichowo, 5:50 :D


    Młyn Zieleń


    Gąski :D


    Most w Marcinkowie


    Kościół w Kwieciszewie (chyba ;) )


    Wjeżdżamy!!!


    Jezioro Pakoskie



    Hałda w Janikowie








    A z góry takie widoki





    Tędy wchodziliśmy na hałdę...


    ...i schodziliśmy :D




    Zbiornik wody z sodą




    Prawda, że spora? 


    Cel osiągnięty!


    Tężnia Solankowa



    W parku solankowym





    Miejsce moich praktyk- uzdrowisko "Solanki" ;)



    Pakość




    Piechcin





    Fotka w fotce :D


    Kanion Kolorado ;)





    Głaz w lesie



    Źródło św. Huberta




    "Gród Piasta" w Chomiąży Szlacheckiej



    Na koniec
    Kwiatek dla wszystkich kobiet ;)



    125.00 Km 50.00 Km teren
    05:44 H 21.80 km/h
  • 47.42 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Nadnotecko- pałuckie rewiry

    Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 23.03.2014 | Komentarze 6

    Dzisiaj w końcu sobota z dobrą pogodą- nie to co ubiegły, więc oczywiście musiałem ją wykorzystać na dłuższe kręcenie. Wybrałem nadnoteckie rejony, czyli Barcin. Trasa tam jest dosyć dobra, bo szlak niebieski oznakowany z Gołąbek aż do samego Barcina, no i sporo terenu na dojeździe ;). Początek do Gniezna i przez Wełnicę do Dębówca i na Gołąbki. Krótki postój i znów na koń :). Standardowo asfaltem do doliny Gąsawki. Objazd ścieżki i w końcu zebrałem się i zjechałem Gąsawskiego „Szalonego Drwala” :D. Pierwsze dwa razy spokojnie się udało, za trzecim zachciało mi się fotki ze samowyzwalacza i na końcu zaliczyłem glebę. Koło jakoś podbiło na ostatnim pniu i poleciałem na bok. Jeszcze kciukiem trzasnąłem w drewnianą barierkę i dość mocno go zbiłem- do tego stopnia, że nie jestem w stanie operować wajchą do wrzucania na większe tarcze z przodu. Nic to, czym byłoby MTB bez kontuzji? ;). Z Doliny Gąsawki do Chomiąży Szlacheckiej i tu pojechałem inaczej niż ostatnio- nie przy „Grodzie Piasta” tylko po drugiej stronie jeziora. Cały czas jazda niebieskim szlakiem. I tak sobie spokojnie jadę po lesie, patrzę a tu ludzie z psem idą. W miarę duży i czarny pies. Ale chyba nie lubi Bikerów, bo doskoczył mi do nogi i mocniej kłami chwycił- nawet nie przebił skóry, tylko zdarł naskórek, krew nawet zbytnio nie poleciała, tylko bardzo niechętnie się sączyła, nawet nie poczułem tego chwycenia. Ja w nerwach, właścicielka psa też w nerwach. Jak się okazało przyjechali sobie na działkę, pani poszła po wodę utlenioną i plastry, przemyła mi to, nakleiła i dała mi plastry i wodę do późniejszego przemycia. Akcja była :D. Później jeszcze na chwilę przystanąłem, żeby sprawdzić, nic się z tą pseudo raną nie dzieje, więc jadę dalej do celu. Przez Pniewy, Ostrówce i Wójcin do Bracina. Po drodze fajne górki mijałem, no i dzisiejszy V- max zrobiony na zjeździe w Wójcinie. W Barcinie pojechałem na rynek i na promenadę nad Notecią. Tu na ławce dłuższa przerwa na żarełko i zmianę plastra. Miło się siedziało nad rzeką- cisza i spokój- klimat jest ;). No ale trzeba było ruszyć tyłek i jechać do domu. Powrót prawie identyczny jak dojazd- przez Wójcin, Ostrówce, Pniewy i Chomiążę Szlachecką- tu mała zmiana, bo przejazd obok „Grodu Piasta”. Dalej Gąsawka- tu też zmiana, nie przez dolinę, tylko asfaltem. No i asfaltem do Gołąbek, przez Dębówiec do Gniezna i do domu.

    Sam trip mega udany- sporo w terenie i po ekstra pałuckich wzniesieniach. Nawet nie miałem pojęcia, że teren tu jest taki pofałdowany ;).

    Pierwsza kontuzja też zaliczona, kciuk boli jak cholera i nie mogę go zginać- ale to minie. Ważniejsze, że mini „Drwal” zaliczony ;D. Ślad po psie na fotce wygląda gorzej niż w rzeczywistości- na pogotowiu nawet nie dali żadnego zastrzyku i nie dowiedziałem się w zasadzie niczego. No i przy okazji spotkałem Szymona, który to akurat miał nockę w pracy i chwilkę pogawędziliśmy. Pozdro! ;).

    Gołąbki


    Dolina Gąsawki





    Nad jeziorem Ostrowieckim




    Piechcińska hałda 


    Barcin








    Noteć



    "Gród Piasta"


    Na koniec- ślad po kłach psa. W rzeczywistości nie wygląda tak mega źle ;)



    104.70 Km 40.00 Km teren
    04:54 H 21.37 km/h
  • 36.86 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Turystyczne walory Ziemi Pałuckiej

    Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 7

    Plan na dzisiejszy wypad siedział mi w głowie chyba od środy :). Rano telefon do Pana Jurka, czy ma ochotę kręcić ze mną. Przystał na propozycję tripu i o 10:30 spotkaliśmy się na torach. Z Gniezna wyjechaliśmy w kierunku Gołąbek, po drodze mijając Wełnicę i śmigając lasem Dębówieckim. Na plaży w Gołąbkach zrobiliśmy postój na kanapki i wygrzewając się w słońcu, które pięknie dzisiaj grzało już od samego rana ;). Z Gołąbek na Dolinę rzeki Gąsawki, po drodze mijając jeziora Przedwieśnia i Wieśniata. Po dotarciu do Doliny Gąsawki postanowiliśmy obadać, czy ścieżka turystyczna jest już przejezdna. Okazało się, że jest już całkowicie sucha- co mnie trochę zaskoczyło, no i można spokojnie ją objechać. Tak więc ruszyliśmy po ścieżce pełnej korzeni, wspinając się na podjeździe, przejeżdżając przez mostek. Wyjechaliśmy przy jeziorze Oćwieckim i stąd obraliśmy kierunek na Chomiążę Szlachecką, aby zobaczyć Ośrodek Wypoczynkowy "Gród Piasta". Byłem tu pierwszy raz w ubiegłym roku, Pan Jurek natomiast pierwszy raz był dzisiaj. Obfociliśmy "Gród Piasta" i skierowaliśmy się w dalszą drogę do Wenecji. Przez Wenecję tylko przelatujemy i jedziemy do kolejnego celu tripu- przystanek z tarasem widokowym przed Gąsawą, z którego rozciąga się widok na jezioro Godawskie. Tutaj focimy i robimy dłużsży postój na posilenie się. Dalej to Gąsawa i już kierunek na Dębówiec. Od Gąsawy aż do lasu jechaliśmy z wmordewindem, który nas wychładzał, a mnie już masakrycznie denerwował ;). Na skraju lasu robimy kolejny postój na popas. Patrzymy, a tu jedzie jakiś rowerzysta- powiedzieliśmy sobie 'Cześć' i pojechał. W oczy rzucił mi się coś znajomy rower i po chwili namysłu mówię do Mistra Jerrego, że to Hyluś jechał :). Uświadomiłem to sobie, gdy już odjechał od nas. Pozdro Hyluś! ;). Droga do Gniezna to już ukojenie po wmordewindzie. W dużej części przez las i Wełnicę. Przejazd obok katedry, Wenecja i pożegnanie na torach.

    Wyszła całkiem fajna trasa ze sporą ilością terenu i po ekstra Pałuckich rewirach. Piękne widoki i nawet niezłe wzniesienia są w tych okolicach. Trzeba odwiedzać! ;)

    Grób napoleońskiego żołnierza



    Gołąbki


    Dolina rzeki Gąsawki










    Mini "Szalony Drwal" w dolinie Gąsawki ;)




    Ośrodek wypoczynkowy "Gród Piasta"





    Przystanek z punktem widokowym...


    ...a z góry Pałuckie krajobrazy





    Gąsawa



    Polecam wszystkim! :)



    91.17 Km 20.00 Km teren
    04:17 H 21.28 km/h
  • 40.28 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Rogowo, Dolina Gąsawki

    Niedziela, 20 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

    Po wczorajszych targach turystycznych w Poznaniu, zgadałem się z Marcinem, że trzeba się wybrać na dłuższą wycieczkę. Jeszcze w pociągu dywagowaliśmy gdzie można jechać- ostatecznie padło na Rogowo.
    W niedzielę zbiórka standardowo na Wenecji, gdzie już czekał Mr. Jerry, po chwili przyjechał Marcin i ruszyliśmy. Najpierw przez rynek, gdzie spotkaliśmy chłopaków z GKKG, którzy wybierali się do Wierzyc. W Mieście jeszcze podjechaliśmy na stację podpompować opony i już obraliśmy trasę do Rogowa. Początek przez Wełnicę, Dębówiec. Tu gdzieś pomyliliśmy drogę- ja też nie do końca pamiętałem jak jechać, do Rogowa tędy jechałem bardzo dawno (w zeszłym roku)- ale przez to trafiliśmy na jakieś budynki i jezioro, o którym nawet nie mieliśmy zielonego pojęcia. Ostatecznie wyjechaliśmy w Mięcierzynie- tutaj już każdy wiedział gdzie jesteśmy i jak jechać ;). Z Mięcierzyna już prosta, asfaltowa droga do Rogowa, jadąc kawałek krajową 5-tką. W Rogowie pojechaliśmy na rynek. Tutaj urządziliśmy dłuższą przerwę na śniadanie, przy okazji przejechałem się kawałek nowym rowerem Marcina- zmienił on ramę. Podregulowałem jeszcze Marcinowi tylną przerzutkę, bo pan D. spartaczył trochę robotę, nie naciągnął linki i to nie miało prawa dobrze działać. Po przerwie pojechaliśmy dalej- obraliśmy kierunek na dolinę Gąsawki, po drodze minęliśmy dworek w Grochowiskach Szlacheckich w którym mieści się hotel. Dalej wybitnie na czuja jadąc po polach, łąkach i lasach dojechaliśmy w końcu nad dolinę Gąsawki. Byłem tu pierwszy raz jesienią i jest tu równie pięknie jak wiosną- opadłe żółte liście tworzą fajny klimat lasu :). Po drodze jadąc za Marcinem nie zauważyłem pośród liści kałuży i oczywiście w nią wjechałem :D. Za Gąsawką przejechaliśmy obok knajpy, w której trochę się już przesiedziało ;) i dalej szosą pośrodku lasu w kierunku Gołąbek. Po drodze zrobiliśmy jeszcze mały postój nad jez. Wieśniata, gdzie jest całkiem czysta woda i dobre miejsce na ognisko. W Gołąbkach przerwa pod sklepem, gdzie była akcja w wykonaniu Mr. Jerrego, który chciał mnie poczęstować wafelkiem, ale nie chciałem :P. To wyglądało co najmniej dziwnie. Z Gołąbek standardowa trasa przez lasy, Dębówiec i Wełnicę do Gniezna, pożegnanie na torach i do domu przez Dalki.
    Aha i wracając do targów turystycznych nadmienię tylko, że zebrałem tyle przeróżnych map, przewodników turystycznych, folderów i gazetek, że prawie reklamówka mi nie wytrzymała ich ciężaru :D. Będzie w czym wybierać na rowerowe wycieczki :).

    166.81 Km 30.00 Km teren
    07:29 H 22.29 km/h
  • 42.56 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Kruszwica z ekipą

    Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 25.08.2013 | Komentarze 0

    Jakiś czas temu Uziel dał sygnał, że szykuje się wypad do Kruszwicy. Szybko zebrała się spora ekipa chętna na wycieczkę. Wyjazd z Gniezna trochę się opóźnił, ale ostatecznie na miejsce spotkania- Krzyżówkę docieramy o umówionej godzinie. Tam czekała reszta wycieczkowej ekipy- a ta była duża bo jechaliśmy w 10- cio osobowym składzie. Na początek kręcenie przez leśne dukty w kierunku pierwszej dzisiaj atrakcji turystycznej- mostu kolejowego w Marcinkowie. Po drodze przejeżdżamy przez okolice Kinna i Słowikowa. Do mostu musieliśmy dokręcić po torach, które to były zarośnięte przeróżnym dziadostwem. Przed mostem były objaśnienia jak należy przechodzić na drugą stronę, żeby nie zlecieć na dół :). Gdy w końcu wszyscy się zebrali i przeszli na drugi koniec mostu, zrobiliśmy przerwę na śniadanie. Dalsza trasa to znów kawałek po torach i polach, przez Gębice oraz Strzelno. Dalej dojeżdżamy do kolejnego celu wyprawy- Kruszwicy i Mysiej Wieży. Kupujemy bilety, wdrapujemy się schodami na górę, fotki, podziwianie widoków. Przy wieży spotykamy również rowerową ekipą z Konina, z którą robimy sobie fotkę. Następnie przerwa na zakupy w sklepie i dalej w drogę. Następna atrakcja to pałac w Kobylnikach, gdzie Kuba miał wyczaić dla wszystkich po dewolaju, ale coś kiepsko mu poszło w tej sprawie :D. Z Kobylnik ruszamy na kolejny dzisiaj most kolejowy nad jeziorem Bronisławskim. Znów przedzieraliśmy się zarośniętą ścieżką wzdłuż torów. Przy moście przerwa na posiłek lub orzeźwiające napoje typu Radler jabłkowy :). Po przerwie ruszyliśmy na kolejny most kolejowy w Żabnie. Niektórzy byli tak żądni adrenaliny, że wchodzą na sam szczyt mostu. Tutaj też robimy wspólną fotkę i ruszamy w stronę Gniezna. Droga powrotna wiodła przez Wylatowo, Popielewo i Piaski- tu żegnamy się z Uzielem, Bobiko oraz Jubilatem. Do Gniezna jedziemy 6- cio osobową ekipą. W mieście odwiedzamy Piotra i Pawła, odprowadzamy Sebka do pracy- przy okazji oprowadził nas po garażu PSP i zrobiliśmy fotkę przy Fordzie :). Przy przejeździe na Dalkach pożegnania z chłopakami i do domu.

    Początek po torach © micor

    Widok z Mysiej Wieży © micor

    Pałac w Kobylnikach © micor

    Drugi dzisiaj most © micor

    Niektórzy szczytowali lepiej © micor

    Na koniec- Fordzik © micor


    101.61 Km 20.00 Km teren
    04:51 H 20.95 km/h
  • 57.84 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Night rider

    Piątek, 2 sierpnia 2013 · dodano: 02.08.2013 | Komentarze 0

    Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł na nocną jazdę w okolicach Mogilna i Wału Wydartowskiego. W końcu udało się zgadać i można było jechać. Na tę wyprawę zebrali się chętni: Marcin, Kuba, Piotras i ja. Zbiórka o 23 na Wenecji i ruszamy na nocne pomykanie. Z początku udaliśmy się Lasami Królewskimi na Gołąbki. Jechało się bardzo przyjemnie- było ciepło, zero wiatru, nawet chmur nie było wiele na niebie. Z Gołąbek pięknym asfaltem do Gąsawki, po drodze zauważyłem, że baterie w lampkach są na wyczerpaniu. Na szczęście kompani mają dość mocne lampki, więc swoje na razie wyłączyłem. Z Gąsawki pojechaliśmy do Mogilna, gdzie wstępujemy na stację- oczywiście dokonuję zakupu baterii i lampki ożyły :). W Mogilnie odwiedzamy jeszcze park z pięknie podświetloną fontanną. Kuba nawet uciął krótką gadaninę z policjantami wypytując o całodobową Żabkę- szczegół, że sklep całodobowy był po drugiej stronie ulicy :D. Po wizycie w sklepie ruszyliśmy już do Duszna terenową drogą. Pod wieżę zajechaliśmy sporo przed wschodem słońca, wypiliśmy po Radlerku i rozłożyliśmy się na ławkach w celu odpoczynku. Niektórzy nawet wykorzystali ten czas na drzemkę ;). Im było jaśniej, im bliżej wschodu słońca, tym na niebie pojawiało się więcej chmur. Zdecydowaliśmy więc odpuścić bezsensowne czekanie na to po co tu właściwie przyjechaliśmy- no niestety... Z Duszna obraliśmy kierunek asfaltem przez Kierzkowo i Niewolno do Trzemeszna. Tam chcieliśmy wstąpić na stację po kawę, niestety mieli przerwę i nie udało się kupić :/. Z Trzemeszna do Gniezna śmigamy przez Wymysłowo, Kalinę i Wierzbiczany. Na torach na Dalkach brakowało trochę do setki więc Kuba i Marcin odprowadzili mnie do Mnichowa. Na miejscu do setki brakowało mi jakichś 3 km więc zrobiłem jeszcze krótką pętlę i do domu.

    Wyprawa wyszła super, nocna jazda ma swój klimat nie do podrobienia. Dzięki Kubie, Marcinowi oraz Piotrasowi, że chciało Wam się jechać i dotrwaliście dzielnie do rana :).

    Fotki od Kuby:
    We wsi Gołąbki © kubolsky

    Przerwa na energetyka © kubolsky

    Półmetek zaliczony - fontanna w Mogilnie © kubolsky

    Cel osiągnięty - wieża w Dusznie © kubolsky

    Kolacja/śniadanie (?) © kubolsky

    Grupfoto na Wierzbiczanach © kubolsky


    150.82 Km 25.00 Km teren
    06:42 H 22.51 km/h
  • 54.69 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Piechcin z ekipą BS

    Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 0

    Rano dostałem telefon od Pana Jurka z inforamcją, że szykuje się wyjazd na kamieniołom w Piechcinie. Jako, że miałem cały dzionek wolny to powiedziałem, że jadę. Zbiórka o 12 na Wenecji, gdzie już czekał Pan Jurek i chwilę czekaliśmy na Marcina. Po drodze jeszcze musiałem wstąpić do babci po bidon i jazda. Jedziemy przez Jankowo, Jastrzębowo do Kruchowa, gdzie czekał na nas Sebek. W drodze do Kruchowa narzuciliśmy bardzo szybkie tempo- ponad 30 km/h- nawet raz zgubiliśmy Pana Jurka :). Z Kruchowa ruszyliśmy już do celu czyli Piechcina przez Niestronno oraz Dąbrowę (nie Górniczą :D). U celu najpierw pokręciliśmy się po zalanej części kamieniołomu, nastepnie udaliśmy się na wyeksplostowaną część- wielką dziurę (Kanion Kolorado). Przy wyjeździe zaliczam OTB, na szczęście skończyło się na kilku otarciach, przestawionej kierownicy i przestawionym rogu :). Dalej wracamy nad zalaną część, tym razem dróżką po drugiej stronie, tam chwila przerwy na fotki i dalej w drogę. Udaliśmy się na jedną z wielkich hałd, gdzie dziś udało się wjechać- nie tak jak kiedyś, gdy ledwo co wjechaliśmy i ochrona wyprosiła ;). Dojechaliśmy do podjazdu na szczyt, wrzuciliśmy lekkie zębatki i jazda na górę. Chwila wspinania się i dotarliśmy na szczyt hałdy. Dla takich widoków warto było się pomęczyć. Po zrobieniu sporej ilości zdjęć zabieramy się za zjazd. Chmury białego kurzu wylatują spod opon, wyciągam na zjeździe 52 km/h- więcej może i by dało radę, ale na tej nawierzcni wolałem nie ryzykować, gdyż podczas hamowania bike tańczył na wszystkie strony. Powrót przez zamkniętą jeszcze obwodnicę Mogilne, która już mogłaby być otwarta, gdyby nie za nisko wiszącę linie wysokiego napięcia- póki co to jest autostrada dla rolkarzy i rowerzystów :D :D. Dalej to już Mogilno i wytchienie przy fontannie, następnie Wał Wydartowski, gdzie stoi sobie Renia w środku pola i wyjmują z niej przeróżne części. Dalej trafiliśmy na małe szczeniaczki, które się przymilały :). Kolejno skrótem do Niewolna, gdzie żegnamy się z Sebastianem. My jedziemy przez Pasiekę, Strzyżewo Paczkowe, Jankowo do Gniezna. Pzy torach na Dalkach żegnamy się z Panem Jurkiem, kawałek dalej żegnam się z Marcinem i jadę do domu.

    Fotki:
    Zalana część kamieniołomu © micor

    Nieczynna część © micor

    Zalany kamieniołom © micor

    Marcin w Chorwacji :) © micor

    A tu panorama z innej perspektywy © micor

    Maszyny napotkane przy wyjeździe :) © micor

    A to już czynna część © micor

    Tabliczka z ostrzeżeniem © micor

    Takie widoki czekały na szczycie hałdy © micor

    Panorama z góry © micor

    A to już wyrobisko na dole © micor

    Fajne ślady można zostawić :) © micor

    Rowerowa autostrada © micor

    Jedziemy! © micor

    Przy fontannie w Mogilnie © micor

    Rozgrabiona Renia © micor

    Silnik tanio sprzedam :D © micor

    Słodkie szczeniaczki © micor


    Kilka fotek do Sebka:
    Mam dosyć, idę skoczyć :D © micor

    Hmmm... Na główkę?? :) © micor

    A w ciul. Chcę lepsze miejsce! © micor

    O tak, tu jest dobrze :D © micor

    Chwila po OTB :) © micor

    Skała- nos © micor

    Pozdrowienia dla fotografa :) © micor

    Czekaaajcie za mną :D © micor

    Początek podjazdu na hałdę © micor

    I końcówka © micor

    Jestem na górze! © micor

    Grupowa fotka na szczycie © micor

    No to siup w dół ;) © micor

    Tumany kurzu spod kół lecą :) © micor

    Panowie, ale super ten zjazd! :) © micor

    Byle do przodu! © micor


    117.51 Km 40.00 Km teren
    05:50 H 20.14 km/h
  • 41.39 km/h Max
  • Bike: Lawinka

    Barcin

    Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 1